Dzień nie zaczął się dla niej najlepiej. Prawdę powiedziawszy — gorzej być nie mogło. Jeśli istniało coś, co przerażało ją bardziej niż życie w ciele Syriusza Blacka, był to sam Syriusz Black. Na jej nieszczęście owe zło wcielało się obecnie w nią samą, co napawało Amelię szczerym, niekontrolowanym przerażeniem.
Spotkanie na korytarzu zdecydowanie podsyciło jej obawy. Gryfon zachowywał się bowiem dokładnie tak, jak robiłby to zawsze — kompletnie niestosownie. Nie dość, że nie przejął się sytuacją, to jeszcze zostawił dziewczynę z niezwykle naglącym problemem, który wywoływał rumieniec nawet na jej duszy. O ile coś takiego było w ogóle możliwe.
Amelia poczłapała do najbliższej toalety z dwoma mocnymi postanowieniami — nie dopuścić do pęknięcia pęcherza i nie umrzeć ze wstydu. Z każdym kolejnym krokiem zaczynała rozumieć, że przydałby się także trzeci cel — nie zwymiotować na własne buty. Starała się oczyścić umysł z wszelkich negatywnych myśli. Daj spokój, to zwykła, fizjologiczna potrzeba, powtarzała sobie nieustannie, ale doskonale wiedziała, że były to marne słowa pocieszenia. Naprawdę nie chciała mieć nic wspólnego z Syriuszem Blackiem, a już na pewno nie z tą częścią jego ciała.
Toaleta świeciła pustkami — zgodnie z oczekiwaniami. Amelia wiedziała, że nie obejdzie się bez przemów motywacyjnych i histerycznego śmiechu, gdy po raz kolejny zda sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. I choć nie miałaby nic przeciwko zepsuciu reputacji Gryfona, myśl, że on doskonale wiedziałby, komu zawdzięcza taki stan rzeczy, wcale nie działała pozytywnie na samopoczucie. Poza tym ludzie nie byli ślepi, przynajmniej w większości. Ktoś musiałby zauważyć nagłą zmianę w zachowaniu chłopaka i — znając jej szczęście — na pewno byłaby to najmniej odpowiednia do tego osoba.
Amelia wpadła do jednej z kabin i stanęła na wprost muszli klozetowej. Jej twarz wyrażała czyste przerażenie, a nogi trzęsły się jak galareta. Starała się je za wszelką cenę uspokoić, bo wibracje jedynie zwiększały uczucie parcia, towarzyszące dziewczynie od dłuższej chwili. Wzięła głęboki wdech i uniosła klapę.
— Dasz radę — mruknęła do siebie, a brzmienie jej głosu zaprzeczało pokrzepiającym słowom. — Nie musisz nawet patrzeć.
Rozpięła rozporek i przeniosła wzrok na sufit, czując ciepło rozlewające się po twarzy. Może dałaby radę wyczarować gumowe rękawice? Cokolwiek, co mogłoby zapewnić barierę między jej dłonią a... tym.
— Beckett, weź się w garść — jęknęła żałośnie i, zanim zdążyła się rozmyślić, zsunęła bokserki razem ze spodniami. — Merlinie...
Spojrzała w dół i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy zaczęło jej się kręcić w głowie. Oczywiście wiedziała, jak właściwie powinny wyglądać męskie genitalia, co wcale nie zmieniało faktu, że nigdy nie spodziewała się ujrzeć ich w takiej sytuacji. Nie podejrzewała również, że będzie je kiedykolwiek mieć. Być może to właśnie szok pozwolił jej przebrnąć przez następną minutę bez trwałego uszczerbku na zdrowiu, ale gdy odzyskała świadomość, stała przed umywalką, myjąc dłonie z ogromną zawziętością.
— No i po wszystkim — westchnęła z ulgą.
Niestety wcale nie było po wszystkim. Drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem, a w progu stanął James Potter, którego uśmiech zamienił się w kompletną dezorientację, gdy jego wzrok spoczął na dziewczynie.
— Co, do cholery... — mruknął i sięgnął do kieszeni po kawałek poskładanego pergaminu.
Amelia przyglądała się jego poczynaniom z niepokojem, jednak zdecydowała się niczego nie mówić. Dlaczego właściwie tu przyszedł? I skąd wiedział, gdzie jej szukać? Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś taki, jak Potter śledził ją od momentu wyjścia z Wieży Gryffindoru. Wątpiła jednak, że na jego twarzy malowałoby się teraz ogromne zdziwienie, jeśli faktycznie podążałby za nią. Słyszałby przecież całą rozmowę z Blackiem i Melindą, co dałoby mu całkiem dobry obraz sytuacji.
CZYTASZ
Czarno to widzę ✔ [Syriusz Black x OC]
FanficCiało Amelii Beckett miało jedną, ogromną zaletę - od siedemnastu lat należało tylko i wyłącznie do niej. Dziewczyna zdecydowanie nie spodziewała się, że ulegnie to kiedyś zmianie. No bo kto właściwie spodziewałby się, że nagle obudzi się w nieswoim...