IX

647 110 54
                                    

   Taeil począł nagle mieć złe przeczucia. Zerknął na Yutę, którego nagle bez reszty pochłonęło czytanie składu jakiejś zupki chińskiej w czarnym opakowaniu. Chłopak podszedł doń i wcisnął współlokatorowi listę zakupów.

   — Przypomniałem sobie o czymś, czego nie zapisałem tutaj, a było w alejce wcześniej. — Ze zdziwieniem przyznał i nawet pogratulował sobie w duchu, że tak łatwo wypowiedział na głos kłamstwo, wymyślone zaledwie sekundę wcześniej. — Poczekaj tu, nie ma co się spieszyć z zakupami.

   I nie czekając na jakąkolwiek odpowiedz Yuty, ruszył na koniec alejki, gdzie przed momentem zobaczył ów znajomą sylwetkę. Poczuł nieprzyjemny dreszcz i wszechogarniający chłód, chociaż to równie dobrze mogła być wina lodówek, przy których tak długo stali. Rozejrzał się uważnie dookoła, zerknął na Japończyka, czy czasem go nie obserwuje i po przyznania z ulgą, że ten zdążył już zapomnieć o nim, Taeil skręcił i idąc powoli, zaglądał z szybko bijącym sercem do każdej mijanej alejki.

   Gdy przeszedł przez większość terenu i wracając do miejsca, gdzie zostawił współlokatora, stwierdził, że tylko mu się zdawało i wzrok płatał mu figle, podsuwając obrazy, które podświadomie chciałby widzieć. W sumie nie spał dobrze ostatniej nocy przez siedzenie do późna, miał prawo być o tej porze nieco zmęczony.

   — Taeil?

   Chłopak podskoczył ze strachu, słysząc naprawdę niebezpiecznie znajomy głos tuż za sobą i odwrócił się, prawie mdlejąc na środku przejścia. Czyli to jednak nie były zwidy, gdyż oto przed nim stał nie kto inny jak jeden z licealnych postrachów szkoły, przemierzających długie korytarze w czarnych jak smoła mundurach.

   — Ja-Jaehyun? — wydukał, będąc w szoku.

   — Taeil, to naprawdę ty! — Chłopak z szerokim uśmiechem na ustach podszedł doń bliżej i uścisnął starego kolegę najmocniej jak tylko potrafił. Tak mocno, iż Taeil na moment zapomniał jak prawidłowo powinien oddychać, by nie umrzeć. — A tak myślałem, że kogoś tu spotkam. Jak dobrze cię widzieć. Co u ciebie, opowiadaj! Trochę lat minęło, musiało dużo się zmienić.

   Jaehyun zasypywał go coraz to nowszymi pytaniami, przez co nie miał pojęcia na które ma odpowiedzieć jako pierwsze i czy Yuta zaraz nie wyskoczy zza rogu. Nie wiedział dlaczego, ale podświadomość mówiła mu, aby zatrzymać to niespodziewane spotkanie w sekrecie. Tak dla dobra nie tylko własnego, lecz również i Japończyka.

   — Też cieszę się, że cię widzę po tylu latach — powiedział Taeil niepewnym, ściszonym głosem. — Co u mnie? No powiem ci, że stara bieda, wszystkie karaluchy aż pouciekały.

   — Miałeś karaluchy?! — Jaehyun wykrzyknął, będąc prawdziwie przerażony właśnie usłyszaną nowiną, natomiast Taeil zmarszczył brwi, zapamiętując na przyszłość, by bardziej uważać na dobierane słowa oraz mniej czasu spędzać z Yutą, bo potem mówi dokładnie jak on.

   — Co? Boże, nie! Żartowałem tylko — zaczął się tłumaczyć, próbując uspokoić kolegę. — Po prostu chciałem powiedzieć, że od liceum mało się zmieniło. Naprawdę, nie miałem karaluchów nigdy nigdzie. Jedyne jakie widziałem to te na zdjęciu w internecie.

   Widać było, iż Jaehyun nieco się uspokoił, bo odetchnął z wyraźną na twarzy ulgą, dzięki czemu Taeil również mógł zrobić to samo.

   — To niemożliwe, żeby nie nastąpiły jakieś zmiany — odparł, dalej drążąc ten uciążliwy temat. — Mieszkasz sam? Czy może już dawno jesteś żonaty i dzieciaty, hmm? — Brwi Jaehyuna poruszyły się znacząco, na co Taeil znów spanikował, gdyż jego dobra passa wpuszczania ludzi w maliny zakończyła się w dniu dzisiejszym na pierwszym i ostatnim kłamstwie. Chociaż z drugiej strony to tylko Jaehyun, nic nie powinno się stać, jak trochę mu opowie.

   — Mieszkam z Yutą — odparł prawie szeptem.

   — Z Yutą?! Kolejny człowiek, z którym milion lat się nie widziałem! Jest tutaj? Muszę z nim koniecznie pogadać, bo tak się składa, że mam informacje, które mogą go zaciekawić. — Mówiąc to, chłopak zaczął niebezpiecznie rozglądać się na wszystkie strony, a w głowie Taeila zawył alarm.

   O. Kurwa.

   No i po co mi było to wszystko, myślał gorączkowo, usiłując nie pokazać po sobie żadnych podejrzanych emocji, mogłem wyjść szybciej z tego cholernego sklepu, a nie szukać problemów, z których rodzą się kolejne, zupełnie bez mojej zgody. Przestawał powoli racjonalnie myśleć, lecz jedyne, do czego nie mógł dopuścić, to by Jaehyun odkrył położenie Yuty. Ba, by w ogóle do niego nawet nie podchodził.

   — Nie, jestem tu sam — powiedział Taeil, łapiąc ramiona kolegi swoimi drżącymi dłońmi. — Wpadłem tylko na chwilę po jedną, góra dwie rzeczy i w sumie to powinienem już wychodzić.

   Gdyby nosił zegarek na nadgarstku to zapewne w tym momencie teatralnie by na niego spojrzał. Na szczęście udało mu się skutecznie ostudzić cały nagły zapał Jaehyuna, który posmutniał nieco.

   — Naprawdę? Szkoda, bo trochę się za nim stęskniłem i w sumie nie tylko ja — odparł, mając na twarzy uroczy grymas. Tak wykrzywiał usta i wydymał policzki, że świat został pobłogosławiony widokiem cudnych dołeczków.

   Lecz Taeil nie dał się temu zwieść i starał uważnie słuchać oraz pięć razy analizować wypowiadane przez chłopaka słowa. Nie tylko on? Jego złe przeczucia coraz bardziej okazywały się mieć jakieś realne wytłumaczenie.

   — Jeśli chcesz to mogę mu przekazać te informacje — rzucił, uśmiechając się zachęcająco do Jaehyuna i przy tym starając brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, bo wiadomo, że Yuta miał się nigdy o niczym nie dowiedzieć.

   — Nie mogę ci powiedzieć, bo złamałbym obietnicę i olał powierzone mi zaufanie. Yuta musi sam to usłyszeć. Dasz mi do niego numer telefonu?

   — Niestety — zaczął Taeil z nadzieją, że jego twarz nie jest teraz czerwona niczym dorodny pomidor, bo przez te okropne kłamstwa miejsce w piekle na pewno ma zapewnione — na pamięć go nie znam, a sam telefon zostawiłem w samochodzie. Jak mówiłem, wpadłem na chwilę.

   — To gdzie mieszkacie? Odwiedzę was! — W oczach Jaehyuna znów można było dostrzec ten irytujący zapał do walki o swoje. — Chyba adresu raczej nie zapomniałeś, co?

   Taeil uznał, że zaraz naprawdę dostanie zawału i w duchu przysiągł sobie już nigdy nie wychodzić z domu, bo przez to właśnie takie sytuacje jak ta teraz mają miejsce. Musiał działać błyskawicznie i jak chłopak zacznie go gonić to musi uciekać w przeciwną stronę od alejki, w której dalej powinien przebywać Yuta.

   — Przepraszam cię najmocniej, ale skończył mi się czas. Muszę uciekać, bo zaraz odjadą beze mnie na pokładzie.

   — Ale czekaj, tylko adres!

   — Zdzwonimy się!

   I nie czekając na kolejną odpowiedź kolegi, Taeil począł uciekać tak szybko, na ile tylko pozwoliły mu resztki sił. Następnie skręcił pomiędzy półki gdzieś na końcu sklepu i znowu skręcił, biegnąc już po swojego współlokatora, bo przecież został on w pobliżu zagrożenia. Starał się zachować szczególną ostrożność, by Jaehyun znowu go nie zauważył, ale chyba odpuścił, bo nigdzie nie rzuciła się w oczy jasna czupryna.

   Po odbyciu zupełnie niechcianej lekcji wychowania fizycznego, wreszcie odnalazł Yutę, który na szczęście stał w tym samym miejscu i jedyne co się zmieniło to kolor opakowania zupki chińskiej.

   — Mamy wszystko — wydyszał Taeil, opierając się zmęczony o pełny wózek zakupów. Japończyk spojrzał nań zdezorientowany, zezując na w połowie skreśloną listę zakupów.

   — Z tego co widzę to jeszcze nie.

   — Na tę chwilę tak. Najwyżej jutro przyjdę tu znowu i dokupię. Chodźmy do kasy.

   Jego twardy i nie znoszący sprzeciwu ton skutecznie zaprzestał dalszej wymiany zdań i Yuta posłusznie zaczął pchać wózek w wyznaczonym kierunku. Natomiast Taeil próbował dyskretnie obserwować otoczenie.


zrobiło się gorąco

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz