Muzyka grała głośno tak bardzo, że z trudem można było usłyszeć swoje własne myśli, które od alkoholu i narkotyków były niezbyt rozsądne i dobre. Ale kto by się przejmował, kiedy można było się tak świetnie bawić. Dobra muzyka, taniec, pełne porządania dotyki na skórze i namiętne pocałunku na skórze. Kołysanie się na boki i przyciskanie bioder do bioder, to właśnie w imprezach kochał San. Kiedy mógł pozwolić sobie na stuprocentowy relaks i odpoczynek od niebezpiecznego i pełnego cierpienia życia. Kiedy krzyki nie były przepełnione bólem, ale przyjemnością, a w powietrzu unosił się ten jakże słodki zapach narkotyków rozpylanych w klubie. Kiedy był sobą, tylko sobą.
— Bloody Mary – krzyknął do barmanki jednocześnie siadając na stołku barowym.
Oparł się łokciami na blacie i położył czoło na dłoniach. Był cały zdyszany, przetańczył trzy piosenki z jedną dziewczyną, która potem zrobiła mu całkiem niezłego loda w łazience, po czym ulotniła się. Dla Sana było to normalne i nawet nie zamierzał się przejmować co się stało z cycatą blondynką, której ciało kolorem przypominało ciasto czekoladowe.
— Widzę, że całkiem dobrze się bawisz – obok czerwonowłosego pojawił się Mingi, u którego boku stała jakaś dziewczyna. – Tylko pamiętaj o jutrzejszej akcji.
— Jakbym miał zapomnieć o tym – zaśmiał się i duszkiem wypił całego drinka. – Idę do domu, dzwoń jakby co.
San wstał i chwiejnym krokiem udał się do wyjścia. Kiedy już wyszedł zawiał zimny wiatr, który sprawił, że na jego gołych ramionach pojawiła się gęsia skórka. Przeklnął na to cicho pod nosem i na piechotę udał się w stronę kamienicy, w której mieszkał. Miał bardzo blisko, bo już po kilku minutach wszedł na klatkę schodową, gdzie tuż obok wejścia leżała jakaś dziewczyna. Spojrzał w jej stronę i zobaczył tylko pustą strzykawkę. Od razu wiedział co jej się przytrafiło, ale się tym nie przejął. Takie zgony zdarzały się bardzo często, średnio dwa razy w tygodniu widział kogoś, kto się zaćpał, a jednak na dzielnicy wciąż mieszkało całkiem sporo ludzi, którzy byli tak samo głupi jak ci poprzedni.
Kiedy już wdrapał się na trzecie piętro starej, przedwojennej jeszcze kamienicy i otworzył otwarte jak zawsze drzwi, od razu rzucił się na kanapę nie patrząc nawet, że niemalże upadł na pustą butelkę po piwie. Zrzucił ją z kanapy, a ta z brzdękiem przeturlała się pod ścianę.
Mieszkanie składało się z trzech pomieszczeń. Salonu z anaksem kuchennym, łazienki i pokoju, w którym nic nie było. Kiedyś tam był pokój właśnie Sana, ale od kiego jego ojciec nie żyje, a matka odeszła do innego mężczyzny to pomieszczenie było całkowicie puste. Z resztą nie tylko to było puste, bo całe mieszkanie wydawało się nieludzko puste. Żadnych roślin, żadnych zdjęć, nawet firanek na oknach nie było. Tylko kurz i puste butelki po alkoholu, no i San, który sam w sobie też był pusty.
***
Soboty w dzielnicy wilków wyglądały różnie. Od upijania się w tandetnych klubach aż po nielegalne wyścigi samochodowe. San rzecz jasna miał swoją reputację, którą budował swoje życie, więc aktualnie przygotowywał się do wystartowania w wyścigu po ulicach. Oczywiście było to diabelsko niebezpieczne, bo ulice te były kręte, wąskie i nienajnowsze, bo od kilkunastu lat miasto ani trochę nie inwestowało w naprawianie czy ulepszanie czegokolwiek, nawet latarnie w tej części miała nie były podłączone do prądu. Z resztą ludzie mieszkający tutaj nie mogli znaleźć niczego gorszego w ciemności niż ich samych.
— Masz wygrać – Momo lewą ręką dotknęła ramienia Sana, a drugą położyła na jego kroczu. – Jeśli wygrasz...
— To dasz mi dupy – dokończył za nią. – Wiem, złotko.
— Oh, jak ty mnie dobrze znasz – teatralnie westchnęła zaciskając dłoń na jego penisie. – Aż za bardzo.
— Uczestnicy! – ktoś krzyknął przez megafon. – Zaczynamy!
Na placyku, gdzie był start i meta jednocześnie, zebrało się wiele ludzi. Nie byli to tylko miejscowi, ale także głupi nastolatkowie, którzy szukali zabójczych wrażeń.San delikatnie, ale stanowczo odepchnął od siebie dziewczynę i wsiadł do swojego wozu, na którego masce siedziały kolejne panienki. Wystraszył je odpalając silnik, który zaryczał jak pierwszorzędny lew pragnący pożywienia i stanał na namalowanej neonowym sprejem linii startu.
Skoro są zawody, musi być też i nagroda. Nagrodą jest milion wonów oraz auto tego przegranego, jeśli jest ono jeszcze w miarę użyteczne, bo najczęściej ten przegrany umiera, a samochód nadaje się już tylko do kasacji.
Obok Sana ustawił się Choi Minho, mieszkaniec najbogatszej dzielnicy miasta. Auto Sana przy jego wyglądało jak taka mała, plastikowa zabawka, którą można zgnieść w dłoni.
Zanim jednak wyścig zaczął się jakaś dziewczyna namiętnie pocałowała, a ten mocno klepnął ją w niemalże nagi pośladek. Dodatkowo zaśmiał się i założył na nos czarne cholendernie drogie okulary przeciwsłoneczne.
Po chwili między autonami stanęła ta sama dziewczyna, która stanęła nadęta.
— Hmm... – mruknęła dość głośno. – Nie ma białej flagi...
W tym momencie rozerwała swoją, i tak za krótką, koszulkę i uśmiechnęła się figlarnie.
— O, już jest – zaśmiała sie niczym ropucha. – W takim razie, trzy...
Samochody zawarczały groźnie.
— Dwa
San ostatni raz spojrzał na swojego przeciwnika.
— Jeden... START!
San ruszył z piskiem opon, a tuż za nim Minho, który zbyt długo wpatrywał się w biust dziewczyny zauważyć, że wyścig się już zaczął.
Cała trasa liczyła sobie mniej więcej trzy kilometry. San rzecz jasna doskonale znał trasę i wiedział jak wygrać. Mniej więcej w połowie dystansu, na rogu stali jego ludzie, którzy mieli za zadanie przebić opony w aucie jego przeciwnika, a samego mężczyzne pobić do nieprzytomności.
Pomimo tego, że San wcale nie starał się wygrać, był na prowadzeniu. Najwidoczniej Choi miał mniejsze doświadczenie, no i też miał ogromnego pecha, bo gdy tylko skręcił w następną ulicę, przedostatnią na trasie, nagle usłyszał wystrzał, a krótki moment potem jego opony zostały przebite na wylot. Nie mając większego wyboru zatrzymał się i rozwścieczony uderzył pięściami w skórzaną kierownicę.
— Niech to ci ten cholerny San.
***
San jęknął przeciągle wchodząc coraz mocniej i mocniej w blondynkę, która też cicho nie była. Jego ruchy były powolne, ba nawet leniwe, ale stanowcze i idealne. Po kilku minutach obaj doszli, a San od razu wyszedł, sciągnął prezerwatywę i rzucił ją na podłogę pokoju.
— Zostań ze mną – powiedziała dziewczyna przykrywając się cienką kołdrą.
— Przecież wiesz, że nie sypiam z dziwkami – odpowiedział i ubrał się do końca.
— Dla mnie zrób wyjątek – seksownie poprawiła włosy. – Możemy się nieźle bawić.
— Innego idiotę na to nabierz – zaśmiał się znając prawdziwe znaczenie „zabawy".
Zabrał jeszcze swoją skórzaną kurtkę i wyszedł na korytarz budynku, w którym znajdował się burdel na piętrze i klub na parterze. Nie został jednak w nim ani minuty, ponieważ miał przecież niezakończone sprawy z Choi Minho oraz jego nerką.
CZYTASZ
District Wolf ✔️
FanfictionOh, to boli? Zobaczysz co za chwilę z tobą zrobię. SAN + YEOSANG Dużo przemocy, opisów morderstw itd. mpreg San tops, Yeosang bottom Początek: 20/05/19 Zakończone: 02/06/20