{24} Bitches broken hearts

3.4K 142 92
                                    

- Ja nie zdam z transmutacji. - jęknęłam.
Siedziałam właśnie z Pansy, Blaisem i Draco w bibliotece. SUM-y nadchodziły coraz większymi krokami, a strach przed nie zaliczeniem ich wzrastał z każdym tygodniem.

- Dasz radę. - powiedziała Pansy z nosem w książce od eliksirów. - Ja cały czas nie rozumiem tych antidotów, jest ich tyle, że głowa mnie boli od samego myślenia o nich.

- Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? - zaproponował Draco. - Siedzimy tu już kilka dobrych godzin.

- Jestem za. - rzuciła Parkinson i pospiesznie zaczęła chować swoje rzeczy.

- Ja zostanę jeszcze chwilę. Zwariuję, jeśli tego w końcu nie zrozumiem. - powiedziałam.

- Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą Vivian. - zażartował poważnym tonem Draco, na co się zaśmiałam.

- Dobra to idziemy, powodzenia w uczeniu się tego szataństwa. - odezwał się Blaise, idąc już za rękę z Pansy w kierunku drzwi.

- To na razie. - Draco uśmiechnął się do mnie.

- Do później. - odwzajemniłam uśmiech. Obserwowałam go, dopóki nie zniknął za drzwiami.
Czułam, że to co było ma szansę wrócić. Cały dzień moje serce biło jak szalone, gdy byłam blisko niego. Dosłownie umierałam ze szczęścia, gdy mogłam z nim rozmawiać i razem się śmiać.

Wyszłam z biblioteki, gdy było już ciemno. Mimo tylu godzin spędzonych w książkach, byłam usatysfakcjonowana, ponieważ opanowałam bieżący i zaległy temat z transmutacji. 
Szłam właśnie dumna z siebie przez korytarz z stronę lochów Slytherinu z zamiarem odłożenia książek i dołączeniem do przyjaciół. Może nawet zdążyłabym na kawałek kolacji? Przez to siedzenie i uczenie się człowiek strasznie głodnieje. Bynajmniej ja tak mam.

Przemierzałam korytarz, gdy coś się na mnie rzuciło. Wydobyłam z siebie zduszony krzyk. Upadłam na plecy i mocno uderzyłam się w głowę. Czuła ciężar na brzuchu, jakby ktoś na mnie siedział, jednak przez mroczki spowodowane wcześniejszym upadkiem i półmrokiem panującym na korytarzu, nie mogłam zdefiniować czy uczucie jest trafne czy to wszystko jest wymyślone przez mój zmęczony umysł.

- Ty mała kurwo.

Albo mam jakieś mocne przewidzenia i słyszę głosy, albo to faktycznie się dzieje. 
Trochę przywróciło mi się trzeźwe myślenie, akurat w porę by zatrzymać lecącą w kierunku mojej twarzy pięść. Złapałam mojego oprawcę za nadgarstek i lekko wykręciłam. Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc przyzwyczaić oczy do słabego światła pochodni rzadko rozmieszczonych na ścianach. 
Nad sobą zobaczyłam rozwścieczoną twarz Astorii.

- Co ty robisz idiotko.. - warknęłam, mocniej wykręcając trzymaną rękę dziewczyny. Pisnęła i wyszarpała dłoń z mojego uścisku.

- Myślałaś, że nic z tym nie zrobię? Że możesz sobie kraść cudzych chłopaków i niszczyć szczęśliwe związki oraz przyszłe małżeństwa? - syknęła jadowicie. - Otóż nie, Scamander. Nie tym razem. Nie pozwolę ci zniszczyć mojego życia.

- Sama je sobie niszczysz. Uczepiłaś się Dracona jak rzep psiego ogona i nie widzisz tego, że on się tobą nie interesuje. Daj mu żyć i zajmij się sobą. - odpowiedziałam siląc się na spokój. - Poza tym, co? Szczęśliwe związki, małżeństwa? O czym ty pieprzysz?

W przerwie między naszą wymianą zdań wyciągnęłam niepostrzeżenie różdżkę z kieszeni.

- Rictusempra! - krzyknęłam.

Ucisk na moim brzuchu zelżał, co przywitałam z ulgą. Astoria przeleciała kilka metrów do tyłu i uderzyła twardo w ścianę. Podniosła się ociężale, a w jej oczach było widać prawdziwą chęć mordu. 

Consequences | Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz