#12. Randka...

6.9K 510 199
                                    

— Och, na gacie Merlina, Beckett! Po prostu mnie obejmij — warknął Syriusz i zbliżył się do dziewczyny, która spoglądała na niego kątem oka z przerażeniem.

— O-objąć cię? — wyjąkała, a on wywrócił oczami.

Byli na randce. Czego niby się spodziewała? Ach, no tak... Niczego, bo przecież skąd miała wiedzieć, jak właściwie wyglądała prawdziwa randka? Black nie mógł uwierzyć, że akurat jemu przypadł ten wątpliwy zaszczyt.

— Czy ja mówię niewyraźnie? — warknął w odpowiedzi, po czym zbliżył się jeszcze bardziej i umieścił dłoń na... technicznie rzecz biorąc, swoim biodrze.

Czuł się nad wyraz głupio; przebywanie w ciele dziewczyny okazało się nieco upokarzające dla jego, wciąż bardzo męskiej, dumy. Był niski i musiał nieustannie zadzierać głowę, żeby posłać Amelii pogardliwe bądź wściekłe spojrzenie. Sam fakt, że nie mógł obecnie uwiesić się na ramieniu jakiejś atrakcyjnej uczennicy i wyszeptać do jej ucha kilku słodkich słówek, sprawiał, że chciało mu się — o zgrozo — płakać.

Syriusz podejrzewał, że miało to związek z jego... kobiecym problemem, co budziło jeszcze większą wściekłość. Nie zasługiwał na przeżywanie tych męczarni. Nie chodziło jedynie o fizyczny ból; spoglądanie w lustro z myślą, że czuł się kompletnie nieatrakcyjny, nie należało do przyjemnych rzeczy. Szybko doszedł do wniosku, że dziewczyny miały przekichane, co z kolei zrodziło w nim niechętny podziw; co miesiąc mierzyły się z podobnymi fanaberiami i, choć często stawały się nie do zniesienia, nie zachowywały się nawet w połowie tak idiotycznie, jak on sam. A warczenie na Beckett, bo czuła się równie głupio, co on, było tego świetnym przykładem.

— Przepraszam — powiedział słabo, a Amelia parsknęła śmiechem. — To chyba wina... no wiesz.

— Black, ale z ciebie płaczliwa baba — odparła Krukonka i objęła go nieśmiało.

Zrobiła to tak delikatnie, że Syriusz prawie nie poczuł jej dotyku. Chwycił więc rękę dziewczyny i pociągnął w dół, zmuszając ją do uwieszenia się na jego ramieniu.

— A za to z ciebie taki facet, jak z koziej dupy trąba.

Beckett zamilkła, wyraźnie zirytowana tym komentarzem, co wprawiło go w lepszy nastrój. Najwyraźniej czerpanie satysfakcji z cudzego nieszczęścia było normalne, gdy cały świat zdawał się mu przeszkadzać.

Cisza nie trwała długo, bo dziewczyna odchrząknęła i spojrzała na niego kątem oka.

— Powiedziałeś Melindzie prawdę — oznajmiła, a on wzruszył ramionami.

— Nie dała mi wyjścia. Zagroziła, że powie McGonagall o pojedynku.

— Co?! — pisnęła w odpowiedzi Beckett, czym zasłużyła sobie na pełny wściekłości wzrok.

— Ludzie patrzą, idiotko — syknął i rozejrzał się wokół.

Faktycznie kilka osób patrzyło w ich stronę, więc Syriusz uśmiechnął się słodko i zamrugał kokieteryjnie, licząc, że uwiarygodni to tę całą... randkę. Znajdowali się na obrzeżach Hogsmeade, a Amelia wciąż przypominała bardziej kłodę drewna niż wyluzowanego Huncwota w jego żywiole.

— Porozmawiamy o tym później — mruknął i pokręcił głową. — Póki co postaraj się wyglądać na nieco mniej przerażoną. Przysięgam, nie mam pojęcia, jak ludzie mogą nie dostrzegać tej rażącej zmiany w zachowaniu Syriusza Blacka. Zachowujesz się jak jakaś cnotka niewydymka!

— Black... Przysięgam, jeszcze jedno słowo, a...

— A co? Chyba już to kiedyś mówiłem, ale prędzej Smarkerus umyje włosy niż ty złamiesz regulamin — prychnął Syriusz i uśmiechnął się triumfalnie.

Czarno to widzę ✔  [Syriusz Black x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz