Gdy opuścił pomieszczenie, zsunęła się wzdłuż ściany prosto na posadzkę. Skryła twarz w dłoniach i dopiero gdy była pewna, iż Seijūrō jej nie usłyszy, postanowiła w końcu dać upust targającym nią od dłuższego czasu emocjom.
To wszystko powoli zaczęło kobietę przerastać. Rozstanie z człowiekiem, z którym na dobrą sprawę wiązała swoją przyszłość. Małżeństwo z despotą, który z jakiegoś powodu nie chciał pokazać jej swej drugiej strony. I Aomine Daiki — nadzieja na wyrwanie się ze szponów okrutnie drwiącego sobie z niej losu.
Nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Cała ta sytuacja z każdym dniem przytłaczała ją coraz bardziej. Podjęcie jakichkolwiek kroków wydawało się bez sensu. Wszakże decyzja zapadła już dawno, a ona może trochę wbrew swej woli, jednak się na to zgodziła. Przystała na narzucone z góry małżeństwo. Poślubiła człowieka, który wzbudzał w niej jedynie niechęć.
A może i coś więcej?
Jakkolwiek by na to nie spojrzała, Seijūrō był pociągającym mężczyzną. Nawet w łóżku zaczęła odczuwać coraz to większą przyjemność. Nie musiała udawać. Czerwonowłosy brunetkę niewątpliwie pociągał. Potrafił wzbudził pożądanie, nawet jeśli wciąż upierała się, iż czuje do niego jedynie rosnącą z każdym dniem nienawiść.
Niestety wszystko się zmieniało, gdy przybierał swój chłodny ton. Robił się wtedy nad wyraz nieprzyjemny. Gardził własną żoną i jawnie to okazywał. Ona jednak w żadnym razie nie potrafiła mu się postawić. Bała się go, chociaż sama rzuciła mu wyzwanie.
Przegrywała, i to z kretesem.
Po odejściu mężczyzny, siedziała tam jeszcze dość długo. Nie miała ani siły, ani chęci aby się podnieść. I pewnie w ogóle by się nie ruszyła, gdyby nie ogarniające ją z każdą chwilą coraz to większe zmęczenie. Dzielenie łóżka z mężem zdecydowanie ją przerażało. Nie mogła jednak pozwolić sobie na kolejną porażkę. Tym bardziej iż czerwonowłosy górował nad nią zdecydowanie zbyt często.
— W końcu jesteś. — Dało się słyszeć głos Seijūrō, gdy Yukino stanęła w progu ich wspólnej sypialni.
Jak w dniu ślubu, tak teraz stał przy oknie i bacznie obserwował małżonkę. Pomarańczowe oko błysnęło złowrogo, dając kobiecie jasno do zrozumienia, że ma się trzymać na baczności. Każdy kolejny, niewłaściwy z jej strony ruch, mógł wywołać w mężczyźnie złość. Chociaż była skora stwierdzić, iż w przypadku tego człowieka te określenie nie najlepiej do niego pasowało.
Nie denerwował się w typowy dla wielu ludzi sposób. Zawsze starał się zachowywać powagę. Tylko jego oczy nasuwające na myśl, iż ich właściciel jest nad wyraz niebezpieczny, dawały jasno do zrozumienia, co w danym momencie czuje. A teraz z całą pewnością brunetką gardził.
— Długo kazałaś na siebie czekać — ciągnął, nie usłyszawszy od kobiety żadnej odpowiedzi.
— Musiałam co nieco sobie przemyśleć — odparła zgodnie z prawdą.
— A cóż to takiego trapi moją szanowną małżonkę? — zapytał. W jego głosie wyraźnie wyczuła ironię.
— Nie twój interes.
— A może jednak mój? — Stanął naprzeciwko kobiety. Był tak blisko, iż czuła jak jego ciało delikatnie napiera na jej własne. — Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że jednak coś przede mną ukrywasz.
— To jest raczej niemożliwe — stwierdziła. — W końcu tobie nic nigdy nie umknie.
— Masz rację. — Uśmiechnął się do niej delikatnie. Jednak wcale nie dodało mu to uroku, a już ma pewno nie uspokoiło zdenerwowanej kobiety. Zwłaszcza że w tym na pozór pokrzepiającym geście, widać było groźbę.
CZYTASZ
Presja
FanfictionNikt nie lubi nie mieć wyboru. Nikt nie lubi tracić wpływu na własną egzystencję. Nikt nie chce dzielić życia z kimś, kogo nie kocha. Skazani na swe towarzystwo, bez nadziei na szczęśliwą przyszłość. To miał być tylko układ. Jedna z wielu transakcji...