XII

642 110 21
                                    

   — Taeil? — zaczął Yuta, wodząc pytającym spojrzeniem z jednej twarzy na drugą, jednak zatrzymując je na dłużej na swoim współlokatorze. — Dlaczego robisz hałas na klatce? Sąsiedzi będą się skarżyć.

   Dwójka młodych mężczyzn odskoczyła od siebie jak oparzona, jednak to Jaehyun zdawał się być najbardziej uradowany wkroczeniem do akcji Japończyka, gdyż to na niego najbardziej czekał od dłuższego czasu.

   — Yuta! — krzyknął, rzucając się z otwartymi szeroko ramionami na chłopaka, by go mocno przytulić. — Chłopie, ale się zmieniłeś! Myślałem, że zobaczę tu osobę w rozciągniętym ubraniu tak jak to było za starych lat, a tu proszę. — Jaehyun wypluwał z ust słowa w prędkością karabinu maszynowego, tarmosząc Yutę i przyglądając się mu z każdej możliwej strony.

   — Jaehyun? — Japończyka w obecnej sytuacji tylko na tyle było stać, zaś Taeil, będąc odsuniętym na dalszy plan, chciał coraz bardziej zapaść się pod ziemię, gdyż już nie mógł zrobić nic.

   Stali tak chwilę w ciszy, patrząc jedno na drugiego, aż w końcu Yuta zaproponował wejście do jego mieszkania, bo co to za picie herbaty na klatce schodowej. Jaehyun zgodził się na zaproszenie ochoczo, dodając, że zasłużył na chwilę przerwy po noszeniu po schodach ciężkich pudeł z rzeczami. Tylko Taeil nie zabrał głosu.

   Usiedli w kuchni. Japończyk jako uprzejmy właściciel uprzednio nastawił czym prędzej czajnik z wodą, przygotował kubki z herbatą i uśmiechnął się szeroko do Jaehyuna, gdyż to niespodziewane spotkanie sprawiło mu mimo wszystko dużo radości.

   — W życiu bym nie pomyślał, że to ty będziesz naszym nowym sąsiadem — powiedział, przyglądając się chłopakowi uważnie, by doszukać jakichś zmian w wyglądzie, bo w końcu nie widzieli się od zakończenia szkoły. — Co się z tobą działo?

   Taeil, nie chcąc siedzieć i słuchać ich rozmowy, gdyż to tylko pogorszyłoby jego już i tak okropne samopoczucie, poszedł do swojego pokoju, mając jednak nadzieję, że Yuta nie będzie dociekał dlaczego prawie chcieli się pobić pod drzwiami. Choć z drugiej strony powinien zostać, by dowiedzieć się o czym Jaehyun ma zamiar powiedzieć oraz co jest związane z Sichengiem. W końcu podczas kłótni chłopak wyrzucił mu brak jakiejkolwiek wiedzy na ten temat. Gdy przekraczał próg kuchni, nikt nie zwrócił nań uwagi.

   — No wiesz, po liceum trochę studiowałem, ale to w ogóle nie sprawiało mi radości, więc postanowiłem całkowicie się odciąć, usamodzielnić i poszukać pracy.

   Yucie oczy zaświeciły się z podekscytowania na samą myśl o posiadaniu takiego wspaniałego współpracownika jakim mógłby być Jaehyun. Widział w nim całkowite przeciwieństwo Kuna, co tylko zachęcało go do zaproponowania mu stanowiska pracy, którego jeszcze dobrze nie zaczął poszukiwać. Jednak postanowił poruszyć ów temat za jakiś czas, gdyż aktualnie mieli lepsze rzeczy do omówienia.

   — Niby jedno miasto i nie powinniśmy mieć problemów z kontaktem do siebie, ale ogranicza nas brak czasu — powiedział Yuta, wzdychając ciężko. — W ogóle co u reszty? Taeyonga i Doyounga też tyle lat nie widziałem.

   — Doyoung wyjechał na studia za granicę, on zawsze był za bardzo ambitny, ale wybrał dla siebie studia idealne, więc jeszcze mogę mu wybaczyć — odparł Jaehyun, śmiejąc się cicho. — Taeyong otworzył swój biznes niedawno. Musimy się do niego wybrać kiedyś.

   — Swój biznes?

   — Tak, klub kilka ulic stąd. Odkąd pamiętam to mi o tym mówił, że to będzie miejsce przyjazne dla wszystkich. W dzień rodziny z dziećmi, zaś w nocy kobiety tańczące na rurach, wyobrażasz to sobie? Bo ja wcale, dopóki nie zobaczyłem na własne oczy. Do tej pory nie mam pojęcia jak nikt jeszcze nie ma z tym problemu, ale kiedy widzę, jak wkłada w prowadzenie tego czas, pieniądze i serce, to nie pozostaje mi nic, tylko go wspierać.

   Zapadła chwila ciszy, w której Yuta próbował przyswoić sobie nowe informacje o starych znajomych ze szkoły, gdzie są i co zrobili, by zajść tak daleko. Jak ścieżka życiowa Doyounga go nie zdziwiła, tak Taeyonga bardzo, ponieważ nie słyszał o takim jego marzeniu, a widział go raczej w branżach modowych czy tanecznych, bo do takich chłopak pasował. Widocznie naprawdę musi odwiedzić ten klub, by się przekonać czy Jaehyun mówi prawdę.

   — Masz dokładnie taką samą minę jak ja po zobaczeniu Taeyonga w tamtym miejscu. — Nowy sąsiad Japończyka wstał, by wyłączyć czajnik, zalać herbatę i postawić kubki na stole. Następnie oparł łokcie bardziej na blacie, przyglądając się chłopakowi, pozwalając, aby pogodność i uśmiech ustąpiły miejsca tajemniczości oraz mrużeniu oczu. — Jednak pozostała jedna i najważniejsza osoba, o której nie wspomniałeś.

   Yuta powoli stawał się coraz mniejszy pod ciężarem spojrzenia, jakim obdarzył go prawie już leżący na stole Jaehyun. Wbił swój wzrok w podłogę, chcąc uspokoić nagłe szybsze bicie serca i przypomnieć sobie o kogo tak znamienitego nie zapytał, lecz w głowie jedyne co miał to przytłaczającą i niezrozumiałą pustkę, która z każdą kolejną chwilą irytowała go coraz bardziej.

   — Przecież oprócz nas i Taeila nikogo więcej nie było — odparł spokojnym tonem głosu, wreszcie znajdując w sobie odwagę, by spojrzeć w oczy lekko zdziwionemu Jaehyunowi. Ta odpowiedź odebrała chłopakowi mowę, więc tylko siedział w bezruchu i zastanawiał nad jej sensem do momentu, aż cisza, zmącona tylko tykaniem ściennego zegara oraz raz na kiedy klaksonem zdenerwowanego kierowcy na zewnątrz, niemiłosiernie poczęła wbijać mu niewidzialne gwoździe do czaszki jakimś ciężkim młotkiem.

   — Ale jak to nikogo więcej? — zadał pytanie, jednak nie oczekiwał odpowiedzi, bo ją znał już doskonale. Nabrał nagle ochoty na poderwanie się z miejsca i pójście do pokoju Taeila, by zebrać w sobie wszelkie resztki wewnętrznego spokoju i zapytać kulturalnie dlaczego doprowadził swojego najlepszego przyjaciela do takiego stanu. Nikogo innego nie mógł o to posądzić tylko właśnie jego. Nie mógł uwierzyć, że Taeil był gotowy wpajać Yucie choćby największe kłamstwa i wymazać przykrą przeszłość, tłumacząc się dobrem osoby pokrzywdzonej, tym samym kreując się na bohatera. Późniejsze konsekwencje nie były ważne, gdy on sam cieszył się spokojem. — Nie pamiętasz o osobie, która stworzyła wielką czwórkę?

   Yuta zamrugał kilka razy, wytężając umysł jak nigdy oraz zaglądając do każdej szuflady wypełnionej wspomnieniami tylko po to, by pokręcić przecząco głową ze smutnym wyrazem twarzy.

   — Była tylko wielka trójka. Ty, Doyoung i Taeyong. Chodziliście w takich czarnych jak smoła mundurach i wszyscy się was bali.

   Jaehyun zacisnął mocno szczękę, starając się za wszelką cenę nie pokazać swojego zdenerwowania, chociaż to odbiegało daleko od tego, co aktualnie działo się wewnątrz niego. Wrzącej niczym gotowa już woda w czajniku krwi oraz drżenia praktycznie całego ciała nie można było nazwać zdenerwowaniem, raczej czystym wkurwieniem. Jednak próbował oddychać głęboko, a jedyne co odtwarzał w kółko w wyobraźni to kłótnia z Taeilem i jego samolubne kłamstwa. Może i wkładał dużo czasu oraz siły w opiekę nad cierpiącym Yutą, lecz bardziej dla swojego własnego dobra i spokoju.

   — To co zrobisz, kiedy powiem ci — zaczął, wypowiadając każde słowo powoli i wyraźnie — o istnieniu osoby, która została specjalnie wymazana z twojej pamięci? Czy z moją pomocą przypomnisz sobie o stworzycielu wielkiej czwórki oraz chłopaku, na jakiego miałeś tak ogromny wpływ, że zostaliście parą?


kolejne dwa rozdziały będą ciężkie i tak trochę kulminacyjne, bo nieco się wyjaśni

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz