18

94 4 1
                                    

Wyskakuje z auta niczym poparzona, trzaskam drzwiami i nim się obejrzę, Shawn ciasno obejmuje mnie ramionami. Mówi coś, ale nie jestem w stanie go zrozumieć. Pisk w uszach zagłusza wszystko. Spoglądam na Shawna, krzyczy do ojca, d o n i e g o. To wszystko dzieje się przez niego. Mężczyzna jest zdezorientowany, kręci głową patrząc na syna to na mnie. Próbuje się wyrwać Shawnowi jednak jego uścisk jest silniejszy. Uderzam nogą w jego kolano a ten z sykiem puszcza mnie i odsuwa się.

- Okłamałeś mnie - Mówię przez zęby.

- Nie, Beck ja tylko starałem się ciebie chronić - W jego oczach pojawiają się łzy - Chciałem ci powiedzieć, przysięgam- Podchodzi - Ale nie mogłem, wiedziałem, że to cię zniszczy wiedziałem, że ... - Uderzam mocno otwartą dłonią w jego policzek. Jest zszokowany. Zaciska usta w linię i mruży oczy. Łapie swoją dłoń ponieważ uderzyłam go mocniej niż sądziłam. Pocieram kciukiem wnętrze ręki. - Należało mi się.

- Nie zbliżaj się do mnie - Głos mi się łamie. Mam wrażenie, że zaraz zapadnę się pod ziemię i nie będę mogła oddychać. Muszę stąd uciec, natychmiast. Odwracam się i bez zastanawiania się zaczynam biec. Shawn krzyczy jednak ja się nie zatrzymuje, biegnę najszybciej jak mogę. Łzy spływają co chwilę po moich rozgrzanych policzkach. Serce zaraz wyskoczy mi z piersi, ale mam to gdzieś. Zamykam oczy, czuje jak mój oddech staje się ciężki, brak mi tchu. Zatrzymuje się i opieram dłonie na udach. Nie kontroluje się już. Szlocham, trzęsąc się cała. Odchylam głowę do tyłu i szepczę sama do siebie, to nie może być prawda, to nie może być prawda. Dlaczego pozwoliłam na to wszystko? Jak mogłam zapomnieć o takim wydarzeniu. Czy to znaczy że ja nie jestem, że ja...O nie. Po chwili czuje nagły przypływ zimna i ból głowy, o boże upadłam.

Próbuje otworzyć oczy jednak nie mogę powieki są zbyt ciężkie. Zbieram się w sobie całą siłę żeby je otworzyć. Powoli rozglądam się i zauważam , że jestem w  moim pokoju, w moim domu. Czuję ulgę na myśl, że nie zostałam tam. Wkrótce potem przypominam sobie wszystko. Moje wspomnienie, które w końcu odżyło,Shawna i jego ojca. Mam ochotę znów płakać boję się że w końcu zabraknie mi łez. Gdy przejeżdżam palcami po swoim czole aby odgarnąć kosmyki włosów wyczuwam pod opuszkami palców coś lepkiego.

Odsuwam palce i spoglądam na nie. Maść? Upadłam.
Uderzyłam się w głowę i straciłam przytomność - myślę. Zamykam oczy i wzdycham ciężko, ale kto mnie tu przyniósł, ach domyślam się. Jak na zawołanie rozlega się pukanie do drzwi. Mruczę cicho „proszę" i czekam aż wejdzie.

- Cieszę się, że się obudziłaś naprawdę się martwiłem - podchodzi do łóżka i stawia na komodzie szklankę wody. - Rebecco, wiem, że masz do mnie mnóstwo pytań, wiem że jesteś na mnie zła, wiem że masz do mnie ogromny żal ale proszę cię, proszę cię chcę żebyś mnie wysłuchała, ten jeden jedyny raz - gdy spoglądam w jego oczy zauważyłam sińce pod jego oczami i rozwaloną wargę. Na chwilę ogarnia mnie panika.
- O mój boże zabiłeś go!?
- Co? Nie, nie! Po prostu nie mogłem dłużej czekać,  ktoś w końcu musiał to zrobić. Zasłużył na o wiele wiele gorszą karę ale narazie tylko tyle mogłem zrobić.
- Chcę pobyć sama.
- Nie wiem czy to dobry pomysł Beck - wzdycha i podaje mi szklankę. Wiem, nie powinienem na ciebie naciskać. Napewno chcesz wszystko sobie przemyśleć, poukładać. - Wyciąga do mnie dłoń. Gdy będziesz gotowa ze mną porozmawiać, powiedz mi- Uśmiecha się słabo.
- Okłamałeś mnie, nie powinnam z tobą w ogóle rozmawiać - jak mogłeś?- dodaje.
- Chciałem cię chronić.
Wybucham śmiechem - Chronić? - mogłeś mnie chronić dwanaście lat temu kiedy twój ojciec mnie skrzywdził. Otwiera usta ale po chwili je zamyka. Marszczy czoło i pociera palcami brwi.
- Idź - mówię pewnie.
Shawn podnosi głowę jakby nie do końca zrozumiał co powiedziałam. Przysuwam kolana do piersi i szczelnie otulam się kocem - Powiedział idź- podnoszę głos.
- Rebecco,  nie rób tego. Nie zamykaj się w sobie.
Parskam głośno śmiechem, zakrywam dłonią usta żeby stłumić śmiech- Żartujesz sobie prawda?
- Nawet nie zbliżam się do żartu, wole nie zostawiać cię samej w tym stanie.
Zaczynam szybko przekopywać pościel w poszukiwaniu telefonu. Gdy go łapie mierze chłopaka ostrym spojrzeniem - Cóż zaraz nie będę sama- Wykręcam numer do przyjaciółki. Gdy po kilku sygnałach odbiera i mam już jej opowiedzieć o wszystkim, Shawn wyrywa mi telefon z ręki i ciska nim na dywan. Oburzona jego zachowaniem kręcę wolno głową. - Wynoś się - Cedzę przez zęby.
Shawn wolno podnosi się z krzesła, gdy mam już nadzieje, że wyjdzie siada na moim łóżku - Shawn przysięgam, jeśli w tej chwili nie opuścisz mojego pokoju uderzę cię. Wiem jak idiotycznie brzmi ta groźbą ale chce żeby sobie poszedł, jak najszybciej.
- Śmiało, bij.
Zaciskam usta w linie i chwile mu się przyglądam. Unoszę pieść i uderzam nią w jego ramie. Gdy ten nie reaguje, zaczynam okładać pięściami jego tors, ramiona, nogi. Po kilku sekundach orientuje się, że płaczę a moje uderzenia stają się słabsze.

- Wiem, wyrzuć to z siebie -Kładzie dłoń na mojej głowie i lekko głaszcze włosy. Mój płacz przeistacza się w histerie. Uderzam lekko dłońmi w jego uda, pochylam się dysząc. Z zrezygnowaniem kładę głowę na jego kolana i chowam twarz w dłonie. Tak bardzo chcę aby to wszystko okazało się nieprawdą. Żeby to był tylko zły sen. Mogłabym obudzić się i i przeżyć dzień tak jak zawsze to robię. Jednak wiem, że tak się nie stanie.
Dłoń Shawna spoczywa na moich włosach. Gładzi je delikatnie swoimi szorstkimi a zarazem ciepłymi palcami. 
- Tak bardzo cię przepraszam, byłem jedynym świadkiem tego wydarzenia. Ja po prostu chciałem żyć w przekonaniu, że to nigdy się nie wydarzyło. W pewien sposób może chciałem chronić ojca. Po pewnym czasie, po tym jak cię skrzywdził- Czuje jak dłoń Shawna sztywnieje - Uderzył mamę. Wciąż pamietam jej wyraz twarzy, była taka przerażona. Nie mogłem pogodzić się z faktem, że żyje w domu z potworem.
Odwracam delikatnie głowę aby spojrzeć - Czy on cię kiedykolwiek skrzywił? - niemal szepczę. Kręci wolno głową - Próbował.
- Dlaczego wróciłeś? Po to aby oczyścić swoje sumienie? - spuszczam wzrok - Pojawiłeś się tak nagle, dlaczego?
- Owszem, zżerało mnie sumienie. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Przez te wszystkie lata zastanawiałem się czy pamiętasz to wszystko, czy pamiętasz mnie. Byłaś malutka, chciałem wiedzieć czy pogodziłaś się z tym co się stało. Ale gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy, wiedziałem - Zamyka oczy- wiedziałem, że mnie nie pamiętasz. Wiedziałem również, że skoro nie pamiętasz mnie, jego z pewnością też nie. Trochę mi ulżyło, mogłem się zbliżyć do ciebie na nowo. Zakochać się w tobie od nowa- Spogląda mi w oczy- Twoje oczy nie są już takie wesołe jak kiedyś. Gdy poznaliśmy się na tej imprezie, miałem wrażenie iż próbujesz się schować przed całym światem a zarazem pokazać wszystkim jak cudowna jesteś. Masz przyjaciółkę, która jest twoim przeciwieństwem - Zakłada mi kosmyk włosów za ucho- Jesteś delikatna, piękna. Gdy po tylu latach w końcu cię zobaczyłem, nie wierzyłem własnym oczom. Wyglądałaś jak anioł z nutką ostrego temperamentu. Ale wiedziałem co kryje się pod tym wszystkim, wspomnienie, którego napewno nie chcesz pamiętać.
   Nie wiem co powiedzieć, jego słowa mnie zaskoczyły. Wciąż jestem na niego zła ale po tym co mi powiedział czuje ulgę. Dorastanie u boku takiego człowieka jakim jest jego ojciec musiało być ciężkie. Był mały, nie wiedział co zrobić.
- Zostaniesz na noc? - Wypowiadam te słowa zanim zdążę pomyśleć.
Shawn wydaje się być zaskoczony- jeszcze chwile temu kazałaś mi się wynosić- chichocze.
- Oh, w każdej chwili mogę cię stąd wykopać - mamroczę - mówię poważnie.
- Zostanę - Unosi moją dłoń do ust i lekko ją całuje - jeśli tylko tego chcesz. Uśmiecham się delikatnie.
- Chcę.

———
I jak? Podoba wam się opowiadanie?
Dopiero się rozkręca 🤭

StrangersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz