XVII

631 110 54
                                    

   Yuta wszedł powoli, będąc nadzwyczaj spokojnym, do swojego nowego mieszkania. Trzymając w rękach ostatnie pudło ze swoimi rzeczami, skierował się do przeznaczonego dlań pokoju, w którym nadal stał Jaehyun. Stał nieruchomo przy oknie, obserwując widoki przed nim, przez co Japończyk miał ochotę go wystraszyć, jednak już zdążył narobić nieco hałasu. Gdy postawił karton obok innych na podłodze, zwrócił na siebie uwagę chłopaka. Popatrzył na Yutę ze zdziwieniem, a następnie przeniósł wzrok na jego rzeczy i porównał ich ilość z wielkością pomieszczenia. Może się zmieści, pomyślał.

   — Szybko ci poszło — powiedział i oparł się jednym biodrem o parapet. — Myślałem, że specjalnie będziesz przenosił wszystko wolniej, żeby Sicheng mógł do ciebie dołączyć.

   Znów na usta Jaehyuna zawitał ten znaczący uśmiech, zaś w jego oczach Yuta zobaczył błysk równie podobny, na co westchnął tylko cicho i zabrał się za rozpakowywanie. Nie miał ochoty tłumaczyć chłopakowi, iż narzucenie tempa wiązało się z krótszym spędzeniem czasu z Taeilem w jednym pomieszczeniu, dzięki czemu nie musiał długo na nań patrzeć oraz dzielić tym samym powietrzem.

   — Po prostu chciałem mieć już to za sobą — odparł tylko, a Jaehyun pokiwał głową.

   Yuta mimo wszystko wiedział, że przeprowadzka nie będzie taka łatwa, na jaką się aktualnie wydaje. Powiadomienie właścicieli o tych naprawdę nagłych zmianach, gdyż przy ostatnim spotkaniu z nimi mówił o całym kolejnym roku mieszkania z Taeilem, powinno być dla niego teraz priorytetem. Wtedy umowa została przedłużona. Nie planował wówczas niczego i prawdopodobnie nadal byłoby wszystko po staremu, gdyby do ich pozornie spokojnego życia nie wepchał się z butami Jaehyun, w jak najbardziej słusznej sprawie. Japończyk, gdyby tak chciał płacić za dwa mieszkania, prędzej umarłby, nie mając za co żyć. Następnie wchodziło machnięcie miliona parafek na większej ilości kartek zapisanych małym druczkiem oraz rozwiązanie sprawy z pieniędzmi za czynsz, który zapłacił zaraz na początku miesiąca, a także za kaucję. Modlił się tylko, by właściciele nie robił żadnych problemów i wyrzutów, ponieważ chciał się z nimi pożegnać w zgodzie i pokoju.

   Myślenie o tym tak go pochłonęło, że nie zauważył wychodzącego z pokoju Jaehyuna, dodatkowo rozmawiającego przez telefon, w którym przez cały czas grzebał, pisząc do kogoś wiadomości.

   Po pewnym czasie usiadł nieco zmęczony po turecku na podłodze, oglądając to co stworzył do tej pory. Przyznał, że nowy pokój podoba mu się o wiele bardziej od starego; trochę więcej przytulnej przestrzeni, lepszy widok za oknem, a współlokatorów to każdy może mu zazdrościć. Podparł się rękami z tyłu i wyciągnął nogi przed siebie, by z uśmiechem odetchnąć z ulgą. Ogarnęła go nieopisana radość, tworząca przyjemne ciepło wewnątrz ciała.

   Nagle usłyszał trzask zamykanych drzwi, kroki oraz czyjś męski głos, wypowiadając powitanie po chińsku. Yuta otworzył szerzej oczy, a szybko bijące serce aż podskoczyło mu do gardła. Zaczął panikować, choć nawet nie zdążył zobaczyć choćby skrawka ubrania Sichenga. Bo to musiał być Sicheng, prawda?

   Wyobraźnia Japończyka zaczęła mu płatać figle i podsuwać przeróżne obrazy, na których widniał Chińczyk. Jeden przedstawiał chłopaka o zupełnie takim samym wyglądzie, jaki zapamiętał Yuta z liceum — przystojniak o włosach blond w czarnym mundurze, który został niedługo potem zamieniony na inne, normalniejsze już ubrania, jednak nadal w stonowanych kolorach. Drugi pokazywał bruneta w skórzanej kurtce, patrzącego groźnie dookoła, co przyprawiało o dziwnie podniecające dreszcze, gdyż Yuta zawsze twierdził, iż największym atutem chłopaka są jego oczy. Było jeszcze mnóstwo innych, czasem przesadzonych, prezentacji, przez co Japończyk dziękował w duchu, że tylko on może to wszystko widzieć, bo inaczej czułby ogromny wstyd za samego siebie i swe zapędy.

   Chciał wstać i udać do łazienki niepostrzeżenie, jednak niespodziewanie przed swoją twarzą zobaczył twarz, o której ujrzeniu jeszcze raz marzył od czasu zakończenia szkoły. Ironią losu było to, iż Sicheng wyglądał dokładnie tak jak wtedy, co znalazło również swoje odzwierciedlenie w wyobrażeniu, jakie widział dosłownie chwilę temu. Nie wiedział co powiedzieć, więc siedział w bezruchu i czekał, chłonąc minuty całkowitej ciszy oraz napawając się jego obecnością.

   — Cześć — powiedział ciepłym głosem Sicheng, patrząc głęboko w oczy Yuty i tym samym zapierając mu dech w piersiach oraz sprawiając, że chłopak zapomniał języka w gębie.

   Przez głowę Japończyka przepływało milion myśli na sekundę, których skrawki tworzyły mieszankę coraz bardziej przypominającą istny chaos. Siedział dalej w tym samym miejscu, będąc sparaliżowanym na całym ciele za sprawą ów niespodziewanego spotkania, do jakiego nie zdążył się porządnie przygotować. Poczuł onieśmielenie, towarzyszące prawdopodobnie czerwonym śladom na policzkach, chociaż Sicheng był w przeszłości jego chłopakiem i Yuta gdzieś głęboko w sercu miał nadzieję, że nadal tak o sobie będą myśleć.

   Wtem Chińczyk, siadając wygodnie i bardzo blisko, uniósł nieco dłoń, by położyć ją na farbowanych na czerwono włosach Yuty, delikatnie je głaskając i przyglądając się im uważnie. Następnie zjechał nieco niżej, ujmując już w obie twarz, by również zawiesić na niej swe spojrzenie. Kolejnym przystankiem była wewnętrzna strona prawego przedramienia, gdzie widniał kolorowy tatuaż przedstawiający stos książek z kwiatowymi akcentami. Sicheng dotknął pięknego malowidła delikatnie opuszkami palców, jakby obawiał się, że może go niechcący zmazać. Zapanowała między nimi atmosfera intymności, jakiej nigdy nie czuli w swoim towarzystwie, mimo spędzania kiedyś ze sobą nawzajem długich chwil.

   — Pięknie wyglądasz — powiedział cicho Sicheng, odrywając wzrok od tatuażu i wracając nim na twarz Japończyka, by znów położyć rękę na jego policzku i przejechać po nim kciukiem ze szczerym uśmiechem. — Mógłbym nawet stwierdzić, że starzejesz się jak wino.

   — Daj spokój, nie jestem przecież taki stary — odparł Yuta, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, gdyż serce nadal szalało mu w piersi, nie mogąc się uspokoić. — Minęło zaledwie parę lat.

   — Dla mnie to cała wieczność.

   Ich twarze zaczęły się powoli do siebie zbliżać, by w końcu, po tak długim czasie, mogli złączyć usta w czułym pocałunku. Po rozłące, wypadku, planowanych bądź nie utratach oraz powrotach wspomnień i oczywiście poznaniu całej prawdy, udało im się spotkać, nie mogli być z tego powodu bardziej szczęśliwsi. Sicheng poczuł łzy Yuty na swoich policzkach oraz dłoniach, w których trzymał twarz chłopaka, więc otworzył oczy i zaprzestał całowania, by odsunąć się nieco, lecz nadal nie zmniejszając odległości między nimi. Patrzył, jak Japończyk płacze, uwalniając wszystkie uczucia od dawna trzymane głęboko wewnątrz.

   — Gdybym — zaczął powoli, głaskając go po głowie — gdybym wiedział, że tak to wszystko się potoczy, nie wracałbym do domu. Nie byłoby wtedy tego cholernego wypadku, nie spędziłbym długiego czasu w szpitalu, nie zostawiłbym cię samego.

   — Ale to jest twoja rodzina — odparł Yuta, wycierając łzy rękawami bluzy. — Wtedy ja czułbym się źle.

   — Moja rodzina poradziłaby sobie nawet lepiej beze mnie, a tak zmarnowałem kilka lat.   Sicheng, nie chcąc dłużej ciągnąć tego tematu, znów zbliżył się do chłopaka, żeby tym razem mocno go przytulić.


proszę baadzo, wreszcie macie ten długo wyczekiwany reunion, jednak to nie koniec ich przygód, jeszcze się duuuuużo podzieje ;>

❝bookseller❞ [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz