I Tylko Raz Szczęście

520 31 1
                                    

Ciekawe kto zjawi się na moim pogrzebie...

Nikt z poza nas.

W końcu... Kto chciałby się stresować? To tylko jakiś człowiek. Szary, jak szarzy są inni ludzie.

Bez większych zainteresować. Szara masa.

Oh, a czy jestem w czymś dobry?

Tak. W ranieniu swoich ostatnich odskoczni od bólu.

Więc dlaczego ja mam zostać bezkarny?

Pamiętam ten dzień tak dobrze, choć było to kilka lat temu.

Naprawdę moim zamiarem nie było zabicie tego człowieka. Chciałem tylko... Odstraszyć go.

W końcu chciał iść do pokoju mego młodszego brata. Kim był bym, gdybym na to pozwolił?!

To nie była jego rola, tylko moja.

Nikogo innego. Do niczego innego się nie nadawałem.

Ojciec zawsze mówił, że mam szczęście. Nie byłem ładny, ale jednak mnie wybrał.

A potem musiałem go rzucić tym cholernym wazonem. Co mi przyszło do głowy?!

Oh jaki ja był głupi. Cóż to był za problem? Wystarczyło dotknąć jego ust i poszedł by za mną spowrotem do pokoju.

Był dobry. Ulica traktuje gorzej. I widać rolę w społeczeństwie.

Ale pieniądze... Skąd by miały się brać?

A potem pamiętam... Żółć.

Chyba pierwszy raz nie cieszyłem się szczęściem innych.

To było... Takie złe.

Kiedy o tym myślę chce się karać.

Taka rana... Pamiętam te smutne oczy.

Co gorsze... On nie chciał skończyć.

On chciał uciec.

Nie mogłem!

Jak mógłbym ich tak zostawić? Nie moje szczęście się liczy!

Tak byłem nauczony i ten czyn będę spełniał.

A on się nie poddwał. Był ze mną. A me serce bolało. Pierwszy raz nie dla rodziny.

Ah jak bolało. A kiedy okazało się, że te uczucie jest rzeczywiste... Oh ile łez.

I nie tylko moich. On też płakał.

Pamiętam też rozmowę. Wtedy też pierwszy raz serce biło... Z uczuć tak trudnych do określenia, że rozum się poddał. Słowa wiszące nad nami ale nie wypowiedziane. Przełamanie tej szyby było napewno trudne dla czerwonowłosego.

To nigdy nie powinno się zacząć. Słowa ojca były bezwartościowe. Jesteś jak Dylan czy każdy inny. Nikt nie powinien brudnej ręki kłaść na porcelanie, a ojciec nie widzi porcelami gdyż jest z kamienia. Nie wie więc, jak łatwo stłuc porcelanę. Ale kamienie też pękają.

Tłok zdań, choć niby bez sensu dla mnie sens siedział głęboko zakopany.

Nie zostałem jednak zwolniony. Rządy ojca były święte i niezniszczalne.

A praca trwała.

A on znowu zaczął się pojawiać. Powoli jak gdyby nigdy nic.

Miał się poddać! Więc cóż robił tu? Cóż chciał osiągnąć?

Nie było ucieczki! Mówiłem tyle razy! To przeznaczenie!

A on mówił, że przeznaczenie jest inne.

Me serce biło zgodnie z jego słowami. Choć chciałbym tego, oh co robić?

Ostatnia szansa. Tak to nazwał. Nie rozumiałem, ale jego usta były w tedy zbyt słodkie aby się oderwać i myśleć.

Stało się. Przyszedł do ojca, chciał ręki.

Nie dostał. To oczywiste miało być!

Ojciec był zły. Pamiętam, miał oczy błyszczące złą czerwienią jak krew.

A może to krew odbijała się w jego oczach?

Coraz mniej ludzi chciało. Byłem... Zniszony. Tyle pasów rozciągało się po mym ciele.

I stałem się nieużyteczny.

Pamiętam kolejne słowa.

Nie... Nie pamiętam. Ale pamiętam sens.

Nie był mym ojcem.

Nie prawe łoże matki.

Gwałt.

Po co ma trzymać dziecko bez przyszłości i dobrej krwi?

Patrzę teraz na szarą ścianę.

Szare tak ścianę jak ja sam.

Ile jestem... Nie wiem.

Ale nie pożyje długo. Czuję palące uczucie suchoty w gardle.

Umrę 7 metrów pod ziemią. Oh, jaka ironia. Prawie tak jakbym umarł w grobie.

Nikt nie wiem gdzie jestem.

I umrę. Umrę sam.

I nic się ni dzieje.

Nikt na białym koniu nie przyjeżdża, choć umysł chciał by tego.

Ale to rozum mówi prawdę. Nikt nie wiem.

To koniec.

Pisanie o 3 w nocy to niedobry pomysł.

Tak jakby co - główna postać to Anglia, a ten jego kochanek to jakiś blondi. Albo Francja, albo Ameryka. Jak kto woli. (Jak ktoś shipuje nie wiem... Anglia x Kanada, to po prostu sobie go podstawcie)

Nie mam pojęcia co miałam w głowie jak pisałam.

One Shoty-Czyli to czego najwięcej Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz