XI

633 120 32
                                    

   Taeil pokiwał głową z uśmiechem i lekkim zdziwieniem, bo nie miał pojęcia, że na ich piętrze jeszcze jakieś mieszkanie było wolne. Odprowadził zmęczonego współlokatora wzrokiem i postanowił sam sprawdzić, a może nawet poznać nowych sąsiadów. Marzył o parze starszych, kochających się oraz spokojnych ludzi po ponad pięćdziesięciu latach małżeństwa, bo młodych ludzi z małymi, rozdartymi jak stare prześcieradło bachorami nie mógłby znieść, nie ważne czy byłaby noc, czy dzień.

   Podszedł cicho do drzwi, zerknął przez wizjer i kiedy nie mógł zobaczyć wystarczająco wiele, otworzył je powoli. Nie chciał wyjść na wścibskiego, więc wystarczyło mu tylko poznanie głosów, reszta mogłaby być w swoim czasie. Tak się wychylając zza framugi, złapał na chwilę kontakt wzrokowy z osobą, której już nigdy nie chciał widzieć. Natomiast na odwrót było zdecydowanie za późno.

   — Taeil? Cóż za zrządzenie losu! Znowu się spotykamy — powiedział chłopak, wchodząc po schodach z wielkim pudłem wypełnionym po brzegi.

   Taeil nie miał innego wyjścia niż wyjść na klatkę schodową i uśmiechnąć się sztucznie do rozpromienionego Jaehyuna.

   — Nie mówiłeś, że szukasz mieszkania...

   — Nie mówiłem, bo w sklepie tak szybko przede mną uciekłeś, aż się kurzyło za tobą — mówiąc to, próbował ukryć rozbawienie. — Mieliśmy się zdzwonić, ale to raczej już potrzebne nie będzie, skoro teraz dzieli nas tylko pięć kroków.

   Jaehyun uporczywie wpatrywał się w swojego nowego sąsiada, natomiast Taeil wodził spojrzeniem po wszystkich kątach piętra, licząc pająki pod sufitem i pęknięcia od starości na ścianach. Znowu zaczął w duchu siebie obwiniać i jednocześnie śmiać, że w ostatnim czasie nabył nowy talent. Talent do wpadania w kłopoty dwadzieścia cztery na siedem. Do tego dołączyła gorąca modlitwa, by Yuta nie nabrał ciekawości i nie wyszedł, tylko najlepiej poszedł już spać.

   — Jaki ten świat jest mały — skomentował Jaehyun, wchodząc w głąb swojego mieszkania, by odstawić pudło, a następnie podejść do chłopaka i oprzeć o poręcz schodów prowadzących na wyższe piętro.

   — Więc — zaczął Taeil, by nowym tematem jakoś uśpić jego czujność, by zapomniał wypytywać o niebezpieczne rzeczy — co cię tu sprowadza?

   — Miałem dość studiowania, więc zaczynam nowe życie i szukam ciekawej pracy, by móc opłacać czynsz i jeszcze coś z tych pieniędzy mieć.

   — Studiowałeś?

   — To tu, to tam, szkoda gadać. Lepiej opowiadaj co u ciebie, bo to na pewno jest ciekawsze — odparł, patrząc nań wyczekująco z delikatnym uśmiechem.

   Taeil chwilę musiał się zastanowić nad odpowiedzią, mimo iż powinno to być bardzo proste.

   — Zarabiam robiąc makijaże weselne czy okolicznościowe, jak wolisz — wyznał ściszonym głosem, jakby była to ogromna tajemnica, na co Jaehyun otworzył szerzej oczy.

   — Naprawdę? Czyli robisz to co kochasz, bo pamiętam, że w liceum pomalowałeś Yutę na imprezę, co ta akcja była ze zrobieniem go na laskę. — Pokręcił głową z niedowierzaniem, że brał udział w czymś takim, a Taeil zerknął nań spanikowany, bo temat zszedł na zakazany tor, czego chciał uniknąć za wszelką cenę. — Do tej pory mam z tego niezły ubaw i czasami opowiadam znajomym.

   — T-tak. Zrobiłem kilka socjalnych kursów, klientki są bardzo zadowolone i polecają mnie innym...

   — Pamiętam, że Doyoung był wtedy królikiem, Taeyong chyba dynią z tego śmiesznego mema, ja sobie umyślałem kowboja, a Sicheng... rany, kim on był? Zorro? Ninją? — Jaehyun kontynuował wspominki, puszczając słowa Taeila mimo uszu. Przetarł wierzchem dłoni oczy, jakby chciał pozbyć się zgromadzonych tam od śmiechu łez.

   — Chyba zorro... miał pelerynę, więc ninja odpada — odparł zmieszany Taeil, uciekając wzrokiem gdzieś w bok i przełykając głośno ślinę. Chciał uciec, by znowu wzbić to góry zaległy wszędzie kurz, ale nie mógł poruszyć się z miejsca ani o centymetr. Zupełnie jakby zapuścił korzenie.

   — Właśnie! Jest Yuta? Bardzo chciałbym z nim porozmawiać.

   Taeil dziękował niebiosom, że nikt nie może w tej chwili usłyszeć jego myśli, gdyż pełno w nich było różnego rodzaju przekleństw, których nigdy nie miałby odwagi powtórzyć na głos. Ale postanowił walczyć dalej, do samego końca chronić spokojne i ułożone życie współlokatora.

   — Nie ma go, jest jeszcze w pracy — odparł spokojnym tonem głosu, jakby była to najprawdziwsza prawda.

   — Serio? Wydawało mi się, że niedawno wchodził tu ktoś i to na pewno nie byłeś ty. — Jaehyun zmrużył oczy, przypominając sobie wygląd widzianej osoby. — Miał czerwone włosy, mnóstwo kolczyków w uszach i nawet tatuaż. Chwila moment...

   Boże, zakończ wreszcie mój żywot, mam serdecznie dość, pomyślał Taeil i westchnął ciężko, czekając na najgorsze.

   — ...Yuta aż tak bardzo się zmienił? Bo to był Yuta, prawda? Czemu mnie okłamałeś? — zapytał chłopak ze smutną miną. — Ja nie chcę zrobić mu nic złego, tylko porozmawiać.

   No i właśnie tą rozmową możesz zrobić najwięcej szkody, kolego.

   — Mam co do niej trochę złe przeczucia — mruknął Taeil, marszcząc brwi i krzyżując ręce na klatce piersiowej, gotowy nawet w najgorszym wypadku do kłótni. — Przeczuwam co chcesz mu powiedzieć i sądzę, że nie ma potrzeby wyciągać starych brudów. Zwłaszcza, że Yuta zdążył zapomnieć, więc chcę, aby tak zostało.

   — Chronisz go? — zapytał Jaehyun nieco kąśliwym tonem. — Słuchaj, ja myślę, że bardziej wyjdzie mu na zdrowie poznanie prawdy niż niewiedza do końca życia. Idę do niego.

   Po tym chłopak zwinnie przeszedł obok Taeila i już miał złapać za klamkę drzwi, by wejść do mieszkania, gdy chłopak zagrodził mu drogę z gniewnym wyrazem twarzy.

   — To jest wtargnięcie bez pozwolenia do czyjegoś domu. Chętnie mogłaby się tym zająć policja.

   — Porąbało cię? Ty nie musisz mi niczego pozwalać, bo nie przyszedłem w odwiedziny do ciebie — prychnął Jaehyun, dalej próbując wejść do środka. — Niech zgadnę. Wtedy w sklepie też byliście razem? Z was dwóch tylko ty mnie zauważyłeś, więc go zostawiłeś, chcąc się pozbyć zagrożenia. To też przeczuwałeś?

   Chłopak mówił tym irytującym tonem, przez co twarz Taeila czerwieniła się coraz bardziej z wściekłości. Miał ochotę rzucić się na niego i okładać pięściami, choć nigdy nie podniósł na nikogo ręki. Tylko w bójce widział jakieś wyjście z sytuacji, nad którą powoli tracił kontrolę.

   — Do tej pory żałuję, że do ciebie wtedy podszedłem — zaczął przez zaciśnięte żeby, patrząc na Jaehyuna wzrokiem pełnym czystej nienawiści i rosnącego obłędu — tak samo jak do tej pory żałuję, że pozwoliłem Yucie związać się z Sichengiem. Ty wiesz przez co musiałem przechodzić jak ten chinol przestał dawać jakiekolwiek znaki życia? Wiesz ile mnie kosztowało czasu i siły, by Yuta zapomniał i zaczął normalnie żyć? Gówno wiesz!

   — Dokładnie. Gówno wiem, ale też gówno mnie to wszystko obchodzi. — Jaehyun przeniósł dłonie z klamki na ubranie Taeila, szarpiąc nim delikatnie lecz stanowczo. — Nie znasz powodów dlaczego stało się tak, a nie inaczej, więc nie masz prawa głosu. Odpuść sobie wreszcie i daj mi wejść do cholery.

   — Po moim trupie.

   Nagle drzwi otworzyły się powoli, a na progu stanął zdezorientowany Yuta, zwracając tym uwagę dwójki rozgniewanych i gotowych do rękoczynów młodych ludzi.

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz