13

509 22 4
                                    

Obudziłam się dokładnie o siódmej trzydzieści. Poszłam się ubrać i odprawić rutynę. Już jutro urodziny chłopaków. Czas ucieka przerażająco szybko.

Zeszłam na dół i postanowiłam zrobić naleśniki. Dawno nie gotowałam. Wyjęłam wszystkie składniki i zrobiłam ciasto, z którego potem powstały placuszki.

- Co tak ładnie pachnie? - usłyszałam głos Martinusa.

- Heh - zaśmiałam się cicho.

- Podzielisz się? - popatrzył na mnie i zrobił słodką minkę.

- Jasne - odpowiedziałam i wzięłam talerz z naleśnikami oraz postawiłam go na wyspie kuchennej. - Tu masz nutelle.

- Laura? - usłyszałam cichy dziewczęcy głos.

- Tak? - uśmiechnęłam się widząc Emme.

- Mogę? - spojrzała na naleśniki.

- Ty nawet nie musisz pytać, kochanie - puściłam jej oczko, a dziewczyna zachichotała. - Siadaj już daje ci talerz - dodałam i podeszłam do szafki, z której wyjęłam wspomniany przedmiot.

- Dzięki - uśmiechnęła się.

Usiadłam obok rodzeństwa i również zaczęłam jeść.

- Martinus! - krzyknęłam, gdy chłopak wybrudził mnie nutellą.

- Gorzej niż z dzieckiem - stwierdził Marcus schodząc po schodach.

- Żebyś wiedział - zgodziłam się i wysmarowałam twarz młodszego bliźniaka.

- Ej!

- To przez przypadek - podniosłam ręce w geście obrony, a Marcus parsknął śmiechem.

- Tym razem ci odpuszczę - westchnął Tinus. - Ale tylko i wyłącznie tym razem - pogroził mi palcem ledwo co powstrzymując się od śmiechu.

- Nie obrazicie się jak pójdę na górę dokończyć pakować prezenty? Dzisiaj muszę je już zanieść - zapytałam, gdy skończyliśmy śniadanie. Rodzeństwo pokiwało przecząco głową.

Odeszłam od stołu i poszłam do mojego pokoju. Szybko spakowałam prezenty i dołożyłam do każdego jeszcze ramkę ze zdjęciami.

Z przygotowanymi podarunkami zeszłam na dół.

- Daj pomożemy ci, co ty tam napakowałaś? - zaśmiał się cicho Marcus.

- Drobiazgi.

- Drobiazgi? - zapytał Martinus i spojrzał na mnie wzrokiem chyba-sobie-żartujesz.

- Tak dokładnie, idziemy już?

Wszyscy pokiwali głowami i poszliśmy do samochodu, zakładając wcześniej ciepłe ubrania i buty. Gdy w pojeździe znalazł się też pan Gunnarsen, pojechaliśmy do domu bliźniaków, nasze mamy już tam były.

Tata chłopaków szybko wniósł prezenty do domu tak, że blizniacy tego nie widzieli. Potem my również do niego weszliśmy.

- Hej - przytuliłam Tilly, która właśnie zeszła ze schodów.

- Hej - uśmiechnęła się i oddała uścisk.

- Gdzie Leo?

- Tutaj - usłyszałam głos chłopaka, po chwili stanął obok siostry i przywitał mnie. Pare sekund później dołączył do nas Max.

- Hej - przytulił mnie.

- Hej - oddałam uścisk. - No to tak, to jest Tilly, Leo i Max - pokazałam na te trójkę. - A to Emma, Marcus i Martinus - wszyscy się do siebie uśmiechnęli.

From the beggining || Marcus & Martinus Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz