Harry miał wrażenie, że wszyscy w pokoju wspólnym się na niego patrzą. Najchętniej uciekłby do dormitorium, ale Hermiona doradziła by mu się nie chował. Siedział więc milcząc i myśląc czy Malfoy kiedykolwiek wybaczy mu to co zrobił. Domyślał się, że nie. Nakładały się na to dwa czynniki. Malfoy prosił go o przedstawienie dla ślizgonów, a nie próbę morderstwa. Chociaż prosił to złe słowa, żądał tego o niego. Po drugie pokonał go na oczach innych. Wieści w Hogwarcie szybko się rozchodziły. Harry był pewien, że jutro wszyscy będą wiedzieć o spektakularnej porażce ślizgona. Malfoy nie daruje mu tego, że, w jego mniemaniu, go ośmieszył.
Poczucie winny było tak ogromne, że miał ochotę po raz kolejny się rozpłakać. Wszystkie wnętrzności były ściśnięte, czuł się niemal jak po śmierci Malfoya. I znowu nie mógł nic zrobić. Na razie nie myślał o konsekwencjach, o których mówiła Hermiona. Zresztą, może to dobrze, że wyrzucą go ze szkoły?
Trójka przyjaciół siedziała na fotelach przy ognisku. Ron obejmował Hermionę, a ta nie spuszczała wzroku z przyjaciela. Bardzo się o niego martwiła i czuła, że ten coś przed nimi ukrywa. Nie chciała jednak naciskać, wiedziała, że nadejdzie jeszcze moment na poznanie jego sekretu. Ron uważał, że przyjaciel dobrze zrobił i nie rozumiał jego przygnębienia. Żałował, że ominęło go to wszystko. Gdyby tylko nie zapomniał książek na następne zajęcia..
-Harry. - do pokoju weszła profesor McGonagall. Po pokoju rozeszły się szepty. Profesor rzadko odwiedzała gryffindor, a gdy już to robiła to znaczyło, albo poważne problemy, albo nad wyraz dobrą wiadomość. - Zapraszam do mojego gabinetu. - Harry spojrzał na kobietę. Nie widział u niej śladu złości. Może ona też uważała, że ślizgonowi się należało? Pomimo to niechętnie wstał i ruszył za kobietą. Czuł jak wszyscy odprowadzają go wzrokiem. Szepty przybrały na sile. Hermiona szepnęła żeby się trzymał, ale nie miał siły by cokolwiek jej odpowiedzieć. Milczał nawet po wyjściu z Gryfindoru. Przez chwilę chciał coś powiedzieć, jakoś się wytłumaczyć, ale obawiał się, że jeśli tylko się odezwie to cały się rozsypie. Szedł więc za profesor, z głową utkwioną w podłodze, poczuciem winny, które niszczyło go od środka i jedną myślą, która kuła jego serce, czy Malfoy mu kiedykolwiek to wybaczy?
-Minewro. - podniósł głowę kiedy usłyszał głos Snape'a.
-Severusie, witaj.
-Chciałbym zabrać Pottera. Mam z nim do pogadania.
-Tak się składa, że ja też. Kiedy skończymy..
-To nie może czekać. - odparł Snape'a. Jego głos nie był uprzejmy. McGonagall westchnęła i pewnie rozmowa przerodziłaby się w kłótnie gdyby nie Harry.
-Pani profesor, przepraszam, ale obawiam się, że to naprawdę jest pilne. - powiedział nie spuszczając wzroku z profesora. Na podstawie sytuacji wywnioskował, że póki co nikt z nauczycieli się o tym nie dowiedział.
-Ohh. - kobieta nie kryła zaskoczenia. - W porządku Harry. Poproszę Cię zatem żebyś jutro koniecznie mnie odwiedził. - Harry skinął głową i ruszył za profesorem Snapem. Mógł dać sobie i profesorowi czas na ochłonięcie, jednak nie chciał tego robić, zasłużył na karę. Wiedział, że profesor nie odpuści mu tego co zrobił. Szybko dotarli do lochów, a następnie gabinetu profesora.
-Co z nim? - zapytał Harry kiedy zamknął drzwi.
-Nie wiem który z was jest większym idiotą. - Snape spojrzał na Harrego. Z jego wzroku zniknęła cała złość. Gryfon dostrzegł na twarzy profesora zmęczenie. - Draco, który każe Ci walczyć, czy Ty, który używasz takich zaklęć. Skąd w ogóle znasz ten czar?!
-Będzie żył?
-Oczywiście, że będzie żył Potter. Gdyby było inaczej, podzieliłbyś jego los. - Harry poczuł jak nachodzą mu do oczów łzy. Zamrugał parę razy. Ostatnie czego teraz chciał to rozpłakać się przed profesorem. - Skąd znasz ten czar?
CZYTASZ
Śmierć, która wszystko zmieniła[DRARRY]
FanfictionCzęsto jest tak, że za życia kogoś nie doceniamy. Nie myślimy nawet o tej osobie. Wszystko się zmienia kiedy ona umiera. Dociera do nas jak ważną rolę odgrywała w naszym życiu i jak źle będzie nam się żyło bez niej.. Niestety wtedy jest już za późn...