//UWAGA. Wydarzenia, które opisuje, nie odzwierciedlają wydarzeń z książki. To jest moja własna wersja, wiele wątków zostało zmienionych. Jeśli tego nie akceptujesz, nie czytaj dalej. Jeśli jesteś w stanie się z tym pogodzić powstrzymaj się od komentarza jak było w książce. Dziękuję. //
Harry biegł przez Zakazany Las cały czas słysząc za plecami złowrogi śmiech Bellatrix. Był przerażony. Jeszcze nigdy, w swoim dość krótkim, ale za to pełnym przygód życiu, tak bardzo się nie bał. Być może jeszcze nigdy jego życie nie było tak bardzo zagrożone.
Co jakiś czas, czar, niczym zabójcza strzała, przelatywał mu koło głowy. Na jego szczęście, Śmierciożercy, którzy go gonili, podczas biegu nie byli zbyt celni. Tak bardzo chciał się odwrócić i sprawdzić jak daleko są, ale bał się, że okaże się, że są bliżej niż przypuszczał. Jego ciało w tej sytuacji mogłoby odmówić mu posłuszeństwa. Oczy zaszły mu łzami, bowiem czuł zbliżający się koniec. Jego nogi stawały się coraz bardziej ociężałe, chwilami miał wrażenie, że biegnie w miejscu. Wiedział, że tempo biegu utrzymuje dzięki adrenalinie.
Zakazany Las nigdy nie należał do najbezpieczniejszych i najpiękniejszych. Po przygodzie z Akramantulą obiecał sobie, że już nigdy do niego wejdzie. Zjedzenie przez pająki, ogromne potomstwo Aragoga, wydało mu się wtedy tak straszliwe, że teraz miał ochotę się roześmiać. Chciałby znowu zmierzyć się z tymi ohydnymi istotami. Tym razem jednak zamiast nich miał doczynienia ze Śmierciożercami. Może Ci nie chcieli go zjeść, ale na pewno mieli wobec niego gorsze plany. Im dłużej bieg, im głębiej był w lesie, tym ciemniej się robiło. Z czasem musiał trochę zwolnić, ale wiedział, że Ci za nim również to zrobią. Drzewa rosły bardzo gęsto, a na ziemi wiły się ich pnącza. Niebezpieczne były również wystające pnie, które wydawały się torować drogę Harremu. Wiedział, że to złudna nadzieja powstała na skutek przerażenia, ale myśl ta, w dziwny sposób, dodawała mu otuchy.
Nie wierzył, że tak łatwo wpadli w zasadzkę. Na początku myślał, że rozdzielenie to najlepszy pomysł. Śmierciożercy rozbiegną się w kilku kierunkach, niektórych pochłonie Zakazany Las. Co prawda szanse dalej nie byłyby wyrównane, przynajmniej pięciu śmierciożerców przypadało na jednego z nich, ale zawsze pozostawał cień nadziei, że się uda. Śmierciożercy jednak nie pobiegli za resztą. Ron, Hermiona, Ginny, czy nawet Neville, którego tak bardzo nienawidzili, i z którego drwili, byli dla nich nieważni. Pozwolili im uciec jakby kompletnie nic nie znaczyli, wszyscy bowiem rzucili się w pogoń za Harrym.. a on pozostał sam. Mógł liczyć, że uda mu się uciec, w końcu Zakazany Las był pełen nieodkrytych magicznych istot i roślin. Wszystko mogło się tutaj wydarzyć.
Gwałtownie skręcił w lewo licząc, że w ten sposób zgubi pościg. Niestety szybko pożałował swojej decyzji. Potknął się o pień, którego nie zauważył. Tyle z pomocy lasu. Przekoziołkował i z impetem upadł na ziemie. Z nosa, który najprawdopodobniej poraz kolejny złamał, spadły mu okulary. Usłyszał dźwięk tłuczonego szkła. Harry miał dużą wadę wzroku, bez okularów świat stawał się dla niego zamazany. Z ledwością poznawał kształty. Po omacku zaczął szukać okularów mając nadzieje, że zdąży uciec. Śmiech Bellatrix ucichł, i w lesie zapanowała, śmiertelna dla Harrego, cisza. Nie wiedział czy to dobry znak, czy może wręcz przeciwnie. Dotykając po omacku ziemi, słyszał jak wiatr porusza liśćmi, oraz jak mocno wali mu serce. Z ledwością łapał oddech. Czuł przeszywający ból w klatce piersiowej. To wysiłek czy strach?
Miał ochotę krzyczeć ze szczęścia kiedy znalazł okulary. Szybko założył ja na nos licząc, że zgubił Śmierciożerców. Jedno szkiełko się zbiło, więc na jedno oko dalej nie widział. Pomimo tego z okularami miał większe szanse. Rozejrzał się po lesie i poczuł jak włosy stają mu dęba. Przez chwilę zapomniał jak się oddycha. Z każdej strony otaczali go śmierciożercy. Niektórzy, Ci najbardziej oddani, stali bez masek, wpatrując się w niego z pogardą lub kpiną. Na czele nich stali między innymi Lucjusz wraz z synem, Bellatrix, o której obecności wiedział od samego początku, jej mąż, Rudolf, oraz Dołohow, który uciekł z pozostałymi niedawno z Azkabanu. Reszta chowała twarz za maskami, ale Harry domyślał się kim byli. Zdziwiła go nieobecność Snape'a, bo pomimo nienawiści jaką go darzył liczył na jego pomoc.
CZYTASZ
Śmierć, która wszystko zmieniła[DRARRY]
FanfictionCzęsto jest tak, że za życia kogoś nie doceniamy. Nie myślimy nawet o tej osobie. Wszystko się zmienia kiedy ona umiera. Dociera do nas jak ważną rolę odgrywała w naszym życiu i jak źle będzie nam się żyło bez niej.. Niestety wtedy jest już za późn...