15.

95 7 1
                                    

Dom to nie tylko ściany, podłoga i dach. To nie tylko miejsce, w którym jecie i śpicie. To cząstka was, dająca wam poczucie bezpieczeństwa, azyl, wasze własne miejsce na ziemi.
To nie tylko mury upadły i pozostał po nich gruz. To upadły wspomnienia, część ich i miejsce, do którego zawsze wracali.
Tego dnia zarówno chłopcy, jak i Chizuru i Nanami stracili zbyt wiele.
Docenia się po stracie, to na pewno.

Obwiniała się i to cholernie mocno. Siedziała przy śpiącym Jungkooku i wiedziała, że to jej najbardziej zależało na zemście, a była pewna, że to sprawka ludzi HeSoo.
Nie miała pojęcia skąd wiedzieli, że to oni zabili HeSoo, ale odłożyła te myśli na kiedy indziej.
Teraz martwiła się tylko o niego.
Siedziała i ukryła jego dłoń w swoich rękach. Próbowała oswoić się z tym, że stracił dużo krwi, rany są głębokie a na koniec zostaną ogromne blizny. Jeszcze nie wiadomo czy z tego wyjdzie bo praca jego serca jest zaburzona. Leżał podpięty pod dziwne urządzenie a ona uświadomiła sobie jak bardzo jej na nim zależy.
A teraz przez nią, jego ciało zostało oszpecone na zawsze...

Ogień zawsze ją fascynował ale jak pomyślała o tym ile wyrządził dzisiaj szkód, znienawidziła go.
- Zawołaj Nami, też pewnie chce wiedzieć - powiedział Tae i delikatnie pocałował ją w usta kiedy wszyscy siedzieli w jednym z pokoi. Statek powoli płynął a ona nawet nie spytała dokąd, rozmowa jest potrzebna.
Niechętnie wstała i obrzuciła spojrzeniem swojego chłopaka.
Pół jego twarzy od strony gdzie miał poparzoną rękę, była czerwona ale lekarz mówił, że to bardzo szybko się zagoi. Od barku do łokcia miał gruby opatrunek, który musi zmieniać dwa razy dziennie. Nie chciała narazie nawet sobie wyobrażać jak bardzo cierpiał i to, że mimo opatrunku i różnych środków odczuwa wieki ból.
Powoli otworzyła drzwi i widok ją rozczulił. Nanami siedziała przy łóżku Jungkooka i ściskając jego rękę płakała.
- Nami... - zaczęła a ona powoli wstała i przytuliła się.
- To moja wina - zaszlochała - Nienawidzę siebie.
- To wcale nie jest twoja wina, każdy tego chciał - blondynka pogładziła ją po plecach. - Chodź, musimy to wszystko omówić.
- Nie chce od niego odchodzić - powiedziała i spojrzała na chłopaka.
- Tylko chwila, pan Min będzie nad nim czuwał - powiedziała Chizuru ukłaniając się do starszego lekarza siedzącego w kącie pokoju i szybko wyciągnęła z niego Nanami.
Weszły do chłopaków i szybko zajęły miejsca.
- Przepraszam - powiedziała szybko Nanami - Gdyby nie...
- To nie jest twoja wina - zaczął NamJoon - Wszyscy tego chcieliśmy
- Jak to się w ogóle stało? - spytała Chizuru i gladziła Tae po włosach.
- GDragon mi napisał, że nas szukają - zaczął Jimin - Zapewnił, że się nie wygadał, że nas zna ale wtedy wtrąciła się jakąś dziewczyna i wiedziała o nas wszystko... Dosłownie wszystko.
- Hikari.. - powiedziała Chizuru i z niedowierzania, aż zakryła usta dłonią. Nanami poczuła wielki ścisk w gardle i wymieniła spojrzenia z przyjaciółką.
Wiedziała, że blondynka teraz obwinia za wszystko również siebie. Gdyby od początku odrzuciły propozycję chłopaków, nie byłoby teraz problemu... Ale nie poznałyby tych wspaniałych osób.
Chizuru czuła jak coś ściska jej serce i nie mogła pojąć tego, dlaczego Hikari tak je krzywdzi. Robi wszystko, aby one cierpiały i to kosztem innych.
- Wiedziałem, że po nas przyjadą - mówił dalej Jimin - Ale nie sądziłem, że spalą, wydadzą... zniszczą nam domy...
- Co właściwie stało się Jungkookowi i tobie? - spytał Jin patrząc na Tae.
- Okrążyli nas... - zaczął po chwili Taehyung i odchrząknął bo głos mu się łamał - Wyciągnęli Jungkooka z samochodu i zaczęli go bić. Bronił się skutecznie ale zjechało się ich więcej. Dorwali też mnie i wypytywali o wszystko. Nagle usłyszałem krzyk Jungkooka i zobaczyłem jak jakiś koleś z dwoma szyletami w rękach przeżyna jego brzuch - mówił a wszyscy słuchali w kompletnej ciszy, poczuł jak Chizuru łapie go za dłoń.
Nanami aż zrobiło się nie dobrze a HoSeok miał podobną minę
- Ciął go jak pierdolonego świniaka i wrzucił z powrotem do samochodu. Jego krzyki były przerażające... Wyrwałem się im i rzuciłem mu na pomoc. Próbowałem go stamtąd zabrać ale wtedy zaczeli oblewać benzyną wokół samochodu. Udało mi się wziąć go na plecy a wtedy jeden z nich oblał mnie benzyną. Trafił właśnie w rękę i rzucił zapalniczkę..
Płonęło wszystko ale ja nie mogłem zostawić Jungkooka. Moja ręką zaczęła płonąć a ja wciąż go niosłem. Ból był nie do zniesienia, wiec praktycznie pobiegłem do samochodu, zapominając o tym jaki ciężki jest Jungkook. Ogień wyrwał się spod kontroli a ja szybko wrzuciłem go do wozu. Wyjąc z bólu oblałem rekę wodą i odjechałem... Zdążyłem chwilę przed wybuchem samochodu Kooka, sądzę, że tamci nie zdążyli..
Zapadła głucha cisza a Chizuru szlochała w rękaw Tae. Chłopak przyciągnął ją bliżej siebie i pocałował w głowę. Sam miał łzy w oczach. Uratował przyjaciela i wie, że każdy z tutaj siedzących zrobiłby to samo.
- Dziękuję, że go nie zostawiłeś.. - powiedziała cichutko Nanami i z nerwów bawiła się swoimi paznokciami.
- Nie potrafiłbym. Wiem, że każdy z was też - odparł Tae i spojrzał na każdego.
Celem każdej przyjaźni jest dawanie siły drugiej osobie, bycie przy niej.
Każdy z nich zdał sobie sprawę co ich wszystkich tak naprawdę łączy.
I nie jest to podobny los, spisany teraz na straty, nie jest to zniszczony obraz dzieciństwa i miłości...
Jest to niezwykła moc przyjaźni jaką się obdarowali, mimo wszystko i po tak krótkim czasie.
W pewnej chwili JHope wstał i podszedł do Tae. On i Chizuru również wstali. Teraz wszyscy się przytulali nie kryjąc łez ani smutków. Wiedzieli, że są tu dla siebie.
Stali się jedną, wielką rodziną.
- Płyniemy do Japonii - zaczął wzruszony Namjoon po czym poklepał Tae po zdrowym ramieniu - Stamtąd czeka nas lot do Los Angeles... Tutaj wszyscy jesteśmy poszukiwani...
- To niedorzeczne, niczego nam nie udowodnią... - powiedziała Nanami na chwilę odzyskując trzeźwe myślenie ale ręce wciąż jej się trzęsły.
- Sądzę, że wasza przyjaciółka postarała się o brudy i na was i na nas... - mruknął ponuro JHope.
Przyjaciół wybierasz sobie samych ale tylko tych prawdziwych, wybiera ci czas...

Odpoczywali w swoich łóżkach a Tae nie mógł znieść myśli, że blondynka bedzie się go brzydziła.
Wiedział, że i tak miał szczęście. Mógł tam zdechnąć na miejscu albo usmażyć się znacznie więcej.
Kochał ich wszystkich. Byli jego braćmi, których sam sobie wybrał. Ale to z Jungkookiem był związany najbardziej. Nigdy, nigdy nie wybaczyłby sobie gdyby wtedy stchórzył i go zostawił.
Był twardy ale teraz oczy zaszły mu łzami bo przypomniał sobie tamten ból.
- Tae? - obudził ją szloch chłopaka - Ojeju co się dzieje? - natychmiast przysunęła się bliżej niego i pogładziła jego głowę - Kochanie...
- Nie będę ci się podobał z taką ręką, wiem to... - wychlipiał i zdał sobie sprawę, że ta ręką wygląda naprawdę szpetnie
- Kim Taehyung zabraniam ci tak mówić! - powiedziała i złapała jego twarz w dłonie, spojrzała mu głęboko w oczy - Kocham cię i na zawsze będziesz dla mnie piękny.
Pocałowała go w usta i sachowała twarz w jego szyi, mocno go przutulając.
- Okropnie się boję...
- Nie masz czego, nigdy cię nie opuszczę... - zaczęła i pocałowała go w głowę - Jesteś moim największym i jedynym szczęściem, powodem dla którego się uśmiecham i chce mi się rano wstawać. Kocham cię głupku.
Po jego policzkach spłynęły ostatnie słone łzy i przekręcił głowę, aby móc ją pocałować.
Wiedział, że lekiem na wszystko jest ona i jej bezgraniczna miłość.

Poprosiła, aby mogła spać w pokoju, w którym leży Jungkook. Zamieniła się miejscem z doktorem Minem i obiecała mu, że gdy cokolwiek niepokojącego się zadzieje to go zawoła. Nie musiał się długo zastanawiać czy się zgodzić, widział jej ból i to jak jej na tym zależy.
Nie mogła jednak zasnąć bo myśli praktycznie rozsadzały jej głowę.
Siedziała przy Jungkooku i patrzyła jak nawet spod opatrunku widać wybrzuszenia. Lekarz Min zszył jego rany, szwami przyspieszającymi gojenie jednak Jungkook i tak przez pewien czas musiał pozostać w bezruchu. Min zapewniał, że lekarstwa i maści jakie ma są najlepsze na rynku a przez to bardzo drogie.
- Nami... - usłyszała jego słaby głos i natychmiast znalazła się tuż przy jego buzi.
- Kookie nie wykonuj gwałtownych ruchów, poruszaj tylko głową, nie spinaj brzucha - mówiła przejęta a on uśmiechnął się na zdrobnienie swojego imienia.
- Czyli diabeł też ma serce - uśmiechnął się a ona zrobiła to samo - Czemu tutaj jesteś?
- Nie chcę cię zostawiać, chce być przy tobie - powiedziała ze łzami w oczach łapiąc go za dłoń a jego serce zabiło mocniej - Jesteś osłabiony, śpij - powiedziała i nie mogła oprzeć się, aby nie złączyć ich ust w pocałunku.
Gdy oderwała od niego wargi, wiedział że było to szczere i z uczuciem. Spojrzał jej w oczy a ona szybko poszła do łóżka. Zasnął z uśmiechem na ustach i przepełniony nadzieją, że wyjdzie z tego, aby móc już zawsze patrzeć w jej oczy.
Będzie walczył o siebie, dla niej.

_____
Wiem, że zaniedbałam was z opowieścią i jej dodawaniem ale ostatnio zaniedbuje wszystko, nawet siebie  :/

~Gangsta squad~BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz