III

812 127 54
                                    

   Postanowili dalsze zakupy spędzić już w swoim towarzystwie, doradzając sobie w niektórych żywieniowych kwestiach i mówiąc od czasu do czasu jakieś randomowe fakty ze swych żywotów, ot dla lepszego zapoznania. Kun koniecznie chciał wiedzieć, dlaczego Yuta nazwał wybraną przez niego mieszankę warzyw na patelnię 'ohydną', a Japończyk, by jakoś wyjść z tej przykrej sytuacji, musiał zacząć zmyślać. Udał, iż pomylił opakowania i myślał, że chłopak wziął takie jedno, które w ogóle nie istniało, wiecie, małe kłamstwo nikomu nie zaszkodzi, a znajomość uda się zachować na dłużej niż jeden pobyt w sklepie.

   — Jak na Chińczyka, to mówisz naprawdę dobrze po koreańsku — powiedział pełen podziwu Yuta, kiedy, obładowani w ciężkie torby, powoli wracali opustoszałym chodnikiem. Nie miał pojęcia kiedy zrobiło się na zewnątrz ciemno i zbliżała pora zamknięcia.

   — Widać nauka i przyjazdy tu dużo dały, jednak najwięcej pomógł mi mój chłopak — odparł Kun, pozwalając, by rumieniec kolejny raz podczas tego spotkania oblał jego twarz.

   Japończyk zerknął kątem oka na towarzysza, będąc coraz bardziej zaciekawionym osobą ów chłopaka, o którym Kun tak często w ostatnim czasie mówi. Podczas zakupów wspomniał o nim średnio dziesięć razy, licząc dodatkowo moment z miesznką warzyw. Jednak z drugiej strony niestosownym byłoby pytać o coś, co w ogóle nie powinno go interesować, zwłaszcza, że znają się tak krótko, bo aż dwóch spotkań nie można nazwać długą relacją. Rozum Yuty uznał wypytywanie za niegrzeczne i nie na miejscu, chociaż tak bardzo ciekawość chciała wreszcie wyjść na zewnątrz.

   — Powiesz mi więcej o twoim chłopaku? Tak często o nim mówisz, że i ja nie mogę przestać o nim myśleć — zaczął spokojnym tonem głosu ze wzrokiem wbitym w chodnikowe płyty. To, iż rozum chciał dobrze nie oznacza, że serce też musi tak postępować, więc w skrócie: chuj bombki strzelił, choć to w ogóle nie była zimowa pora.

   — O-od czego by tu za-zacząć? Wyskoczyłeś z tym p-pytaniem j-jak Filip z konopi. — Kun, zaskoczony, począł się nieco jąkać w swej wypowiedzi, prawie pozwalając, by zakupy wypadły z niesionych przez niego toreb. Natomiast Yuta, zamiast żałować, że w ogóle odważył się wściubiać nos w nie swoje sprawy, to próbował ukryć rozbawienie, odwracając głowę całkowicie w bok. Jednak Kun, po kilku głębokich oddechach, mówił już normalnie: — Jest opiekuńczy, miły, pomocny, zawsze potrafi rozjaśnić mój dzień swoim uśmiechem, a swoją przystojnością zwala z nóg. Uwielbiam go.

   — Widzę ogromną miłość. — Yuta pokiwał z uznaniem. — Jest twoim pierwszym? Twarz Chińczyka przybrała w momencie kolor dojrzałego pomidora. Cóż, co jak co, ale takie pytanie to już mogłeś sobie darować, pajacu, pomyślał Japończyk, a raczej skarciło go jego wewnętrzne mądrzejsze ja.

   — N-nie, miałem przed nim kilka drugich połówek, jednak czuję, że to on będzie tym jedynym — odparł chłopak, ściszając głos i zwalniając nieco kroku.

   — A o ślubie myślisz? — wypalił od razu, czego już jego wystarczająco zażenowana mądralińska strona nie skomentowała, bo i tak nic by to nie dało.

   — B-bez przesady!

   — Ja bym brał póki ciepły.

   Wówczas nie zorientowali się, iż dotarli do bloku, w którym mieszkał Yuta. Japończyk spojrzał na zdezorientowanego i ciężko dyszącego Kuna.

   — Tu moja podróż się kończy, ale jeśli chcesz, to mogę cię odprowadzić kawałek w stronę, gdzie mieszkasz — zaproponował z lekkim uśmiechem.

   Natomiast chłopak tylko pokręcił głową i począł iść w stronę wejścia do budynku, przez ramię oznajmiając, iż ich znajomość będzie istnieć jeszcze przez jakiś czas, dzięki mieszkaniu w jednym bloku. Zdziwiony Japończyk popędził za nim, bez wysiłku pokonując kolejne stopnie, choć nie było ich mało. Jego szerzej otwarte usta były skutkiem odkrycia, że do dzielenia czasu na zakupach zostało dodane dzielenie jednego piętra oraz ścian, choć Yuta nigdy nie miał okazji widzieć jakichkolwiek sąsiadów z mieszkania obok.

   — Od kiedy?

   — Jakoś od tygodnia.

   Trawiąc ów informację, Japończyk pożegnał się z towarzyszem i wszedł do swojej stancji, pozwalając, by Taeil powitał go już w progu ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Nie wyglądał na zadowolonego z faktu, iż jego współlokatorowi aż tyle czasu zajęły zakupy, zostawiając go na pastwę mieszanki sera z cytrynami, dodając na popitkę piwo, za którym chłopak nie przepada. Zaczął wypytywać czemu tak długo spędził w sklepie, ile wydał pieniędzy, co kupił i ostatecznie zagroził, że jeśli jeszcze raz coś takiego będzie miało miejsce, to on sam rozpocznie wyprawy po jedzenie, nawet gdyby musiałby to zrobić kosztem odwołania spotkania z klientką.

   Yuta na to niepotrzebne gderanie przewrócił tylko oczami, zwinnie wymijając współlokatora i wchodząc do kuchni. Mimo to ładnie przeprosił kolegę i wytłumaczył powód swej nieobecności, bo Taeil nie dałby mu spokoju za zatajanie prawdy przez kilka następnych lat.

   — Wiedziałeś, że mamy sąsiadów za ścianą? Od tygodnia! — zaczął temat, wykładając zakupy z toreb, by współlokator mógł je ułożyć na swoich miejscach w lodówce i na półkach.

   — Oczywiście. Pomagałem nawet temu miłemu chłopakowi wnosić pudełka z rzeczami, prawie by ich ilość biedaka przygniotła. Nawet zaproponowałem mu bycie czasami moim makijażowym modelem — odparł Taeil, bacznie przyglądając się mieszance letnich warzyw, którą tak bardzo Japończyk sobie ukochał. — Znowu ryż masz zamiar jeść? Niedługo ci się oczy skośne od tego zrobią.

   — Przecież mam skośne oczy i przestań komentować moje nawyki żywieniowe, bo nie będziesz wiedział nawet kiedy któraś z twoich palet wyląduje za oknem albo w koszu przy najbliższej okazji — zagroził Yuta, machając paczką płatków śniadaniowych. Uwielbiał mieszać ryż z warzywami i nic nie mógł na to poradzić, więc uwagi współlokatora puszczał zazwyczaj mimo uszu, gdy ten skarżył się na zajęty największy garnek w całym mieszkaniu wypełniony po brzegi daniem. — Wracając... czemu mi nie powiedziałeś o nowym sąsiedzie?

   — I tu się właśnie ujawnia twoje zainteresowanie tym co mówię do ciebie — powiedział Taeil z wyrzutem, wzdychając ciężko. — Jak zwykle nie słuchałeś.

   — Kiedy niby, skoro najczęściej nawijasz o makijażu... — Japończyk się oburzył i obrażony usiadł na stojącym przy stoliku krześle, próbując przy okazji przypomnieć sobie czy imię Kuna kiedykolwiek przewinęło się przez ich rozmowy. Przy okazji zdziwił się, że tak ciężko jest mu cokolwiek znaleźć w pamięci, mimo to zawstydzony i nieco naburmuszony stwierdził, iż Taeil ma rację i rzeczywiście wspomnienie o wprowadzce nowej osoby na ich piętro miało miejsce.

   — Widzisz, Ziuta? Coś jednak zostaje w tej twojej małej główce.

   — Ty doskonale wiesz co ta Ziuta może zaraz zrobić z twoimi drogimi paletami — odparł Yuta zgryźliwym tonem, na co jego współlokator pokiwał tylko głową i machnął ręką, robiąc dokładnie to samo co Japończyk z uwagami kierowanymi w jego stronę.

nie wiem, trochę nudne wyszło :( chociaż jeśli myślicie, że serio przewidzieliście całą książkę już do końca, to ja bym jednak trochę z tym poczekała ;)

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz