Pożegnalna uczta, choć niemalże identyczna do tych z poprzednich lat, odbywała się w całkowicie innej atmosferze. Amelia rozglądała się wokół z mieszanymi uczuciami — radością, smutkiem, goryczą, ekscytacją, strachem. Nie sądziła, że w ogóle da się czuć tyle sprzecznych emocji na raz, ale uciążliwy ścisk żołądka i napięcie całego ciała stanowiło jedyny dowód, jakiego potrzebowała.
Większość uczniów wyglądało na prawdziwie szczęśliwych — nie tylko ci, którzy mieli przed sobą jeszcze kilka lat nauki, ale także jej rówieśnicy, którzy opuszczali mury zamku na zawsze. Ona sama także się cieszyła; egzaminy poszły jej dobrze, miała dokąd pójść, a wsparcie przyjaciół oznaczało, że nie musiała przejmować się samotnością. Mimo wszystko ekscytację przysłaniał strach przed ogromną zmianą i niebezpieczeństwem, które rosło w siłę z dala od niezwyciężonych murów Hogwartu.
To koniec, pomyślała z goryczą i zacisnęła dłoń w pięść, gdy nieoczekiwana fala łez napłynęła do jej oczu. Obiecała sobie, że nie będzie płakać — nie, dopóki nie znajdzie się w zaciszu własnego dormitorium, gdzie nikt nie zobaczy jej słabości. Nie spodziewała się jednak, że oglądanie cieszących się uczniów przyprawi ją o tak sprzeczne uczucia. Nie spodziewała się, że zacznie tęsknić za ciepłem pokoju wspólnego Ravenclawu, zanim jeszcze na dobre go opuściła.
Zdobyła się na niewielki uśmiech, gdy obserwowała podekscytowanych Huncwotów, kiedy dyrektor oznajmił, że Gryffindor wygrał nie tylko Puchar Domów, ale także Puchar Quidditcha. Biła brawo tak, jak inni, gdy starszy czarodziej skończył przemawiać, a wszyscy powstali, by po raz ostatni wyrzucić w powietrze czapki i oficjalnie zakończyć rok. Śledziła wzrokiem swoją własną, która opadła na podłogę zbyt szybko, zabierając ze sobą ostatni ślad radości z ukończenia szkoły.
Amelia wpatrywała się w posadzkę usłaną czarnymi nakryciami głów, a jej serce na moment zwolniło. Nie słyszała słów Dumbledore'a, który ogłosił koniec uczty — była pogrążona w myślach, chociaż były zbyt chaotyczne, by umiała wskazać, czego konkretnie dotyczyły. Dopiero dotyk czyichś dłoni na biodrach wyrwał ją z letargu.
— To musi być okropne przeżycie dla takiej kujonki, jak ty — parsknął cicho Syriusz, a ona mimowolnie wywróciła oczami. — Co ty zrobisz bez przepastnej biblioteki?
— Bardzo śmieszne — odparła i odwróciła się w jego stronę. — Będziesz musiał jakoś wypełnić mój czas.
— Zawsze możemy razem poczytać Kamasutrę — zaśmiał się Łapa, a przechodzący obok Remus jęknął z żałości.
— Błagam, wciąż jesteście w Wielkiej Sali — wymamrotał z niechęcią i minął ich, kręcąc głową, ku rozbawieniu Jamesa i Petera, podążających za nim.
— Oj tam, Luniaczku, ciesz się, że zamierzają ją tylko czytać — zaśmiał się Potter, a Peter zachichotał nerwowo.
Amelia przymknęła oczy, częściowo z irytacji, częściowo ze smutku, że będzie musiała odzwyczaić się od wysłuchiwania tego typu rozmów, czego wcale nie chciała robić. Spędziła przecież długie dni, próbując przystosować się do niedojrzałego, często prostackiego poczucia humoru Jamesa, które jednak teraz traktowała także jako swoje własne. Nawet jeśli irytował ją niezmiernie, wciąż nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, wpełzającego na usta, gdy tylko rzucał jakimś głupim komentarzem.
— Beckett, przestań się smucić — poradził Syriusz, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. — Masz na to całe życie. Odpuść sobie chociaż dzisiaj.
— Wiesz, że nie umiem — westchnęła dziewczyna i wzruszyła ramionami. — Za dużo myślę, jak już zdążyliśmy ustalić.
— Ta... — przyznał Black. — Planowałem wybrać się z chłopakami do Zakazanego Lasu, ten ostatni raz, ale... mogę z tobą zostać, jeśli chcesz.
CZYTASZ
Czarno to widzę ✔ [Syriusz Black x OC]
FanficCiało Amelii Beckett miało jedną, ogromną zaletę - od siedemnastu lat należało tylko i wyłącznie do niej. Dziewczyna zdecydowanie nie spodziewała się, że ulegnie to kiedyś zmianie. No bo kto właściwie spodziewałby się, że nagle obudzi się w nieswoim...