S i ó d m y

192 23 0
                                    

Yeosang przez kolejne trzy dni nie wychodził ze swojego pokoju. Wyjątkami było tylko pójście do toalety. Rodzicom wciskał, że jest chory, a na potwierdzenie tego wrzucił termometr do herbaty, więc dali mi spokój, a do znajomych kompletnie się nie odzywał. Jedynie siedział zawinięty w łóżku i tępo wpatrywał się w ekran laptopa. Włączał losowy film lub serial i tak całe dnie mijały.

Zmieniło się to w niedzielny wieczór, kiedy do drzwi jego domu ktoś zapukał. Wydawało mu się to dziwne, ponieważ nikogo się nie spodziewał. Jego rodzice byli w pracy, a Rose miała klucze. Postanowił więc to zignorować, ale niewiele to pomogło. Nieznany przybysz nie dawał za wygraną i zamiast pukać, zaczął dzwonić dzwonkiem i pięściami walić w drzwi. Yeosang przy każdym kolejnym uderzeniu, miał wrażenie, że za moment ktoś wyważy te drzwi. Zszedł więc na dół po cichu i na paluszkach zakradł się pod drzwi. Już miał zerkać przez wizjer, kiedy wszystko nagle ucichło. Nie było słychać ani walenia, ani dzwonienia, ani właściwie niczego. Odetchnął z ulgą, ale w tym samym momencie klamka niebezpiecznie się przekręciła, a drzwi się otworzyły.

Yoesang odskoczył od drzwi jak poparzony i z szokiem spojrzał na osobę stojącą przed nim.

— San?

***

 San po czwartkowym spotkaniu z Yeosangiem w męskiej łazience, nabrał jeszcze większej ochoty by poznęcać się nad młodszym, ale jeśli teraz by do niego poszedł nie przyniosłoby to żadnego efektu. Postanowił więc odwiedzić kogoś bardzo bliskiego Kangowi. Była to oczywiście Park Chaeyoung, czyli Rose. 

Rose nigdy nie była strachliwą osobą, ale do najodważniejszych również nie należała. Była kimś pomiędzy tym. Dodatkowo mieszkała tak naprawdę sama, jej rodziców wiecznie nie było, więc musiała sobie sama radzić. Czasem było lepiej, miała kilka chwil załamania, ale ostatecznie wychodziła za wszystkiego bez szwanku, jak kot - lądowała na czterech łapach. 

San postanowił wykorzystać jej waleczność, dlatego przyszedł do niej późnym wieczorem.

— No witam – powiedziała, kiedy zobaczyła go w progu swojego mieszkania. – Spodziewałam się tu ciebie, Choi.

Dziewczyna była ubrana w krótką sukienkę i obcasy. Wyglądała jakby szła na imprezę.

— Miło cię widzieć –przeszedł obok niej jednocześnie wchodząc do środka. – Widzę, że domyśliłaś się.

— Jesteś taki przewidywalny – zaśmiała się. – Wiedziałam, że gdy zabiorę Yeosanga do lasu i nas zauważysz to...

San natychmiastowo popchnął blondynkę na najbliższą ścianę.

— Skąd wiedziałaś?! – wysyczał. – Pytam się!

— Jak dziecko jesteś – uśmiechnęła się. – Radziłabym ci sprawdzić komu ufasz.

— Ta dziwka – powiedział patrząc jej głęboko w oczy. – Rozumiem, że idziesz tam.

Rose spojrzała na niego figlarnie.

— Myślisz, że odpuściłabym jak starasz się pokonać mojego brata? – zapytała trzepocząc rzęsami.

San wciąż trzymał ją za ramiona przyciśniętą do ściany, ale ją to nie ruszało – była przyzwyczajona.

Park Chaeyoung skrywała wielką tajemnicę, choć trudno nazwać coś tajemnicą jeśli wszyscy wiedzą oprócz biednego i niewinnego Yeosanga.

***

 Yeosang stał kompletnie przestraszony. Przed nim stał San. Jego ciemna koszulka była przyklejona do klatki piersiowej, a twarz była pokryta malutkimi kropkami czegoś czerwonego, miał też przerażający uśmiech. W prawej ręcę trzymał coś błyszczącego, tak jakby klucze, a w lewej ręcę miał nóż myśliwski.

— No cześć Yeosangie – powiedział złowrogo. – Miło cię widzieć.

— Wyjdź stąd! – wrzasnął i zaczął się cofać. – Zadzwonię na policję!

Cofał się, i cofał aż natrafił na ścianę. W jego głowie pojawiła się jedna myśl ,,UCIEKAJ!", więc biegiem rzucił się w stronę schodów, nim jednak zdążył postawić na nich choć jedną stopę, poczuł pociągnięcie i jak długi upadł na podłogę. Jego głowa twardo zderzyła się z panelami wywołując mroczki przed oczami.

— Myślałeś, że mi uciekniesz? – stanął nad nim Choi. – Że jak zamkniesz się w pokoju to cię nie znajdę?

Czerwonowłosy przekrzywił lekko głowę i uśmiechnął się. Pochylił się również delikatnie. Wtedy Yeosang zauważył coś. Te czerwone kropelki na twarzy to nie był sok malinowy, a mokra koszulka nie była od deszczu. Była to krew, jej metaliczny zapach był nieprzyjemny dla nosa. Metaliczny, ostry i duszący. Yeosang zaczął oddychać coraz szybciej, miał wrażenie, że udusi się za moment.

San z każdą sekundą był pochylony coraz bardziej, w pewnym momencie był tak blisko, że Yeosang widział każdy szczegół jego twarzy.

— Ale nie martw się, nie będę długo cię męczył – wyszczerzył się jak hiena przed zjedzeniem swojej ofiary. – Nawet sprawie, że nic nie poczujesz.

Nagle nóż, który do tej pory był na drugim planie, teraz znalazł się tuż przy szyi Kanga.

— Proszę nie – wyszeptał czując ostrze na swojej szyi. – Zrobię wszystko.

— Wszystko?

— Tak! – wykrzyczał czując jak San przyciska coraz bardziej. – Proszę!

— Bądź mój.

I wtedy nagle wszystko się rozmazało. Krew, ciemny korytarz, zapach śmierci, wszystko stało się jedną nierozpoznawalną nicością. Jedyne co Yeosang słyszał to swoje głośne bicie serce i nieustający śmiech Choi Sana.

District Wolf ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz