18.

5K 406 319
                                    

Harry nie wiedział co ze sobą zrobić. Nie mógł pójść do pokoju życzeń, bo bał się spotkania ze ślizgonem. Co prawda, była na to nikła szansa, ale nawet jeśli istniało małe prawdopodobieństwo nie chciał ryzykować. Krążenie po Hogwarcie również nie wchodziło w grę, zbyt wiele osób mogło zobaczyć, zagadać. Zostawało więc jedno miejsce, gdzie mógł w spokoju pomyśleć i odpocząć.

Udał się na wieżę astronomiczną. Gdy wchodził na samą górę przypomniał sobie o swoim zmęczeniu i głodzie, jednak był zbyt bardzo rozbity by udać się do Wielkiej sali czy po prostu wrócić do griffindoru. Usiadł na kamiennej posadzce i oparł plecy o ścianę. Zdjął okulary i przymknął oczy. Ręce i nogi pulsowały mu od kopania. Serce nadal biło szybciej niż powinno. Westchnął. Przed oczami znowu stanął mu obraz Malfoya. W czarnej, dopasowanej koszulce.. 

-Nosz kurwa.. - otworzył oczy by nie widzieć blond czupryny. Były momenty kiedy nie rozumiał swojej obsesji na jego punkcie. W porządku, uratował mu życie, ale były inne sposoby wdzięczności, niż myślenie w kółko o tejże osobie. Potem uzmysłowił sobie, że gdyby Hermiona go teraz usłyszała, chyba zeszłaby na zawał. Zresztą pewnie nie tylko ona. 

Westchnął. Zaczął oglądać swoje bolące dłonie. Również u niego pojawiły się pęcherze i odciski. Przyjaciółka na pewno szybko by coś na to zaradziła, ale jakby się z nich wytłumaczył? Poprawił się lekko, bo zaczęła mu drętwieć noga. Wyciągnął mapę Huncwotów, bo go uwierała. Nie wiedział czemu nadal nosił ją przy sobie. Malfoy był już po ich stronie, więc nie musiał go śledzić na każdym kroku. Mimowolnie ją otworzył, w końcu i tak nie miał nic lepszego do robienia.

-Draco Malfoy. - wyszeptał do mapy. Mała czarna kropka pokazała się w łazience na drugim piętrze. Harry nie rozumiał dlaczego Draco poszedł akurat tam. Coś go gryzło czy próbował sam wejść do komnaty tajemnic? Czy powinien iść to sprawdzić? Akurat w tej chwili nie miał ochoty na spotkanie ze ślizgonem. Bał się, że ten w jakiś sposób domyśli się wszystkiego. Jakby to, że Harry spojrzał na jego tyłek miał wypisane na czole. Postanowił, że będzie go obserwował z daleka, a wnajgorszym razie cofnie się do siebie po pelerynę. Czarny punkcik nie ruszał się długo z miejsca. Harry wątpił by Malfoy miał siłę na cokolwiek, a już na pewno nie na samotne odwiedziny komnaty tajemnicy. Nie wiedział ile przesiedział w wieży. Na dworze panowała ciemność, a większość światła w Hogwarcie została zgaszona. Kiedy Harry chciał zbierać się do sypialni, Draco zrobił to samo. 

*****

Do wtorku nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Sprawę niefortunnego spojrzenia, a raczej spojrzeń, Harry pozostawił niewyjaśnioną. Przecież to nic takiego. Pomimo to, starał się unikać Malfoya, a kiedy już mijał ślizgona na korytarzach po prostu na niego nie patrzył. Uznał, że zaraz problem sam zniknie. Miał cichą nadzieję, że wydarzy się to jeszcze przed spotkaniem u Dumbledore'a.

Gorzej było z Ronem, który ignorował Harrego i, pomimo interwencji Hermiony, nie chciał z nim rozmawiać.  Harry nie cieszył się z tego, ale też nie martwił się tym faktem. Miał nadzieję, że przyjacielowi prędzej czy później przejdzie. By nie stawiać Hermiony w niezręcznej sytuacji, chodził samotnie swoimi ścieżkami. Na posiłkach siadał gdzie indziej, na zajęciach nie odzywał się do Rona, a zamiast w pokoju wspólnym, przesiadywał na szczycie wieży astronomicznej obserwując ślizgona na mapie, który podobnie jak on, nie był ostatnio zbyt towarzyski. 

Harry we wtorek zaraz po zajęciach pognał do gabinetu dyrektora. Nie wiedząc czemu, chciał być przed ślizgonem. Pod goblinem poprawił lekko swoją koszulę, wściekając się, że jak zwykle zapomniał czaru prasującego rzeczy.

-O Harry, jesteś pierwszy. - Dumbledore stał przy oknie. Gdy Harry wszedł, nie odwrócił się do niego, tylko dalej wpatrywał w tylko znany sobie punkt.

Śmierć, która wszystko zmieniła[DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz