VIII

711 111 61
                                    

   Nazajutrz Taeil, by nie iść samemu, bo w sumie nudno i przy okazji nie dźwigać ciężkich toreb z zakupami, poczekał, aż Yuta skończy pracę i postanowił podejść po niego do księgarni. Po usłyszeniu streszczenia z pierwszego dnia z nowym współpracownikiem, ciekaw był również panujących relacji między Japończykiem a Kunem. Miał wrażenie, że chłopak zachowuje się zupełnie inaczej przy każdym z nich, ale może tylko za bardzo wyolbrzymia.

   Kiedy zadowolona z próbnego makijażu weselnego klientka pożegnała się z nim, Taeil złapał za torby oraz listę zakupów i również wyszedł na zewnątrz. Pogoda była idealna, więc nie stawiał kroków tak szybko, poza tym miejsce pracy jego współlokatora nie znajdowało się daleko.

   Gdy dotarł na miejsce, dyskretnie zajrzał przez szybę z wystawą nowych książek do środka, próbując zauważyć jakikolwiek ruch bądź usłyszeć w najgorszym przypadku krzyki. Mrużąc oczy, dojrzał czerwoną czuprynę osoby stojącej doń tyłem. Miał dłonie oparte o boki i patrzył gdzieś w głąb sklepu, wyglądając przy tym na zniecierpliwionego. Czyżby Kunowi już w drugim dniu pracy powinęła się noga? Taeil mógł sobie tylko wyobrażać jaką Yuta ma minę w tym momencie.

   Postanowił wejść, zwiastując to dźwiękiem dzwoneczka wiszącego nad drzwiami. Pożałował, iż wpada tu tak rzadko; to miejsce ma świetny klimat oraz dużo dobrych książek z tego co słyszał i gdy Japończyk skarżył się na mały ruch, robiło mu się smutno.

   — Taeil? Coś się stało? — Na twarz Yuty momentalnie zawitało zmartwienie, kiedy podchodził szybko do współlokatora, na co tamten tylko prychnął.

   — Czy coś się musi dziać, żebym tutaj do ciebie przychodził? — odparł pytaniem na pytanie, podążając spojrzeniem w kierunku, gdzie jeszcze chwilę temu patrzył Yuta, jednak nie zauważył nic ciekawego. — Gdzie Kun? Już mu się znudziły książki?

   — Nie znudziły — powiedział wcześniej wspomniany, który stał tuż za chłopakiem, od razu go bardzo tym wejściem strasząc. — Przepraszam.

   — Idzie mu obrzydliwie dobrze — skomentował Japończyk krótko, lecz głosem przepełnionym nienawiścią. Przez moment mierzył Kuna wzrokiem mogącym miotać piorunami, a gdy przeniósł go na Taeila, był już bardziej pogodniejszy. — Więc? O co chodzi?

   — Kończysz już może? Bo chciałem na zakupy iść, a samemu nudno, no i ciężko. — Taeil, mówiąc to, zrobił imitację słodkiej miny i zatrzepotał rzęsami, których prawie nie ma, zupełnie jak te dziewczyny proszące o coś swoich chłopaków. — Chyba, że boisz się zostawić nowego samego do końca, wtedy umrzemy, bo nie mamy kompletnie nic w lodówce.

   Yuta skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zastanawiając się głęboko nad odpowiedzią. Z jednej strony siedział tu z Kunem od samego rana i szczerze miał serdecznie dość jego obecności na dzisiaj, a z drugiej nie wiedział, czy chłopak rzeczywiście da sobie radę całkiem sam, mimo że do końca dnia roboczego pozostało zaledwie kilka godzin. Jednak patrząc na swojego współlokatora i jego przekonujące przedstawienie, decyzja została podjęta. Bez słowa poszedł na zaplecze, by zmienić koszulkę z tej z logiem księgarni na swoją zwykłą i wyszedł, trzymając już w dłoni pęk kluczy. Nie mógł wyjść bez wyjaśnień.

   — Słuchaj — zaczął, podchodząc do Kuna, by złapać go za ramię i pomachać mu ważnymi, dzwoniącymi nieco rzeczami, przed twarzą — dla ciebie najważniejszymi kluczami z nich wszystkich są te dwa, jeden od zaplecza, a drugi od drzwi głównych. Masz porządnie zamknąć, najlepiej dwa razy przekręcić i sprawdzić przed pójściem do domu przynajmniej ze sto razy. Kasy nie ruszaj, przyjdę jutro wcześniej i ją ogarnę. Czy zrozumiałeś?

   Na twarz Kuna zawitał przebiegły uśmiech, za co Yuta miał ochotę go uderzyć, lecz resztki godności skutecznie odwiodły go od tego. Na wszelki wypadek powtórzył co jest dlań ważne, a co nie i wychodząc z Taeilem na zewnątrz, modlił się gorąco, by zastał rano księgarnię w takim stanie, w jakim widzi ją w chwili obecnej.

   Gdy byli już w środku sklepu i Yuta jechał wózkiem, który powoli stawał się coraz pełniejszy, nadal odczuwał strach oraz nie potrafił się rozluźnić. Wyobraźnia postanowiła nieco go postraszyć i nic tylko podsuwała najgorsze scenariusze, za jakie chłopakowi groziło wywalenie z pracy, bo zakupy były ważniejsze od pilnowania nowego pracownika. Przez moment chciał nawet skarcić Taeila za wybranie okropnego momentu na takie wyjścia oraz, że mógł podzielić listę na połowę.

   — Zaraz rozwalisz ten wózek, chłopie. — Usłyszał głos współlokatora, który stał akurat tyłem do Yuty, próbując odszukać wzrokiem odpowiednie przyprawy wśród kompletnej ich mieszanki. — Kun, mimo swojej natury, na pewno nie jest tak głupi i jutro będziesz miał do czego wrócić. Spokojnie.

   — No wiesz, twierdzę co innego. Widziałeś w ogóle jego zachowanie jak mu tłumaczyłem który klucz jest do czego? Mam nadzieję, że nie strzeli mu do głowy okradać kasę.

   Taeil z szerokim uśmiechem wrzucił do wózka swoje zdobycze i omiótł wzrokiem dalsze półki, co chwila jednak zerkając na listę zakupów.

   — Przesadzasz. Miej trochę więcej wiary w ludzi. Chociaż — zaczął, przypatrując się uważnie chłopakowi — może to się bierze stąd, że dotąd byłeś w księgarni sam i teraz z przyzwyczajenia tak reagujesz. Intruz wszedł na twój teren.

   Yuta uniósł brwi w zdumieniu i pozwolił sobie na chwilę utonąć we własnych myślach. W sumie ten tok rozumowania wydaje się być najbardziej prawdopodobny, mówił głos jego podświadomości, lecz to ani trochę nie zmienia faktu, iż Kun, będąc samemu, może być zdolny do wszystkiego.

   — Mimo to muszę do niego zadzwonić — odparł Yuta, pozwalając ciekawości oraz dla zaspokojenia swojego sumienia oraz nerwów wziąć górę nad wszelkimi innymi uczuciami. — Co z tego, że widziałem się z nim zaledwie pół godziny temu.

   Taeil przewrócił oczami i pokręcił głową z dezaprobatą, podczas gdy Japończyk już szukał w kontaktach numeru do księgarni. Ktoś na pewno powinien odebrać.

   Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Poziom zniecierpliwienia chłopaka powoli zaczynał wybijać dziurę w suficie, słysząc w słuchawce już piąty sygnał. Yuta miał zejść na zawał ze strachu, że księgarnia, gdzie spędził tyle przyjemnych chwil, poszła z dymem, aż wreszcie ktoś odebrał.

   — Dzień dobry, tu księ- — Kun nie zdążył powiedzieć do końca wyuczonego niedawno na pamięć tekstu powitalnego, gdy Japończyk niegrzecznie mu przerwał.

   — Zajebię cię jutro, czaisz? Już nigdy nie zostaniesz sam w sklepie. Co to za zwlekanie z odebraniem telefonu? Czy ty myślisz, że wszyscy klienci są tak wyrozumiali jak ja? Mam nadzieję, że nawet nie myślałeś o dotykaniu choćby opuszkami palców kasy, spierdoksie. — Yuta wyrzucał z siebie słowa w prędkością karabinu maszynowego, przy okazji swoją łaciną podwórkową zwracając uwagę innych, znajdujących się najbliżej, ludzi. Sam Taeil patrzył na współlokatora z szeroko otwartymi oczami i szczęką gdzieś na podłodze.

   Natomiast po drugiej stronie słuchawki zaległa chwilowa cisza. Yuta nie byłby sobą, gdyby nie miał w zanadrzu przygotowanych więcej podobnych tekstów, godnych prawdziwego gangstera z krwi i kości. Czekał w gotowości na jakąkolwiek odpowiedź.

   — Kręcisz mnie, kiedy tak przeklinasz — powiedział Kun takim tonem głosu, jakiego Japończyk w ogóle nie chciał w życiu słyszeć. — Jakbym wiedział, że takie rzeczy potrafisz robić samym głosem to już dawno bym tu pracował.

   — Obrzydliwy masochista — skwitował Yuta i rozłączył się. — Co za świr — powiedział już do Taeila, chowając telefon do kieszeni spodni.

   — Powinienem już dawno uciec i się do ciebie nie przyznawać za ten cyrk. Co to miało znaczyć w ogóle? Czemu tak zareagowałeś?

   — Bo go nie lubię. — Yuta, nieco naburmuszony, ruszył z już prawie całkowicie pełnym wózkiem przed siebie. — Nie powtórzę ci co mi powiedział.

   — Wiesz co, nie chcę wiedzieć... — odparł Taeil z każdym kolejnym słowem mówiąc coraz wolniej, gdyż jego wzrok powędrował na koniec alejki. Osoba, która przechodziła tamtędy wydała mu się dziwnie znajoma.


😏

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz