10

497 25 5
                                    

Marcus pov.

Siedziałem i grałem w fife z Martinus'em. Moi rodzice i Emma pojechali do dziadków. Gdy skończyliśmy chyba piąty mecz Martinus wziął do ręki telefon. Po chwili rzucił nim o podłogę i wybiegł zdenerwowany z pokoju. Zbiegłem za nim po schodach i rozejrzałem się. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Łazienka.

- Martinus, co się stało? - zapytałem.

- Idź sobie - odpowiedział. Płakał.

- Martinus proszę cie, otwórz - powiedziałem próbując wejść.

- Zostaw mnie.

- Bro, o co chodzi? Powiedz mi, pomogę ci jakoś.

- Nic już nie da się z tym zrobić! - poniósł ton.

- Zawsze jest jakieś rozwiązanie, powiedz mi o co chodzi, proszę.

- Kocham cię Marcus, jesteś najlepszym bratem.

- Ja ciebie tez Tinus, ale proszę otwórz  szarpałem klamkę. - Martinus? Martinus do cholery! - mówiłem gdy nie odpowiadał, z oczu leciały mi łzy.

Bylem przerażony. Co on tam robił? Waliłem pięścią w drzwi i wolałem go, ale nie słyszałem żadnej odpowiedzi. Usłyszałem huk.

- Martinus! - krzyknąłem. - Dzwonię do taty!

Szybko wybrałem numer.

- Halo? Hej Marcus co.. - przerwałem mu.

- Tato gdzie jest zapasowy klucz od łazienki?-zapytałem zapłakany.

- W komodzie w salonie, druga szuflada. Co się stało? - zapytał, a ja pędem ruszyłem do wspomnianego pomieszczenia.

- Martinus grał ze mną w fife, potem wziął telefon coś zobaczył, rzucił nim i pobiegł do łazienki. Pytałem, co się stało, ale on kazał mi go zostawić w spokoju. Płakał. powiedział mi, że mnie kocha i jestem najlepszym bratem, a potem usłyszałem huk - powiedziałem szybko. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie mogłem podnieść tego cholernego kawałka stali.

- O matko! Gerd, Emma, jedziemy do domu! Szybko!

- Tato, co ja mam zrobić?

- Idź do łazienki, nie rozłączaj się.

- D-dobrze - głos mi się załamał. Wziąłem szybko klucz, podbiegłem do drzwi i je otworzyłem. Automatycznie przyłożyłem dłoń do ust. Widok, który ujrzałem chyba na zawsze pozostanie mi w pamięci.

Martinus leżał na ziemi, lewą rękę miał we krwi. Obok niego leżała zakrwawiona żyletka i puste opakowanie leków nasennych.

- Kurwa, Martinus! - krzyknąłem. - Tato, pomóż mi!

- Jestem niedaleko, co się stało? - zapytał przejęty i zdenerwowany.

- Martinus się pociął i wziął jakieś leki.

- Rozłącz się i dzwoń na karetkę, szybko!

Rozłączyłem się i wykonałem polecenie ojca.

- Dzień dobry, w czym mogę pomoc? - zapytała spokojnie jakaś kobieta.

- Proszę mi pomóc! Mój brat się pociął i wziął jakieś tabletki! - krzyknąłem do słuchawki.

- Czy poszkodowany oddycha? - zapytała.

- Chwila - przełączyłem na tryb głośnomówiący i sprawdziłem oddech brata. - Tak, ale strasznie słabo.

From the beggining || Marcus & Martinus Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz