X

725 116 45
                                    

   Dni mijały powoli i spokojnie, jednak Taeil w ogóle żadnego spokoju nie odczuwał. Nie potrafił siedzieć w jednym miejscu dłużej niż piętnaście minut, a dzięki nieobecności Yuty mógł się pochwalić wydeptaniem miliona ścieżek na płytkach w kuchni oraz panelach w pokojach i korytarzu. Chodził z jednego końca mieszkania na drugi, prawie wyrywając sobie włosy z głowy. Chociaż codziennie przyjmował klientki i wykonywał makijaże to absorbowało to jego uwagę na dosłownie krótką tylko chwilę i potem znów gdzieś z tyłu głowy pojawiały się na nowo te myśli. A to wszystko za sprawą feralnego spotkania Jaehyuna w sklepie. Do tej pory nie mógł sobie wybaczyć, że wtedy zainteresował się czymś innym niż zakupami.

   Oczywiście sam Yuta nadal o niczym zupełnie nie wiedział, a jego nieprzerwanie tematem numer jeden było rzucanie łaciną podwórkową na lewo i prawo przez Kuna, któremu widać bardzo spodobało się dokuczanie Japończykowi.

   Gdy po zakupowym popołudniu Yuta następnego dnia rano wrócił czym prędzej do księgarni, zastał swojego współpracownika otwierającego drzwi z szerokim uśmiechem. Taeil jak zawsze usłyszał potem o wszystkim ze szczegółami.

   — Stał tam i się do mnie szczerzył o godzinie przed siódmą rano, kiedy normalnie otwieramy o ósmej, rozumiesz? — Yuta nie potrafił tego pojąć. Siedział w tym samym miejscu co zawsze, na krześle przy stole w kuchni i odchylał się nań niebezpiecznie do tyłu, jakby chciał specjalnie zrobić sobie krzywdę, natomiast Taeil znów stał przy lodówce szukając czegoś do zrobienia obiadu. — Mówił, że pozamykał wszystko porządnie i teraz równie porządnie otwiera, świr. Zaczynam czuć się naprawdę okropnie przez niego.

   — Co masz zamiar zrobić?

   — Nie wiem, może poproszę szefa o jeszcze jedną osobę do pomocy? Dzięki temu Kun by się wreszcie uspokoił i dał mi normalnie oddychać w tej robocie — odparł Yuta w głębokim zamyśleniu. — Chyba, że to go bardziej nakręci, no bo przecież ktoś inny to widzi i pewnego dnia zamiast mnie ktoś inny przyjdzie tu i oświadczy ci, że nie żyję.

   — Nawet tak nie mów. — Taeil spojrzał na współlokatora z grymasem na twarzy i smutkiem w oczach. — Jak zginiesz to kto będzie płacił czynsz?

   Japończyk zamrugał kilkakrotnie zdezorientowany i nieco rozgniewany, do czego dokładnie dążył Taeil. Po prostu by Yuta odszedł na chwilę myślami gdzieś indziej, a nie uporczywie trzymał księgarni i nowego pracownika.

   — Czy ty mnie postrzegasz jako bankomat? — zapytał z pretensją w głosie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — To ja tu wylewam swoje gorzkie żale, dzielę problemami, a ty jak zwykle o pieniądzach.

   — No już, już. — Taeil podszedł do chłopaka i pogłaskał delikatnie po czerwonej czuprynie, śmiejąc się w duchu z niego, iż ostatnio jest za bardzo przewrażliwiony. — Pogadaj z szefem, to dobry pomysł. Zrobię ci twój ulubiony ryż z warzywami, tylko proszę cię, zmień w końcu płytę i mów o czymś innym.

   Tak było niedawno, gdyż teraz Taeil lekko zdenerwowany wyglądał przez okno. Ktoś patrzący na niego z boku mógłby stwierdzić, że wygląda na osobę, która zrobiła coś niezgodnego z prawem i tylko wygląda na zbliżającą się doń rękę sprawiedliwości. Tak naprawdę to bał się, że lada chwila zobaczy pod kamienicą Jaehyuna i nie daj Boże obok niego będzie stał Yuta, a z całej tej ucieczki ze sklepu i bycia czujnym dwadzieścia cztery godziny na dobę nici.

   Nie chciał, by Japończyk znów przechodził przez te bolesne chwile. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego, ale nie chciał. Na pewno Jaehyun ma mu do przekazania jakąś wiadomość od Sichenga. Akurat teraz, kiedy w księgarni prześladuje go rozbawiony całą sytuacją do granic możliwości Kun.

   Kiedy tylko zaczynał myśleć i wspominać ten przykry odcinek czasu zaraz po liceum wraz z tamtym wyrazem twarzy, to było to idealnym usprawiedliwieniem dla właśnie takich a nie innych kroków przez Taeila podejmowanych. Co z tego, że niedługo nabawi się jakiejś nerwicy czy innej choroby, którą ciężko będzie wyleczyć. Ważna, a nawet w sumie najważniejsza była ochrona Yuty, choćby za cenę własnego życia.

   Nagle do uszu chłopaka dobiegł dźwięk otwieranych drzwi i spanikował jeszcze bardziej, bo przecież nikogo się o tej porze nie spodziewał. Klientki zawsze najpierw dzwoniły do niego, a dopiero potem pukały, by im otworzyć. Yuta powinien spędzić w pracy jeszcze godzinę, podobnie jak ten nieszczęsny Kun. Żaden inny znajomy nie miał pojęcia o ich miejscu zamieszkania, reszta sąsiadów czy rodzina nie odwiedzała, ewentualny listonosz zostawiał listy w skrzynce na dole, a z tego co pamiętał ani on, ani jego współlokator nic ostatnio z internetu nie zamawiali. Więc pozostało tylko najgorsze.

   Albo włamywacz. Albo morderca. Albo ktoś, kogo chłopak obawiał się bardziej od wcześniej wymienionych — Jaehyun, który jakimś cudem dowiedział się gdzie mieszkają.

   Taeil dodatkowo przypomniał sobie, że akurat teraz nie zamknął drzwi na klucz i zostawił je otwarte. Strach przed wyjściem nieznajomemu naprzeciw sparaliżował go do tego stopnia, iż niewiele myśląc porwał z kuchennego blatu ogromny nóż do krojenia mięsa. Co prawda miał go umyć i schować jakieś kilka godzin temu, ale teraz dziękował sobie z przeszłości, że jednak tego nie zrobił.

   Ściskając przyszłe narzędzie zbrodni w drżącej dłoni, podszedł najciszej jak tylko potrafił do drzwi i nasłuchiwał. Ktoś ewidentnie poczuł się jak u siebie w domu, gdyż zachowywał się bardzo głośno. Drzwiami trzasnął tak, że gdyby w korytarzu mieli powieszone jakieś obrazy to właśnie leżałyby one na podłodze. Butów kulturalnie nie zdjął tylko nimi rzucił w stertę innych, a idąc w głąb mieszkania coś do siebie mamrotał.

   Do Taeila niewiele teraz docierało, nie przemyślał głębiej aktualnej sytuacji i trzymając mocno nóż w obu dłoniach, wyskoczył na korytarz, krzycząc tak, jakby właśnie stanął do walki w jakiejś wojnie, strasząc oczywiście tym nie tylko siebie, ale również intruza, którym okazał się nie kto inny, jak sam Nakamoto Yuta.

   — KURWA MAĆ, TAEIL, PORĄBAŁO CIĘ?! — wykrzyczał, patrząc to na współlokatora, to na ostre narzędzie w ogromnym szoku i przerażeniu. Nagły atak aż przyszpilił biednego chłopaka do ściany. — ODŁÓŻ TEN NÓŻ W TEJ CHWILI! CO CI ODBIŁO?!

   — PRZEPRASZAM! MYŚLAŁEM, ŻE KTOŚ PRZYSZEDŁ MNIE ZABIĆ!

   — NO TO ZARAZ CIĘ SERIO ZABIJĘ, SKORO TAK BARDZO TEGO CHCESZ!

   Tak krzyczeli na siebie dobre pięć minut, zanim Taeil nie odłożył noża na swoje miejsce i nie wytłumaczył Yucie dokładnie całej sytuacji, na co mimo wszystko chłopak wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Od razu Japończyk wyjaśnił powód swojego wcześniejszego powrotu tym, iż takie było zarządzenie jego szefa, który niespodziewanie zadzwonił do księgarni.

   — Nigdy więcej tak nie rób — dodał Yuta na koniec, grożąc palcem wskazującym współlokatorowi. — Co byś zrobił, gdybym to nie ja tak wszedł, tylko ktoś zupełnie inny? Nie chciałbym odwiedzać cię potem w więzieniu.

   Taeil bez słowa pokiwał głową, nie mogąc zdradzić dlaczego akurat tak ostatnio się zachowuje, bo będzie zmuszony powiedzieć chłopakowi dosłownie wszystko, co tak dokładnie ukrywał przed nim. Wtem usłyszeli krzyki dochodzące z klatki schodowej.

   — Widzisz, tak mnie zaskoczyłeś, że prawie wyleciałoby mi to z głowy — zaczął Yuta, kierując kroki do swojego pokoju. — Okazało się, że mieszkanie naprzeciwko nas również stoi puste i właśnie ktoś się do niego wprowadza.




umilam wam czas, podkręcając tempo, więc musicie zacząć się mocno trzymać, albo usiąść jeśli stoicie

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz