Shawn
Jakkolwiek to zabrzmi, żaden sukces, jaki osiągnąłem nie wzbudzał we mnie tyle emocji, ile towarzyszyło mi przy trzymaniu w ramionach małej Adelaine.
Początki były trudne. Nigdy serce nie biło mi tak szybko, a dłonie nie trzęsły się, jak w momencie, kiedy brałem ją na ręce po raz pierwszy. Jest taka drobna, delikatna. Nie mogłem przestać się uśmiechać, kiedy przez sen marszczyła swój drobny nosek, malutkie paluszki zaciskała w piąstkę. Była po prostu piękna i taka malutka.
Po czasie spędzonym w szpitalu nareszcie przyszedł czas, kiedy mogliśmy go opuścić. Wszyscy byliśmy już zmęczeni przebywaniem w tym miejscu. Czułem, że w pewnym sensie był to czas na konfrontację ze światem. Jak do tej pory, przez ostatnie kilka dni niemal nie ruszałem się ze szpitala chyba, że do domu, ale zwykle tylko wtedy, kiedy miałem pewność, że moi rodzice będą przy Claude i Adelaine. Wiedziałem, że nic im się nie stanie, ale były dla mnie cenniejsze niż wszystko inne.
Bez słowa wziąłem do rąk torbę, którą Claude położyła na łóżku. Z lekkim uśmiechem obserwowałem, jak poprawia różowy kocyk, którym owinięta była nasza córeczka. Kiedy już upewniła się, że wszystko jest w porządku, skinęła głową, a ja otworzyłem drzwi sali, będąc przy tym jednocześnie podenerwowany i podekscytowany jak nigdy.
Wracaliśmy do domu. We trójkę.
Droga przeminęła nam w ciszy. Radio cicho grało, a żadne z nas się nie odzywało. Mimo kilku wspólnie spędzonych dni nie mieliśmy okazji, żeby porozmawiać o wszystkim, co ostatnio się stało. Z resztą, żadne z nas nie chciało psuć atmosfery, jaka między nami panowała. Jednak oboje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że rozmowa jest nam potrzebna i nieunikniona.
Otwierając drzwi do mieszkania, miałem w sobie tysiące mieszanych uczuć. Wszystko zniknęło po jednym spojrzeniu na Calude, która z lekkim uśmiechem, razem z Adelaine weszła do środka. Usłyszałem jej ciche westchnienie i sam się uśmiechnąłem, zamykając za nami drzwi. Nagle ten pusty i smutny dom nabrał więcej barw.
Jakiś czas później Adelaine leżała już w łóżeczku w swoim pokoiku, a ja patrzyłem na nią rozbieganym wzrokiem, opierając się o fotel. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że jest podobna do mnie. Ten nosek, włoski. Moja mama stwierdziła to samo, kiedy pierwszy raz zobaczyła swoją wnuczkę.
- Nie rozklejaj się, Mendes.
Jak na zawołanie odchrząknąłem, ruchem ręki ścierając łzę, która niespodziewanie pojawiła się na moim policzku, a potem uśmiechnąłem się do Claude, która stała przy drzwiach pokoju, wiążąc włosy w wysokiego kucyka. Nie mogłem przestać patrzeć na czuły uśmiech, jaki gościł na jej twarzy, kiedy wpatrywała się w nasze śpiące maleństwo.
W oczy od razu rzucił mi się ten uśmiech, który najbardziej u niej kochałem. Uśmiech, który nie raz wpędzał mnie w kłopoty.
A mimo tego między nami istniał jakiś niecodzienny dystans. Jakaś bariera, która nie pozwalała nam znowu być bliżej siebie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że czas na rozmowę zbliżał się nieubłaganie. A ja ani trochę nie czułem się na to gotowy.
- Przepraszam - jednak to ona była pierwsza. - Za wszystko.
Ciężkie westchnienie wydobyło się z moich ust. A więc to był ten czas na szczerość.
- Ja też - mruknąłem, wbijając spojrzenie w podłogę.
Potem nastała cisza, której nie potrafiłem znieść. Między nami nie było tak niezręcznie nawet, kiedy się poznawaliśmy. Nie wiem jak Calude, ale ja dziwnie się z tym czułem, nie pasowało to do nas.
CZYTASZ
waiting for emotions; shawn mendes
FanfictionShawn Mendes, dla swoich fanów prawdziwy ideał, dla znajomych król imprez, dla kobiet obiekt westchnień. Powracając z trasy koncertowej do swojego rodzinnego miasta nie spodziewał się wiele. Jednak życie potrafi zaskakiwać, tak jak widok byłej dziew...