VII

813 114 34
                                    

   Taeil był oczywiście pierwszą osobą, która dowiedziała się o nowym współpracowniku swojego współlokatora. Jeszcze tego samego dnia, a raczej wieczora, Yuta postanowił manifestować głośno to co myśli i słyszeli go wszyscy już w momencie, gdy postawił nogę w progu drzwi wejściowych do kamienicy. Kontynuował monolog przez całą drogę na swoje piętro aż do zajęcia miejsca przy stole w kuchni i zapewne nadal informowałby cały świat o swoim niezadowoleniu, gdyby nie jego współlokator, który akurat szukał czegoś w lodówce.

   — Zamkniesz się wreszcie? — zapytał z pretensją w głosie, nie racząc chłopaka nawet najmniejszym spojrzeniem, gdyż sprawdzanie czy przez kolejne dni będą mogli przeżyć było nieco ważniejsze. Nie musiał się odzywać w ogóle. — Już przez okno cię słyszałem, choć nie mieszkamy na parterze.

   — Rozumiesz — zaczął Yuta, nerwowo wystukując na blacie nerwowy rytm — albo inaczej. Zgadnij z kim będę pracował od dzisiaj.

   Taeil, nieco zaskoczony, zamknął lodówkę i spojrzał na chłopaka. Przez chwilę pomyślał o Sichengu i już w sumie miał zamiar wypowiedzieć jego imię, jednak postanowił zastanowić się dłużej. Nie miał zupełnie zielonego pojęcia jak Japończyk zareagowałby na ich spotkanie po takim czasie. Czy byłby wtedy zdenerwowany? Czy jednak tuż po ujrzeniu twarzy Chińczyka wybaczyłby mu nagłe urwanie kontaktu, bo nadal gdzieś w sobie skrywał ogromną doń miłość i znów żyliby długo i szczęśliwie.

   Natomiast patrząc tak na Yutę nie potrafił nic z niego wyczytać, gdyż irytacja całkiem zdominowała resztę uczuć. Najlepszym wyjściem w tej sytuacji jest strzał pierwszym lepszym imieniem, jakie przychodzi do głowy.

   — No nie wiem, pewnie Kun.

   — Dokładnie! — wybuchnął Yuta.  — Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdę. To był koszmar, istne piekło. Jakbym wiedział wcześniej, że będą z nim takie kłopoty to nie ciągnąłbym tej znajomości.

   — Było aż tak źle?

   — Czy wyraz mojej twarzy nie jest wystarczająco wymowny? — odparł chłopak pytaniem na pytanie, wskazując palcem na siebie i patrząc twardo na współlokatora.

   Taeil westchnął. Usiadł po drugiej stronie stołu, biorąc uprzednio kawałek kartki wraz z długopisem, by w międzyczasie stworzyć listę zakupów na jutro.

   — Pieczywo. No, opowiadaj dalej, ja cały czas cię słucham. — Odparł podbródek o wierzch dłoni, jednym okiem zerkając na Japończyka, a drugim zezując na papier, niczym kameleon. Brakowało mu tylko zdolności do wtapiania się kolorystycznie w otoczenie. — Cukier, pieprz.

   — To tak.  Szefu przyszedł do mnie w godzinach totalnego szczytu, w sumie to powiem ci, że dawno u nas takiego ruchu nie było...

   — Rzeczywiście coś mówiłeś, że mało ludzi ostatnio. Mleko, najlepiej kilka kartonów.

   — ...no i też zdziwiłem się, że go widzę w ogóle w księgarni, bo wiesz jaki jest szefu, pojawia się raz na ruski rok, wychwali i znowu zniknie. Ale słuchaj dalej.

   — Cały czas. Ser, bardzo ważny. Żółty i pleśniowy, bo mam ochotę.

   — Przychodzi i wyjeżdża z tą samą gadką-szmatką co zawsze, że jestem zajebisty, a idzie mi jeszcze lepiej. Nagle wyskakuje z nowym pracownikiem, bo zgłosił się jakoś niedawno i musi koniecznie zacząć robotę już teraz. — Yuta coraz bardziej nakręcał sam siebie opowieścią o sytuacji, która tak bardzo go zdenerwowała, zaś Taeil pozwolił, by jego słowa wlatywały jednym, a wylatywały drugim uchem, jednak jakiś ślad po sobie pozostawiając. Inaczej Japończyk się tak szybko nie uspokoi. — Ja takie gały i myślę sobie ale po co, skoro sam doskonale sobie radziłem do tej pory.

   — Znając twojego szefa pewnie tak samo ci powiedział. Jakieś owoce też się przydadzą — mruczał chłopak.

   — Oczywiście! Dodatkowo wyraźnie mówił, że nie szuka nikogo nowego, bo ja jestem idealny, to ten idiota sam nalegał, więc co szefu miał zrobić? Powiedzieć nie? — Yuta westchnął, odchylając się niebezpiecznie na krześle. — Szczerze i w sekrecie ci zdradzę, że naprawdę przyjąłbym każdą pomoc, bo zawsze to w kupie raźniej.

   — Więc pozwól, nawet swojemu największemu wrogowi. Ryż się kończy.

   — Weź też dopisz jeszcze warzywa na patelnię, ty wiesz jakie. Ze dwie paczki. Ale chwila, czy ty mnie słuchałeś? Nienawidzę Kuna i nawet nie pytaj dlaczego, bo lista jest wad będzie dłuższa niż twoja z zakupami — skwitował Yuta, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Jakbyś słyszał co on do mnie mówił jak sami zostaliśmy. Do tej pory mam dreszcze. Obrzydliwe.

   — Dziwię się, że mu nie dogadałeś. Przecież do tego jesteś pierwszy zawsze. Przyprawy i może trochę galaretek — dodał, wstając, by sprawdzić jeszcze szafki, bo powoli brakowało mu pomysłów co jeszcze kupić.

   — Myślisz, że nie robiłem tego? Cały czas po nim jeździłem niczym wałek po cieście, a jego to tylko nakręcało. Nigdy mnie tak rozmowa z kimś nie zmęczyła. Jebany masochista — podsumował swój monolog i zwiesił głowę, zmęczony.

   — Wędlina, ketchup, ziemniaki.

   — Tak sobie teraz myślę, że nie byłbym w stanie powtórzyć ci jego tekstów.

   — A jak szła mu praca? Coś musiał zrobić.

   Yuta nagle się załamał.

   — Chcąc go wywalić to nie mam żadnego haka. Dałem mu jakąś zaległą fakturę, co się miałem nią zająć jakiś miesiąc temu i wyrobił się w dziesięć minut.

   — To chyba dobrze? Przynajmniej, oprócz gnębienia ciebie, się przykłada i traktuje poważnie pracę. — Taeil odłożył długopis i wreszcie spojrzał na współlokatora na dłużej niż sekundę, bo wydawało mu się, że już wszystko na liście zostało napisane.

   — O nie, on mnie nie gnębi. On chce spłacić dług za tamtą noc, bo mu otworzyłem oczy, jakieś pierdolenie. I tak, powinienem się cieszyć, że tak szybko, tylko ta faktura miała ponad dwieście pozycji po kilka egzemplarzy na jedną. Ja, jako doświadczony pracownik, ogarniam taką w prawie godzinę.

   Taeil otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Żeby nie było tak, że Kun w pewnym momencie zdetronizuje z ciepłego miejsca najlepszego pracownika Yutę, bo wtedy to mógłby być cios poniżej pasa, a Japończyk chyba się całkiem załamie. I jeśli Taeil miałby przechodzić przez to samo co działo się po sytuacji z Sichengiem to już wolałby zmienić mieszkanie, bo słuchanie rozpaczliwego wycia do księżyca go nie zachęcało do niczego.

   — I wiesz, rzuciłem okiem na te stosy, wydawały się zrobione porządnie, ale muszę jutro dokładniej się przyjrzeć. — Yuta niespodziewanie wyprostował się i składając ręce jak do modlitwy, wzniósł oczy ku sufitowi. — Oby tam było coś źle. Oby tam było coś źle, proszę.

   — Aż ci współczuję — skomentował krótko Taeil, na co Japończyk wywrócił oczami.

   — Dzięki, dokładnie tego oczekiwałem. Ty lepiej doradź mi czym go jutro zagiąć, bo jak tak dalej pójdzie, to będzie siedział cały czas obok mnie i wkurzał tymi swoimi tekstami.

   Zapadła cisza, w której oboje poczęli się intensywnie zastanawiać nad jakimiś arcytrudnymi zadaniami, jednak ani jednemu, ani tym bardziej drugiemu, nic nie przychodziło do głowy.

   — Nie wiem, może niech zdejmie wszystko z półek i ułoży na nowo? — powiedział Taeil, na co Yuta zgromił go wzrokiem.

   — Nie po to sam się nad tym męczyłem, żeby mi to psuł, dodatkowo takie rzeczy robi się, gdy klientów nie ma. Ale w sumie ciekawy jestem ile by mu to zajęło.

   I zamiast iść wreszcie spać, siedzieli tak do późnych godzin nocnych, główkując dalej nad potencjalnymi karami, jak nazwał to Yuta, dla Kuna za bycie za bardzo hop do przodu. Zaś jedno z nich nie spodziewało się spotkać na jutrzejszych zakupach pewnej znajomej osoby.

dzień dobry! mam dla was niespodziankę, bo w nocy ogarnęłam dwa rozdziały, więc jak się zapatrujecie na podkręcenie nieco akcji jeszcze dzisiaj? z chęcią umilę wam czas. dodatkowo również wymyśliłam plan na dalszą historię i aż mi się ręce pociły z tej adrenaliny, mogę wam tu zrobić piekło 😈

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz