5.

6.6K 483 727
                                    

Harry nie potrafił opanować swojego szczęścia. Żałował, że odmówił profesorowi uspokajającego eliksiru, który ostudziłby jego emocje. Wiedział, że w takim stanie nie może wrócić do siebie. Miał ochotę wszystkim powiedzieć, że Malfoy znowu żyje,przez co najpewniej wzięli by go za szaleńca. Ruszył na wieże astronomiczną, bo wiedział, że dzisiaj raczej nikogo tam nie zastanie.

Tak bardzo chciał by do wydarzeń w zakazanym lesie nie doszło. Wiedział, że już nigdy nic nie będzie takie samo. Poczucie winy, że przez niego zginęła kolejna osoba. Druzgocacą myśl, że Malfoya już nie ma. Harry naprawdę nie wierzył, że im się uda.. Ale, stało się. Praktycznie wydarzenia w Lesie jeszcze nie miały miejsca. Nikt o nich, poza nim i profesorem, nie wiedział. Malfoy żył i.. nienawidził go. Harry uśmiechnął się do siebie. Malfoy, pomimo obustronej nienawiści, był nieoderwalną częścią jego życia. Był przy nim zawsze niemal jak Ron i Hermiona. Harry często się zastanawiał jakby to było gdyby nigdy nie poznał Malfoya. Uważał, że jego życie było by o niebo lepsze. Teraz jednak wiedział, że był w błędzie. Nie wyobrażał sobie życia bez tego parszywego ślizgona, który na każdym kroku utrudniał mu życie. Ta nienawiść dawała mu siłę i nie pozwalała się rozkreić. W końcu co by sobie pomyślał Malfoy, kiedy zobaczyłby jak Harry płacze?

Wszystko było takie jakie być powinno. Mieli przynajmniej pół roku by nie dopuścić do najgorszego. Byli mądrzejsi niż wcześniej, wiedzieli co nadchodzi. Harry zaczął w głowie analizować poszczególne wydarzenia.

Sam nie wiedział kiedy zasnął. A może to było kolejne omdlenie? Uboczny skutek tego co zrobili razem z profesorem? Pomału podniósł się z podłogi. Poczuł jak boli go każdy mięsień, spanie na twardej posadzce nie należało do najprzyjemniejszych. Nie wiedział jak długo spał, ale na dworze zaczęło się ściemniać. Podrapał się po głowie by zrzucić z włosów kurz z podłogi. Dopiero teraz uświadomił sobie coś, czego wcześniej zdawał się nie widzieć. Zdjął bandaż z ręki i zaczął ją uważnie oglądać.

Pamiętał wypadek który wydarzył się wczoraj. Mecz właśnie się skończył, Harry złapał znicza tuż nad ziemią. Zszedł z miotły unosząc przedmiot wysoko w górę. Cieszył się, to był krótki i bezproblemowy mecz.

Potem ocknął się na ziemi, a wkoło niego było spore zamieszanie. Nie wiedział co się stało, ale wytłumaczano mu, że oberwał tłuczkiem w głowę. Ból był nie do wytrzymania. Nie odpuszczał przynajmniej przez tydzień, tymczasem dzisiaj, dzień po wypadku, nie czuł kompletnie nic.

Harry uznał, że musi o tym powiadomić profesora. Biegł do niego jakby go sam diabeł gonił. Sam nie wiedział skąd ten pośpiech. Może bał się, że rany zaraz znikną? Ze względu na późną porę nie spotkał zbyt wielu uczniów. Zbiegł do lochów i ponownie, bez pukania, wszedł do gabinetu profesora.

-Profesorze! - tym razem nie zastał Malfoya. Czuł się dziwnie rozczarowany, bowiem liczył, że znowu go zobaczy.

-Czego jeszcze nie wiesz Potter? - odburknął nauczyciel. Widać było, że jest zajęty. Miał otwarty notes, w którym z werwą coś notował.

-Chodzi o moją rękę. - Harry uniósł dłoń. Snape spojrzał na nią od niechcenia. Zdziwił się kiedy dostrzegł strup.

-To niemożliwe.

-To, że tu jesteśmy też jest niemożliwe. - Snape podszedł do Harrego i dość niedelikatnie złapał go za rękę i uważnie się przyjrzał. Na zewnętrznej stronie była niezagojona rana po próbie nokaucie ściany, z kolei na wewnetrznej znajdował się ślad po poparzeniu.

-A to? - zapytał. - Kiedy to się stało?

-Malfoy przypalił mnie jakimś czarem w zakazanym lesie.

Śmierć, która wszystko zmieniła[DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz