D w u n a s t y

189 17 4
                                    


Yeosang przez dobre 15 minut wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze, ale niczego nowego nie zauważył, nie miał ani większego brzucha, ani nie czuł się jakby był w ciąży. Czuł raczej obrzydzenie, niechęć i współczucie do tego malutkiego dzieciatka, które rośnie w jego brzuchu.

- Czy te serio jesteś głupi? - do sypialni wszedł San i złapał Yeosanga za ramiona. - Nawet nie wiem czy jesteś w ciąży.

- To dlaczego powiedziałeś im, że jestem? - Yeosang już kompletnie nie rozumiał co się dzieje.

- Jutro przyjdzie tu lekarz - powiedział San ignorując poprzednie słowa Yeosanga. - Idź spać, naprawdę.

I przez sekundę Yeosangowi wydawało się, że w oczach Sana pojawiło się coś więcej niż nienawiść i chłodu. Ale tylko przez sekundę.

Położył się więc na łóżku i przykrył się szczelnie kołdrą. Czy to właśnie tak będzie wyglądała jego przyszłość? Będzie bał się o siebie, jutro i swoje dziecko? Jednocześnie miał nadzieję, że jednak nie jest w ciąży, bo nie chce żeby ojcem dziecka był ktoś takiego jak San, ale jednocześnie zawsze miał mieć dzieci. 

Zanim się zorientował, po jego policzkach znów zaczęły płynąć łzy, ale nie przejmował się tym, bo przecież i tak nikt go teraz nie widzi.

***

San wyszedł z pokoju Yeosanga. Tak naprawdę sam był zdezorientowany. Na początku jego plan nie zakładał żeby zapłodnić Yeosanga, w końcu jemu dziecko nie jest kompletnie potrzebne, ale starszyzna, w postaci jego ojca i kilku innych osób, stwierdziła, że jednak będzie to sposób na przedłużenie pokolenia.

- Uspokoiłeś go? - kiedy San wszedł z powrotem do salonu, zapytał go jego ojciec.

- Tak.

- Ma donosić te ciąże, choćby miał być przypięty do łóżka i karmiony przez rurkę - powiedział mężczyzna. 

- Wiem - San upił łyk piwa ze szklanki. - Tak będzie.

Oparł się o kanapę i przymknął oczy. Rozkoszował się tym, że leci muzyka, alkohol powoli płynie w jego żyłach i może choć na chwilę zapomnieć o tym, że już niedługo będzie ojcem, marnym - to wiedział, ale jednak ojcem.

Po chwili jednak ponownie otworzył oczy i rozejrzał się naokoło. Było mało ludzi w pomieszczeniu, zaledwie ci najbliżsi z gangu i parę prostytutek, ale jednak poczuł się przytłoczony, błogi stan, który czuł zaledwie kilka minut wcześniej, minął i teraz ponownie wstąpiło w niego powątpienie i lekki strach.

- Chcesz się może zabawić? - poczuł charakterystyczne perfumy Rose. - No nie daj się prosić.

- Mam chłopaka - odpowiedział i odsunął się od intesywnego zapachu.

- No nie mów, że jest ode mnie lepszy ten dzieciak - blondynka przewróciła oczami. - Jesteś mężczyzną, masz swoje potrzeby.

- Daj mi spokój - powiedział i wstał.

Rose wywróciła oczami i poszła dalej. Zabawiać innych mężczyzn.

____________________

Wesołych Walentynek, słoneczka!




District Wolf ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz