Rozdział 7

788 34 25
                                    

Normalnie nie mam choroby morskiej, lokomocyjnej ani żadnej podobnej. Gdy jednak wypłynęliśmy z tego dziwnego wiru, portalu według tamtych, autentycznie chciało mi się rzygać.

- Pewnie teraz żałujesz, co? - Spytał mnie ironicznie pirat, widząc mój stan.

- Chłopie, nie widziałeś mnie na mojej osiemnastce, a jej też nie żałuję. - Zaśmiałam się. O tak, to była impreza... ja, Milah i butelka whiskey ze Sprite'm.

Na spokojnych wodach jednak mój żołądek trochę się uspokoił. Zdołałam nawet zjeść lekki posiłek przygotowany na drogę przez Ruby i jej babcię. Killian chciał mnie poczęstować rumem, ale za to podziękowałam. Nigdy nie piłam rumu, a głupio byłoby się krzywić przy tak wytrawnym koneserzy tego trunku.
Niedługo potem w szalupach opuściliśmy Jolly Rogera, by dobić do brzegu najpiękniejszego miejsca, w jakim byłam do tej pory. Wyspa, na którą przybyliśmy wydawała się zupełnie niezamieszkała. Biała plaża prowadziła do głębokiego zielonego lasu. Nasycenie barw było niesamowite. Jak urzeczona wpatrywałam sie w zieleń, zrobiłam krok w jej kierunku.

- Ostrożnie. - Hak pociągnął mnie za rękę. - Tu jest tak samo pięknie, jak niebezpiecznie.

- Co tu takiego jest niebezpiecznego? - Spytałam. - Tygrysy? Węże? Pająki?

- Raczej Piotruś Pan i jego banda Zagubionych Chłopców.

- Na kartach historii raczej ty wpisałeś się jako ten zły. A biedny Piotruś, na którego polowałeś i tak wiecznie robił cię w balona.

- Kto tak napisał? - Oburzył sie Killian.

- Walt Disney. - Wzruszyłam ramionami.

W pirata wstąpiła furia. Chwycił mnie z całej siły i przyłożył do gardła metalowy hak.

- Jaja sobie ze mnie robisz? - Warknął wściekle wprost w moje usta, gdy znalazł się dosłownie centymetr od mojej twarzy. - Obojętnie mi, kim jesteś. Źle słyszałaś. Pan to najbardziej bezwzględny typ, jakiego spotkałem. A spotkałem już na swej drodze wielu niebezpiecznych rzezimieszków. Natomiast gromada jego przydupasów, z Feliksem na czele, to nie mający serca mordercy.

- Killianie, czy ty aby nie przesadzasz? - Usłyszeliśmy szelmowski młodzieńczy głos. Z zarośli wyszedł młody chłopak, nastolatek ubrany na zielono, a za nim z dziesięciu innych.

Moi towarzysze unieśli broń w gotowości bojowej. Broń, której ja nie miałam. A przydałaby się przy pierwszym spotkaniu ze słynnym Piotrusiem Panem.

- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - Uśmiechnął sie niczym nie zrażony chłopak. Był przystojnym blondynem, włosy zawadiacko opadały mu na czoło, ale w uśmiechu miał coś bezczelnego i złego. Nawet przez chwilę nie wyczuwałam od niego dobrych intencji. - Wielka Regina. - Wyliczał uczestników naszej wesołej kompanii. - „The evil Queen". - To było powiedziane z wielkim przekąsem i ironią. - Tutaj twoje moce nie mają racji bytu. Rumplestiltskin. Jeszcze nie uciekłeś, tchórzu? Och, państwo Charming jak zwykle zakochani do obrzydzenia. Emma Swan. Mówią na ciebie wybawca, ale jesteś nie mniej zagubiona niż moi chłopcy. Kapitan Hak. Później zrobimy jakiś biznesik. I ty. - Zwrócił się do mnie. - Ciebie nie znam. Ale jesteś ładna, niegłupia i odważna. Pasowałabyś do mojej bandy.

- Och bitch please - warknęłam. - Jesteś na mnie za młody. I chyba lubisz chłopców.

   - Młody? - Spojrzał na mnie z wyższością. - A co byś powiedziała, gdybym ci wyznał, że ten oto człowiek, - wskazał na Rumple'a - jest moim synem?

     Byłam zaskoczona, ale błyskawicznie opanowałam szok.

   - Że dobrze się trzymasz? I lubisz młodszych chłopców. A propo's młodszych chłopców, oddaj nam Henry'ego, a może nie dokonamy spustoszenia na twojej śmiesznej wysepce.

     Pan roześmiał się.

   - Ta śmieszna wysepka jeszcze nie raz was zaskoczy, a tymczasem my wam się damy we znaki. Panowie. - Podniósł rękę dając swoim chłopakom sygnał do ataku. Zielona banda rzuciła sie na nas z mieczami i patykami. Z początku, jako że nie miałam broni, schowałam się za plecami Killiana. W pewnym momencie jednak sama zdobyłam sobie miecz przypadkiem powalając jednego z Zagubionych Chłopców (dobrze brzmi, nie? Odważnie. A tak naprawdę gość po prostu się o mnie przewrócił). Gdy tylko dobyłam miecza, od razu rzuciłam sie w wir walki. W końcu byłam dobra, dobrze się czułam i wiedziałam, że umiejętnościami wcale im nie ustępuję.
       Nie miałam problemu, żeby walczyć z Zagubionymi Chłopcami, a oni wcale nie dawali mi fory ze względu na moją płeć. Nagle kątem oka zauważyłam, że Hak jest w opałach. Pan wybił mu miecz ze zdrowej ręki i zamierzał zadać ostateczny cios. Milah we mnie wpadła w furię. To było nawet silniejsze od mojej samokontroli, chociaż akurat mi nie przeszkadzało, ponieważ czułam się podobnie. Rzuciłam się wściekle na Pana. Chłopak nie zdążył zareagować. Wytrąciłam mu miecz z ręki i przecięłam powietrze. Chciałam go tylko postraszyć, lecz mój amok był silniejszy. Przecięłam nie tylko powietrze. Z rany na policzku blondyna zaczęła lecieć krew. Wszyscy zamarli i patrzyli na naszą dwójkę. Ja dyszałam wściekle szykując się do kolejnego ataku. On zaskoczony totalnie uniósł dłoń do policzka.

   - Chyba zaczynam cię poznawać, panienko. - Uśmiechnął się szelmowsko, starając sie robić dobrą minę do złej gry. - Skończyliśmy tu panowie - zawołał swoją bandę. - Dajmy im odsapnąć. Jeszcze trochę nieprzyjemności ich czeka w Nibylandii.

     Po tych słowach Piotruś dosłownie uniósł się i odleciał. Tak po prostu. Czy tylko mnie to zdziwiło, że koleś potrafi latać? Chłopcy z kolei rozpłynęli się w zaroślach.

     Moja ekipa patrzyła na mnie oniemiała. Nie do końca wiedziałam, o co im chodzi.

   - Pan jest bardzo mocny - wytłumaczył mi Rumple. - Nikt nigdy zwykłym mieczem nie zdołał go zranić. Nie wiem jak wy, - zwrócił sie do reszty, - ale ja zostaję blisko Dominiki. Chyba znaleźliśmy broń na Pana.

   - Jak to zrobiłaś? - Spytała podejrzliwie Regina, The Evil Queen.

   - Nie wiem... - odpowiedziałam cicho. - Tak po prostu.

     Było naprawdę blisko, by szok i adrenalina sprawiły, że wyznałabym prawdę. Powiedziałabym: „ To nie ja, to Milah". Nie mogłam. Musiałam jeszcze trzymać to w tajemnicy.

   - Dziękuję. - Hak wyrwał mnie z odrętwienia. - Uratowałaś mi życie. To było bardzo odważne.

   - Nie ma za co - szepnęłam.

     Milah we mnie wariowała ze szczęścia. Jednak po słowach podziękowania Hak poszedł od razu do Emmy, widząc, jak uśmiechają się do siebie swobodnie mojej wewnętrznej przyjaciółce pękało serce.

She's in meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz