Harry sam nie wiedział jak znalazł się w siedzibie Zakonu Feniksu. Podobnie jak za pierwszym razem, wszystko działo się jakby po za nim. Zobaczył przed sobą twarz Pana Artura, najprawdopodobniej to on go tu przyprowadził. Mówił coś do niego, ale Harry był głuchy na jego słowa. Na korytarzu panował istny choas, było pełno ludzi, wszyscy coś krzyczeli, niektórzy nawet płakali. Harry stał w centrum tego zamętu mając wrażenie, że śni. Obudź się, pomyślał po raz kolejny. Obudź się kurwa! Zamknął oczy i otworzył je ponownie, ale dalej znajdował się w siedzibie Zakonu Feniksa.
W najgorszych koszmar nie przewidział takiego zamętu. Spodziewali się, że praktycznie nie będzie rannych, tymczasem gdzie nie spojrzał, widział krew.
Molly wraz z profesor McGonagall wniosły nieprzytomną Hermionę. Delikatnie położyły ją na stole w kuchni i od razu zabrały się za próbę uratowania jej życia. Harry widział jak krew przyjaciółki spływa po stole, jak kapie na podłogę tworząc kolejna, dużą kałuże, ale miał wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę. Ostatnim razem, z wyjątkiem Dracona, nikomu nic się nie stało! Hermiona nie miała nawet małego zadrapania.. teraz walczyła o życie. A może już nie żyła?
Z transu wybudził go Ron, który go staranował. Nie przejął się tym zupełnie, nawet nie patrząc na przyjaciela podszedł do stołu. Był blady jak ściana. Po policzkach spływały mu łzy. Krew na jego czole zdążyła już zastygnąć, widocznie jego rana nie była tak poważna.
-CO Z NIĄ?! WYJDZIE Z TEGO? - krzyknął tym swoim przerażonym głosem.
-Straciła dużo krwi. - powiedział niepewnie pan Artur
-WYJDZIE Z TEGO?
-Ron, teraz potrzebny jest spokój. - Molly przykładała różdżkę do rany na szyi. Wypowiadała jakieś zaklęcia. Minerwa zajmowała się resztą ciała. Ściągała z niej podarte szaty, przemywała rany. Dobiegła Ginny z jakąś maścią. Harry nie miał pojęcia skąd tutaj wzięła się rudowłosa dziewczyna. Na korytarzu pojawiło się coraz więcej gryfonów, ale Harry zdawał się ich nie widzieć. Wpatrywał się przyjaciółkę próbując zrozumieć co się stało. Co poszło nie tak?!
Nagle, jakby za sprawą przycisku na pilocie, dźwięk uderzył w Harrego. Słyszał krzyki Molly, kłótnie Rona z ojcem, płacz gryfonów z młodszego rocznika, dźwięki teleportacji, trzask drzwi. To nie był sen. To wszystko działo się naprawdę. Może chwilę mu to zajęło, ale w końcu to pojął. Wziął głęboki oddech i ruszył kierunku Weasleyów, jednak szybko się zatrzymał. Draco żył. Ta myśl, tak oczywista, uderzyła w niego z niecka. Był gdzieś w Hogwarcie. Co się z nim działo? Był bezpieczny?
-Harry! Będę potrzebowała Twojej pomocy. - Molly wyciągnęła w jego stronę rękę. Draco żył. Teraz musieli zawalczyć o życie Hermiony. Wiedział, że musi, dla dobra przyjaciółki, wziąć się w garść. Jeszcze przyjdzie czas na smutki.
-Tak? - podszedł do stołu z nowym zapałem. Jednak gdy spojrzał na Hermionę, ciarki przeszły mu po całym ciele. Rana wyglądała okropnie. Harry miał wrażenie, że Greyback przegryzł się na wylot. - Co mam robić? -starał się jednak nie myśleć o tym.
-Odsuń się od niej. - ryknął niespodziwanie Ron. Harry spojrzał na niego zdziwiony. - To przez Ciebie jest w takim stanie!
-Ron.. to nie jest dobry czas.
-ODSUŃ SIĘ!
-Możemy tą rozmowę przełożyć na później?
-Potrzebuje pomocy Ron, a Ty w tym stanie nie dasz rady. Teraz liczy się czas. - powiedziała zniecierpliwiona Molly.
-Spóźniliśmy się przez Ciebie! - Pan Artur w ostatniej chwili złapał Rona, inaczej ten rzuciłby się na Harry'ego.
-Rozumiem, że Hermiona to wasza przyjaciółka, że puszczają wam nerwy Ron, ale w ten sposób jej nie pomożesz! - Pan Artur przypadkiem oberwał w nos od szamotającego się syna.
CZYTASZ
Śmierć, która wszystko zmieniła[DRARRY]
FanficCzęsto jest tak, że za życia kogoś nie doceniamy. Nie myślimy nawet o tej osobie. Wszystko się zmienia kiedy ona umiera. Dociera do nas jak ważną rolę odgrywała w naszym życiu i jak źle będzie nam się żyło bez niej.. Niestety wtedy jest już za późn...