Yuta, po długim dniu segregowania książek, odkładania ich na odpowiednie miejsca oraz obsługiwania małej liczby klientów, wreszcie wrócił do domu. Już od progu powitał go głośny i rozentuzjazmowany głos jego współlokatora gdzieś z głębi. Japończyk zdjął buty i kierując powolne kroki w kierunku kuchni, zajrzał przez otwarte na oścież drzwi do pokoju Taeila. Stał on na środku pomieszczenia, w dłoniach trzymając makijażową broń w postaci pędzli, szminek i innych pudrów, o których Yuta nie miał zielonego pojęcia, chociaż chłopak potrafił mówić mu o tym przez cały czas jaki tylko ze sobą spędzają. Czasami nawet zdarzało się, iż Japończyk robi za modela do testowania odporności makijażu w różnych ekstremalnych warunkach. Natomiast przed nim na wygodnym krześle siedziała dziewczyna o długich czarnych włosach.
Taeil oderwał swe spojrzenie od niej, by przenieść je na współlokatora.
— O, wróciłeś już — powiedział i kolejna para oczu dołączyła do patrzenia nań. Yuta w myślach przyznał, że gdyby szukał drugiej połówki, a nie jest mu jeszcze ona potrzebna do szczęścia, książki wystarczająco pochłaniały większą część jego uwagi, to poprosiłby klientkę Taeila o numer w tym właśnie momencie. Jej uroda urzekała już w pierwszych sekundach.
— Tak. A ty dalej bawisz się w te malowanki na ludziach? — Japończyk oparł ramię o framugę drzwi. Zapewne nie jest żadną tajemnicą, iż Taeil jeszcze w latach licealnych interesował się makijażem i w sumie przez przypadek świat poznał tę ciekawą informację, a po zakończeniu szkoły ukończył kilka naprawdę profesjonalnych kursów, które pozwoliły mu teraz tworzyć arcydzieła na twarzach klientek na każdą okazję. Przy okazji spełniał się też nieco modowo i pomagał idealnie dobierać ubrania. Chłopak marzenie. Yuta mógł również zaświadczyć, że jego współlokator bardzo dobrze gotuje, a sprzątanie idzie mu jeszcze lepiej.
Wypoleruje wam podłogę w domu tak, byście mogły wpaść po uszy w zastawione przez niego sidła miłości.
— Owszem. Dzisiaj mamy próbny weselny. Zazdroszczę temu szczęściarzowi.
Zapewne od razu poprosił o numer telefonu, pomyślał Yuta i na powrót obrał wcześniej porzucony kierunek, gdyż nigdy nie śmiałby przeszkadzać współlokatorowi w pracy, a wręcz przeciwnie — modlić się, by robił makijaż możliwie jak najdłużej, aby chłopak mógł nacieszyć się swoim wolnym i w miarę cichym czasem w swoich czterech ścianach, ewentualnie właśnie kuchni.
Nucąc jedną z wielu piosenek zasłyszanych ostatnio w radiu, otworzył lodówkę i podrygując do melodii, zaczął poszukiwać zdobyczy, jednak nie trwało to zbyt długo, bo uderzył go widok totalnej pustki. W środku jedyne co było to kilka puszek z piwem, cytryny, ser, na szczęście jeszcze nie pleśniowy i hulający wiatr, który sprawił, że przez ciało Yuty przeszedł przejmujący dreszcz. Nie pamiętał czyja była tym razem kolej wyprawy na zakupy. Taeil tego na pewno nie zrobi teraz, a on nie zamierza eksperymentować z alkoholem, cytryną i serem.
— Umrzemy! — krzyknął, idąc przez korytarz w stronę drzwi wyjściowych.
— Kup mi coś dobrego — odparł współlokator, skupiając całą swoją uwagę na twarzy przyszłej panny młodej.
— Kupię ci coś. — Yuta westchnął, ubierając znów buty i szukając gdzieś w szafce jakiejś dużej torby na zakupy, a najlepiej dwóch. — Taeil, pajacu, nie mam zamiaru spędzać w sklepie więcej niż jest to potrzebne i myśleć, co ty byś sobie chciał teraz zjeść. Konkrety.
— Jakieś solone żarcie... albo nie, słodkie...
— Dobra, sam sobie pójdziesz! — powiedział szybko chłopak i zamknął za sobą drzwi, puszczając krzyki z mieszkania mimo uszu. Zbiegł po schodach, nie starając się myśleć w jak bardzo mozolnym tempie będzie musiał po nich wejść z dwiema pełnymi torbami. Trzecie piętro, sześćdziesiąt sześć schodów, całkowity brak windy, jednak są plusy — lepsza kondycja.
Wyszedł na świeże powietrze i w spacerowym nastroju ruszył w stronę pobliskiego sklepu, modląc się w duchu, by nie był on jakoś bardzo zatłoczony o tej wieczorowej porze. Tłum prawdopodobnie działałby nań dekoncentrująco, przez co mógłby nie kupić wszystkich rzeczy z długiej listy, jaką stworzył w myślach. Momenty na zakupach, kiedy widzi trzech klientów na krzyż oraz pracowników krążących między półkami są zdecydowanie tymi najlepszymi, od razu przestrzeni na wózek jest więcej.
Przeszedł przez drzwi i uśmiechnął się sam do siebie, widząc mały ruch. Od razu ruszył tanecznym krokiem w asortyment, wybierając kolejno chleb, najlepiej trzy paczki, kilka bułek oraz owoce, gdyż zobaczył dobre jabłka i gruszki w promocji, a Yuta kochał promocje. Kochał kupować dużo i wydawać mało. Po pieczywie były półki z ciastkami i Japończyk nie byłby sobą, gdyby nie spędził długich pięciu minut stercząc przed nimi i zastanawiając się czy jakieś w ogóle chce, czy jednak nie, a jeśli już tak to jakie, ot mały sklepowy rytuał, bez niego zakupy nie mają racji bytu.
Wreszcie stwierdził, a raczej ilość pieniędzy w jego portfelu stwierdziła, iż może lepiej skupić uwagę na ważniejszych rzeczach, na przykład przeznaczonych na obiady, bo z samych ciastek nie można żyć. W drodze po kilka pudełek makaronu i ryżu, zabrał wielką paczkę sera, która również była na przecenie i przyprawy. Nie mógł także zapomnieć o stoisku z warzywami. Po wybraniu najlepszych pomidorów, porównaniu sałat lodowych oraz pomierzeniu wzrokiem długości ogórków, podszedł do lodówki w poszukiwaniu innych warzyw, tym razem na patelnię. Miał jedną, sprawdzoną mieszankę i prawdopodobnie nie spocznie, jeśli jej dzisiaj nie znajdzie, a jak mu się uda to weźmie przynajmniej pięć paczek, bo była ona warta takiego poświęcenia.
Oparł dłonie o odsuwaną szybę i począł skanować wzrokiem opakowania, próbując nawet w jakiś magiczny sposób przez nie przejrzeć. Gdy tak zawzięcie przetrząsał wszystkie lodówkowe kąty, obok niego stanął inny klient sklepu i również pochylił się, żeby wybrać takie warzywa na patelnię, na jakich widok Yuta tylko się skrzywił i wyprostował, by zobaczyć twarz osoby jedzącej tak okropnie. Lecz zamiast jakiegoś kompletnego nerda, studencika, co to dopiero wyprowadził się od mamy i musi sam sobie gotować, ujrzał tego samego chłopaka, któremu niedawno doradzał w kupnie książki w swojej księgarni. Obaj byli równie zdziwieni widząc siebie w takim miejscu.
— Cóż za spotkanie — powiedział Yuta, mącąc tym samym charakterystyczny niczym nie zachwiany dźwięk lodówek i równomiernego pikania dochodzącego ze strony kas. — Teraz też pan kupuje prezent urodzinowy? Jeśli chce pan znać moje zdanie to ta mieszanka jest ohydna i z całego serca polecałbym coś innego.
Tamten zaśmiał się szczerze i spojrzał na trzymaną w dłoniach paczkę z lekkim uśmiechem na ustach i rumieńcem na policzkach.
— Nie mógłbym wybrać nic innego, gdyż mój chłopak je uwielbia — odparł, na co Yuta znów się skrzywił, tym razem karcąc w duchu za brak jakiejkolwiek taktowności w rozmowie. — Ale niech się pan nie martwi, każdy ma inny gust co do jedzenia, prawda?
— Jak najbardziej! — Nastał niezręczny moment, kiedy każdy z nich patrzył we wszystkie strony, tylko nie na swego rozmówcę. — W ogóle, skoro jest to już nasze drugie spotkanie i przewiduję, iż może być ich więcej, to jestem Yuta. Bardzo mi miło poznać pana oraz pańskiego chłopaka.
— Kun. Mnie również.
nie wierzę, że właśnie przedstawiłam wam siebie w sklepie pod postacią ziuty
CZYTASZ
❝bookseller❞ [2]
Fanfiction» druga część bookworm « - historia mola książkowego i byłego już przywódcy najsławniejszej grupy w szkole, która ma miejsce kilka lat po skończeniu liceum ship: yuwin; tags: romance, accidents, problems with memory, yuta as hot red haired bookselle...