Pewnym krokiem wysiadłam z samochodu i udałam się do kawiarnii, obok mojego miejsca pracy. Gdy weszłam do środka, oblała mnie fala gorąca. Mamy czerwiec, liczyłam, że w środku będzie chłodniej.
- Witaj Clara. Klimatyzacja nam nawaliła, tu jest jak w saunie - powiedziała Grace, która pracowała w tym miejscu od kilku lat. Kobieta 30-letnia o greckich rysach twarzy. Miała oliwkową karnację i hebanowe włosy z jasnym ombre. Gdy się uśmiechała, nie dało się przejść obok niej obojętnie. Po prostu musiałeś odwzajemnić jej uśmiech.
- Cześć, cześć i powiem ci nie zazdroszczę - machnęłam ręka. Zdjęłam zieloną marynarkę i poprawiłam niewygodne szpilki. - Poproszę to co zwykle Grace.
Dziewczyna kiwnęła głowa i zabrała się za moje zamówienie. Lotta była uzależniona od gorącej czekolady, a ja zdecydowanie od czarnej kawy. Piłam minimum 2 kawy dziennie, przez co mój lekarz dziwił się, że ja jeszcze żyje.
- Proszę - podała mi kubek z plastikową cieczą. - Ilu dzisiaj masz klientów?
- Nawet nie wiem - westchnęłam. - Ale liczę, że w końcu uda mi się zjeść lunch o normalnej godzinie. Miłego dnia.
Dziewczyna rzuciła krótkie „wzajemnie" i wróciła do obowiązków. Ja w między czasie opuściłam kawiarenkę i skierowałam się w stronę białego budynku. Nie, nie pracuje w szpitalu. Brzydzę się ich, a nawet boje, dlatego nie rozumiem, dlaczego moja starsza o kilka minut siostra skusiła się na prace w nich. Ja też pomagam ludziom tak jak ona, ale w trochę inny sposób.
Od dziecka miałam poryw do rozwiązywania czyiś problemów. Uwielbiałam doradzać, słuchać innych. Mimo, że raczej byłam kojarzona jako gadatliwa osoba, większość ludzi uwielbiało ze mną rozmawiać. Bo potrafiłam słuchać. Nie raz w dzieciństwie bawiłyśmy się z siostrami w „dorosłych". Ja zawsze byłam pięknie ubraną kobietą, kobietą sukcesu. Panią psycholog, dlatego często urządzałam dziewczyną takie pogadanki.
I jak się to skończyło? Właśnie w tym momencie otwierałam wielkie, szklane drzwi, na przeciwko, których była recepcja. Spełniłam jedno z moich marzeń z dzieciństwa i zostałam psychologiem. Czy dobrze? Moi pacjenci raczej nie narzekają na pracę ze mną. W końcu jestem tu, aby im pomóc niż jeszcze bardziej ich dołować.
- Ilu pacjentów dzisiaj? - spytałam naszą sekretarkę, Carmen. Niska Włoszka o pięknych, czerwonych włosach. Na oczach miała okulary w cienkiej złotej oprawce. Miała pełne kształty i była całkiem ładna. Nie lubiłam jej.
- Tu masz listę i karty pacjentów* - podała mi potrzebne papiery. Szybko przeleciałam po nich wzrokiem. Rzuciłam krótkie ok i chciałam odejść, gdy dziewczyna dodała. - Szef chce się z tobą widzieć podczas przerwy.
Kiwnęłam głową i skierowałam się do mojego gabinetu. Nie wiedziałam, czego chce ode mnie Marlon, do którego zwracaliśmy się po imieniu. Chyba nic złego nie zrobiłam. Otworzyłam kluczem moją komnatę i przekroczyłam jej próg. Zamknęłam za sobą duże, brązowe drzwi. Powiesiłam marynarkę na wieszaku, a dużą czarną torebkę, wrzuciłam do wielkie szuflady, do której zawsze ją wkładałam. W sumie, w tym pomieszczeniu szuflady przy biurku były jedynymi, które tak często otwierałam Do innych zaglądałam raz w miesiącu, gdy musiałam tu wszystko ogarnąć.
***
- Chciałeś mnie widzieć - powiedziałam, gdy przekroczyłam próg gabinetu Marlona.
- Tak, siadaj - wskazał ręką na krzesło na przeciwko jego biurka, które ja po chwili zajęłam. - Wiesz dobrze o tym, że jesteśmy jedną z najlepszych poradni psychologicznych w Monachium i staramy się być jeszcze lepsi. Najważniejszy jest u nas profesjonalizm
![](https://img.wattpad.com/cover/185594229-288-k233063.jpg)
CZYTASZ
A paradise of dead souls // M. Eisenbichler //
FanfictionClara i Markus - mieszanka wybuchowa. Ona nienawidzi go, a on jej. Ale czy na pewno? (...) przybliżył twarz tak, że nasze usta dzieliły tylko centymetry. Zaraz mu przywalę. - Frajer! - Kretynka! - Idiota! - Możecie się w końcu zamknąć? - spytał wści...