Marcus pov.
Siedziałem i grałem w fife z Martinus'em. Moi rodzice i Emma pojechali do dziadków. Gdy skończyliśmy chyba piąty mecz Martinus wziął do ręki telefon. Po chwili rzucił nim o podłogę i wybiegł zdenerwowany z pokoju. Zbiegłem za nim po schodach i rozejrzałem się. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Łazienka.
- Martinus, co się stało? - zapytałem.
- Idź sobie - odpowiedział. Płakał.
- Martinus proszę cie, otwórz - powiedziałem próbując wejść.
- Zostaw mnie.
- Bro, o co chodzi? Powiedz mi, pomogę ci jakoś.
- Nic już nie da się z tym zrobić! - poniósł ton.
- Zawsze jest jakieś rozwiązanie, powiedz mi o co chodzi, proszę.
- Kocham cię Marcus, jesteś najlepszym bratem.
- Ja ciebie tez Tinus, ale proszę otwórz szarpałem klamkę. - Martinus? Martinus do cholery! - mówiłem gdy nie odpowiadał, z oczu leciały mi łzy.
Bylem przerażony. Co on tam robił? Waliłem pięścią w drzwi i wolałem go, ale nie słyszałem żadnej odpowiedzi. Usłyszałem huk.
- Martinus! - krzyknąłem. - Dzwonię do taty!
Szybko wybrałem numer.
- Halo? Hej Marcus co.. - przerwałem mu.
- Tato gdzie jest zapasowy klucz od łazienki?-zapytałem zapłakany.
- W komodzie w salonie, druga szuflada. Co się stało? - zapytał, a ja pędem ruszyłem do wspomnianego pomieszczenia.
- Martinus grał ze mną w fife, potem wziął telefon coś zobaczył, rzucił nim i pobiegł do łazienki. Pytałem, co się stało, ale on kazał mi go zostawić w spokoju. Płakał. powiedział mi, że mnie kocha i jestem najlepszym bratem, a potem usłyszałem huk - powiedziałem szybko. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie mogłem podnieść tego cholernego kawałka stali.
- O matko! Gerd, Emma, jedziemy do domu! Szybko!
- Tato, co ja mam zrobić?
- Idź do łazienki, nie rozłączaj się.
- D-dobrze - głos mi się załamał. Wziąłem szybko klucz, podbiegłem do drzwi i je otworzyłem. Automatycznie przyłożyłem dłoń do ust. Widok, który ujrzałem chyba na zawsze pozostanie mi w pamięci.
Martinus leżał na ziemi, lewą rękę miał we krwi. Obok niego leżała zakrwawiona żyletka i puste opakowanie leków nasennych.
- Kurwa, Martinus! - krzyknąłem. - Tato, pomóż mi!
- Jestem niedaleko, co się stało? - zapytał przejęty i zdenerwowany.
- Martinus się pociął i wziął jakieś leki.
- Rozłącz się i dzwoń na karetkę, szybko!
Rozłączyłem się i wykonałem polecenie ojca.
- Dzień dobry, w czym mogę pomoc? - zapytała spokojnie jakaś kobieta.
- Proszę mi pomóc! Mój brat się pociął i wziął jakieś tabletki! - krzyknąłem do słuchawki.
- Czy poszkodowany oddycha? - zapytała.
- Chwila - przełączyłem na tryb głośnomówiący i sprawdziłem oddech brata. - Tak, ale strasznie słabo.
![](https://img.wattpad.com/cover/179994510-288-k709493.jpg)
CZYTASZ
From the beggining || Marcus & Martinus
FanfictionDruga część książki pt. ,, Bae I love you''. Przeprowadzka może być znakiem od losu. To moja szansa. Szansa, żeby zacząć wszystko od nowa. Początek: 05.04.2019 Koniec: 30.05.2020