15. Jimin

295 20 2
                                    

                Wróciłem do Nowego Jorku nad ranem. W domu, w moim pokoju powitał mnie ojciec z bratem u boku. Byłem zdziwiony, gdyż spodziewałem się, że będą spać o tej porze, a oni tymczasem czekali aż się pojawię. 

- Jimin. - przywitał mnie ojciec - Jak sytuacja?

Westchnąłem ciężko. Ledwo wszedłem, a już czekało mnie przesłuchanie.

- Dobrze. Wszystko będzie gotowe za dwa tygodnie. - odpowiedziałem. 

- Świetnie. Idź się położyć. Pewnie jesteś zmęczony.

- Spałem w samolocie. - stwierdziłem, wzruszając ramionami. Ojciec skinął głową i odszedł, zostawiając mnie z bratem. Niestety, nie było mi dane odpocząć, gdyż od razu odezwał się Sungjin:

- Niech zgadnę. Jedziesz do Yoongiego? - uśmiechnął się złośliwie.

- Zazdrosny? - zakpiłem, odkładając wreszcie torbę na łóżko - Wezmę prysznic i wychodzę.

- Powiedz szczerze. - zaczął Sungjin, a ja spojrzałem na niego pytającym wzrokiem - Co czujesz do Min Yoongiego?

Przewróciłem oczami, mimo że mnie też to ciekawiło. Nie byłem pewny tego kim dla mnie jest Yoongi.

- Nie mam ochoty na babskie zwierzenia, Sungjin.

- Na moje, zakochałeś się. - stwierdził mój brat, a ja westchnąłem.

- Sungjin, skończ. 

- Ale to prawda! - kontynuował - Powiedz mi, ile razy tak za kimś chodziłeś? Zaczepiałeś, podrywałeś...

- To jeszcze nic nie znaczy... - odpowiedziałem niezbyt pewnie.

- Dobra, jak sobie chcesz. Ja wiem swoje. - mój brat poddał się, na całe szczęście - Leć do swojego ukochanego. 

                  Kiedy wyszedłem z domu, było po czwartej, więc pierwszym miejscem w jakie się udałem był dom Yoongiego. Stałem pod drzwiami i dzwoniłem dzwonkiem przez dobre dziesięć minut, aż w końcu zwróciłem uwagę, że Mina nie ma w mieszkaniu. Byłem zaskoczony, bo o tej godzinie chłopak powinien już wrócić z pracy. 

                  Zaniepokojony pojechałem do klubu, ale po wejściu do środka zauważyłem, że to nie Yoongi stoi za barem, a jakiś inny barman, którego jeszcze nie widziałem. Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu i odwróciłem się, aby zobaczyć zmartwionego Chrisa.

- Co jest? - spytałem - Wiesz, gdzie jest Yoongi?

- Nie mam pojęcia, Jimin. Thompson mówi, że od dwóch dni nie przychodzi pracy. Właśnie miałem do ciebie dzwonić.

Zbladłem na te słowa. 

- W domu też go nie ma. - powiedziałem i pociągnąłem Adlera za sobą do wyjścia, po czym wybrałem odpowiedni numer - James?

- Co jest? - usłyszałem po drugiej stronie zaspany głos.

- Musisz jeszcze raz namierzyć jeden numer. To ważne.

- Wiesz, która jest godzina?

- James, proszę cię. Tu chodzi o ludzkie życie.

Nastała chwila ciszy, po czym usłyszałem jak James wstał i włączył komputer.

- Ten sam co ostatnio?

- Dokładnie.

Znów chwila ciszy, po czym nastąpiły niepokojące słowa:

- Nie spodoba ci się to Jimin...

- Mów.

James westchnął.

- Numer ostatni raz był zarejestrowany u Jonesa. Na obrzeżach...

- Wiem gdzie mieszka ten skurwiel. Dzięki, stary. 

Rozłączyłem się i zacisnąłem pięść. Yoongi został porwany przez konkurencyjny gang pod moją nieobecność. 

                   Pakując sprzęt i przygotowując się do odbicia chłopaka, musiałem przyznać, że Jones miał jaja - porwał bliską mi osobę, kogoś w kim się zakochałem, aby mnie sprowokować do ataku. Sungjin i Chris starali się mnie uspokoić, ale było to niemal niemożliwe w tamtym momencie. Byłem wściekły. 

- Jeśli on coś mu zrobił... - zacząłem, ale natychmiast przerwał mi brat:

- Nic mu nie będzie, Jimin. On umie o siebie zadbać.

- To nieważne. - warknąłem - Znasz Jonesa. To pieprzony psychopata. 

- Ale ma mniej ludzi niż my. Poza tym, są gorzej wyszkoleni. To przybitki z ulicy. - stwierdził Chris.

A ja modliłem się, żeby Minowi nic nie było.

                Dojechaliśmy pod bazę dość szybko i natychmiast weszliśmy do środka niemal szarżując. Padło kilka strzałów, ale większość poddała się jak tylko nas zobaczyła. Podszedłem do jednego z leżących na ziemi mężczyzn i przyłożyłem mu pistolet do skroni.

- Gdzie jest Min Yoongi? - warknąłem.

- W piwnicy. - oznajmił szybko trzymany przeze mnie facet, a ja uderzyłem jego głową o podłogę i pobiegłem w kierunku wskazanym przez mężczyznę. Osłaniany przez swoich zszedłem do piwnicy, aby usłyszeć:

- Zabawimy się? 

- Spierdalaj. - warknął Yoongi, a ja wbiegłem do pomieszczenia, strzelając jego oprawcy bez słowa w głowę.  Min spojrzał na mnie z szokiem wypisanym na twarzy.

- Jimin... - zaczął, ale zamilkł, spuszczając wzrok, kiedy podbiegłem z zamiarem odwiązania go.

- Miałeś poczekać, kicia. - rzuciłem, czując ulgę, że chłopak żyje. Po odwiązaniu go od krzesła, pomogłem mu wstać, a Min oparł się o moje ramię.

- Dziękuję. - powiedział, idąc wraz ze mną do wyjścia. 

                Będąc już na zewnątrz, odetchnąłem z ulgą. Yoongi był wreszcie bezpieczny. Chris podbiegł do mnie, a ja oznajmiłem tylko:

- Jedźcie do bazy. Ja zabiorę go do domu. 

Otworzyłem Yoongiemu drzwi auta, po czym sam wsiadłem do środka, kiwając na pożegnanie reszcie grupy. Odjeżdżając usłyszałem głos Mina:

- Jimin...

Przerwałem mu:

- Nie martw się, Yoongi. Dopilnuję, żeby nic więcej ci się nie stało.

Chłopak zamilkł, odwracając ode mnie wzrok. Widziałem, że coś go trapiło, ale zwalałem to na szok, który musiał nastąpić po tym traumatycznym wydarzeniu. Niewiele wtedy wiedziałem.


No, mam wolne na kilka dni, bo jestem chora, więc napisałam co nieco.

Avenge MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz