Dziewczyna powoli wstała i podeszła do drzwi. Niestety wizjer, przez który można by było zobaczyć kto stoi po drugiej stronie drzwi był pęknięty, więc Rose była zmuszona otworzyć drzwi.
— Dzień dobry – powiedziała przybyła osoba. – Chyba to należy do pani.
W dłoniach nieznajomego leżał telefon komórkowy należący do niej.
— Dziękuję – odpowiedziała i dopiero teraz spojrzała na mężczyznę.
Przed nią stała osoba, którą niespełna godzinę temu widzieli w lesie. – Miłego dnia życzę.
– Poczekaj momencik – uśmiechnął się i oparł o framugę drzwi. – Jesteś mi chyba winna wyjaśnienia, co robiłaś w lesie z Yeosangiem?
Rose zamurowało. To, że znali jej imię było wiadome z obudowy telefonu i karteczki w niej z adresem mieszkania, ale skąd oni do cholery znali Yeosanga? Myśli latały po jej głowie jak szalone, ale nim żadna z nich zdołała się przebić z mózgu na język, nieznajomy, który wcale nie był taki nieznajomy znów odezwał się.
— Będziemy was obserwować, jeśli tylko spróbujecie komukolwiek coś powiedzieć to pożałujecie, jasne? – blondyn puścił jej oczko i od tak odwrócił się i odszedł.
Po chwili było już tylko słychać odgłos kroków na schodach, a potem trzask drzwi wyjściowych z kamienicy.
— Yeosang! – zawołała Rose kiedy w końcu zamknęła drzwi i słowa wypowiedziane przez mężczyznę doszły do niej.
— Co? – zapytał nastolatek i wyszedł z pokoju dziewczyny.
— Zdaje się, że mamy poważne kłopoty.***
— I co? – zapytał San przez cały czas siedzący w aucie.
— Udało się, nie pisną pary z ust – Seonghwa, bo tak miał na imię owy mężczyzna uśmiechnął się przebiegle. – A teraz pozbądźmy się tego ciała, bo jeszcze pobrudzi mi siedzenia, a w zeszłym tygodniu je prałem.
San wraz z Seonghwą ruszyli z powrotem w stronę lasu, w którym doszło do przestępstwa.
Domek, który należał do ojca Parka był swego rodzaju miejscem wielu morderstw, ale również gwałtów, bójek czy miejscem do upicia się. Natomiast las, mokradła i różne opuszczone lub zwyczajnie nieodwiedzane tereny były swego rodzaju cmentarzyskiem dla ofiar dystryktu wilków. Można tam było znaleźć ciała zmasakrowane, ale także też przypadkowe ofiary, takie jak Kim Seokjin, którego właśnie jechali zakopać. Był to młody człowiek, który zwyczajnie zbyt wiele usłyszał i zobaczył.
Otóż po wyścigu, który wygrał San, doszło do pobicia, a potem do zabójstwa Choi Minho. San nawet nie do końca planował go zabić, ale skoro już się to stało to nie zamierzał się tym jakoś niepotrzebnie przejmować. Przecież już nieraz tak się stało, więc nic nowego. Jednak nie zauważył, że z pewnej, względnie bezpiecznej odległości, całemu zdarzeniu przyglądał się właśnie Kim Seokjin. Nagrał nawet on część zdarzenia telefon, który w nieodpowiednim momencie zaczął wydawać z siebie niezwykle głośne dźwięki jednocześnie przykuwając uwagę Sana i reszty jego paczki.
— Kogo my tu mamy? – powiedział i zaczął podchodzić do przerażonego nastolatka, który odruchowo zaczął cofać się. Pech chciał, że przez swoją niezdarność zahaczył o wystającą płytkę w chodniku i z niemałym hukiem wylądował tyłkiem na ziemi.
— Nikomu nie powiem, obiecuje! – krzyknął kiedy zobaczył jak cała trójka stoi nad nim i patrzy z diabelskim błyskiem w oczach. – Obiecuje!
— Oh, ja ci wierzę – San uśmiechnął się delikatnie. – A wiesz dlaczego?
Brunet pokręcił głową na nie.
— Bo osobiście tego dopilnujemy, prawda chłopaki? – spojrzał najpierw na Seonghwe, a następnie na Yunho. – Wpakujcie go do mojego auta, ja zajmę się tamtym robalem.
San ruszył z powrotem do Minho, a tymczasem Seonghwa wyjął z kieszeni grubą i dość długą linę. Niemalże zawsze nosił jedną, bo wiedział, że takie przypadki jak te zdarzają się.
— No to dobranoc – Yunho przyłożył chusteczkę namoczoną chloroforem do nosa Seokjina. Ten nie do końca rozumiejąc wciągnął powietrze, co rzecz jasna okazało się dość sporym błędem z jego strony, bo kilka chwil później leżał już nieprzytomny na chodniku.
Kiedy obudził się, nadal miał skrępowane ręce za plecami, a siedział na jakimś betonie, który okazał się być piwnicą w domku w lesie. Niedaleko jego, oparty o ścianę był San.
— Widzę, że się obudziłeś – prawej ręce machał sobie malutkim nożem myśliwskim, który był ulubionym narzędziem zbrodni. – Teraz tak, masz szansę przeżyć, więc słuchaj uważnie.
San przeszedł kilka kroków bliżej do Seokjina.
— Albo zawiozę cię do burdelu w dystrykcie i tam odpracujesz swoje małe szpiegowanie albo zobaczysz co moje kochanie potrafi.
— Po moim trupie, nie będę żadną dziwką! – Seokjin tak szybko jak powiedział te słowa, tak samo szybko tego pożałował.
Mimika Choi'a, która do tej pory była spokojna, teraz zmieniła się w czysty ogień. W mgnieniu oka znalazł się przy Kimie i zadał pierwsze cięcie nożem. Było one na lewym policzku chłopaka i choć było płytkie to piekło jak diabli.
— Dam ci jeszcze jedną szansę – powiedział zlizując szkarłatną ciecz z ostrza.
— A jaką mam pewność, że tam mnie nie zabijesz? – Jin trzymał się ręką za zranioną twarz. – Tacy jak ty zawsze kłamią.
— Punkt dla ciebie - San udał, że myśli. – Umówmy się tak, jeśli uda ci się wyjść z tego domu w godzinę to jesteś wolny. Czas, start!
CZYTASZ
District Wolf ✔️
FanfictionOh, to boli? Zobaczysz co za chwilę z tobą zrobię. SAN + YEOSANG Dużo przemocy, opisów morderstw itd. mpreg San tops, Yeosang bottom Początek: 20/05/19 Zakończone: 02/06/20