Prolog

372 14 2
                                    

GODZINA: 8:16

*oczami Laury*

- Aaaa! - ziewnęłam dość głośno, próbując się rozciągnąć.
- Ciekawe, która godzina - pomyślałam.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał...8:16?! Pięknie! Zaraz się spóźnię! Jak nie zdążę do pracy, zwolnią mnie. Nienawidzę tej roboty, co prawda, ale muszę w niej pracować, bo dostaję jako takie pieniądze. Jedyny powód, dla którego rano budzę się i chodzę do restauracji „Pod Czarnym Atramentem" ( mojej pracy ).
- Dobra. Wstaję. - pomyślałam i wykonałam polecenie wydane przez samą siebie.
Szybko ubrałam strój służbowy ( białą czystą i idealnie wyprasowaną koszulę oraz czarne długie spodnie materiału jeans ), umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż, wzięłam czekoladowego rogala do ręki i wybiegłam z domu. Mam jeszcze 30 minut, a od domu do tego więzienia są 3 kilometry. Postanawiam pójść na autobus, ale przypominam sobie, że o tej godzinie nie ma żadnego. Takie wielkie miasto, a nie da się poruszać po nim bez własnego auta...No dobra, muszę w takim razie zrobić sobie trening wcześniej. Tyle z tego radosnego, że mam nawet dobrą kondycję, więc być może aż tak dużego opóźnienia nie będzie.
Jestem już w połowie drogi, gdy nagle odczuwam straszny ciężar. Zanim zdążyłam się opamiętać, usłyszałam czyiś głos.
- Ojej, wybacz mi! Chodź, pomogę ci wstać. - powiedział widocznie zestresowany sprawca upadku. Tak, w tym momencie zdałam sobie sprawę, że się wywróciliśmy, a na dodatek ja leżałam na chodniku a on napierał na mnie. Jakoś nie spieszyło mu się wstać chyba. Jego ruchy były dość wolne. Po jakimś czasie jednak otrząsnął się i wstał dynamicznie. Podał mi dłoń i pomógł wrócić na nogi. Trochę bolała mnie głowa, bo walnęłam się o beton, ale nie chciałam tego okazywać. Bo po co niby? Już widziałam, że był bardzo zestresowany, to po jakiego grzyba mam jeszcze bardziej wywoływać u niego takie emocje?
- Naprawdę cię przepraszam. Jest mi tak głupio. Nie zauważyłem cię, zapatrzyłem się i jakoś...
- Spokojnie. - przerwałam mu, próbując go trochę uspokoić. - Nic się nie stało. Ze mną wszystko gra. A ciebie?
- Co mnie? - zdziwił się chyba.
- Boli cię coś?
- Nie. - nagle zrozumiał. - Jesteś bardzo wygodna...
Przeszył mnie niemały szok, gdy to powiedział. Dziwnie to zabrzmiało. On raczej też zczaił, co powiedział i szybko próbował się poprawić.
- To znaczy! Nie jesteś wygodna! Znaczy jesteś! Ale po prostu! Ugh! Nic mi się nie stało, dzięki, że pytasz.
- Hahaha, ok. - zaśmiałam się. - Jestem Laura.- podałam mu rękę na znak przywitania się.
- Hej, Laura. - zrobił to samo, co ja. Uścisnęliśmy sobie dłonie, a on nadal się nie przedstawił.
- A ty? - w końcu zapytałam.
- Ja? - znowu się zdziwił. Czy aż tak dziwnie mówię? Po chwili ciszy odpowiedział w końcu na moje pytanie. - Ross. Ja jestem Ross.
Ross. Zawsze lubiłam to imię. Ładne jest.
- Hej, Ross. - uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo. - O, widzę, że grasz na... - zatrzymałam się na chwilę. - ...gitarze?
- Zgadza się. - blondyn podniósł instrument w czarnym skórzanym futerale i otworzył go. W środku znajdowała się podniszczona gitara. - O nie! - zasmucił się, widząc stan gitki.
- To teraz się stało? W skórzanym futerale tak się zniszczyła? - zdziwiłam się.
- Najwyraźniej. - powiedział w moją stronę.
- To przeze mnie! Wybacz mi! O...od...odkupię ci ją! - mówiłam dość szybko na jednym wydechu.
- Nie trzeba. Kupię sobie nową. Tylko szkoda, bo bardzo ją lubiłem. - odłożył instrument z powrotem do futerału. - Zmieńmy temat. Wiesz, która jest godzina?
- Godzina?! - nagle zdałam sobie sprawę, że biegłam do pracy. - O kurwa! Jestem już spóźniona do roboty! Jest 9:01. Wybacz Ross, ale muszę iść.
- Cz...czekaj! - zdołał mnie zatrzymać. - Może wymienimy się numerami? Chętnie bym jeszcze z tobą porozmawiał.
- Um...ok. - rzekłam i dałam numer telefonu chłopakowi. Jak się okazało, zapomniał wziąć telefonu. Wpadł jednak na pomysł, żeby zapisać numer na gitarze. Dał mi jakiś czarny pisak, a ja zapisałam liczby na jego instrumencie. Na końcu podpisałam „Laura" i dodałam serduszko.
- Ja nie mam już czasu wziąć od ciebie numeru.
- Ok. Po prostu napiszę do ciebie. - krzyknął, a ja pobiegłam z bardzo szybką prędkością do pracy.

GODZINA: 9:10

- Jestem! - wykrztusiłam w swoją stronę, otwierając tylne drzwi do kuchni.
Szybko ubrałam fartuch i zajęłam się pierwszym lepszym zamówieniem. Nagle zobaczyłam swoją przyjaciółkę - Raini.
- Hej, skarbie. - przywitała się ze mną. - Dlaczego się spóźniłaś?
- Zaraz ci opowiem. Muszę najpierw się ciebie o coś zapytać. Szefowa dostrzegła mój brak? - głośno przełknęłam ślinę, obawiając się, co powie moja czarnowłosa koleżanka z pracy i poza nią.
- Nie, masz szczęście. - odetchnęłam z ulgą na jej słowa. - A teraz opowiadaj, co się stało?
- Jakiś chłopak na mnie wpadł i chwilę porozmawialiśmy, aż zapomniałam o pracy. - trochę dziwnie czułam się z tym wyznaniem.
- Uuuu, Laura w końcu ma chłopaka! Przystojny jest? Znasz jego imię? Będziesz miała jakąś szansę na bliższe poznanie go? W ogóle jaki jest? Miły? Słodki? A jak się ubierał? Styl emo? Na wrażliwca? Na bardzo bogato? No mów coś! - Raini zadała mi dużo pytań.
- Nie mam chłopaka! Dopiero go poznałam! Tak, jest bardzo przystojny, trzeba mu to przyznać. Nazywa się Ross, ale nie znam jego nazwiska. Ma mój numer telefonu, ale ja nie mam jego, bo bardzo się śpieszyłam. Niby ma do mnie napisać, ale zobaczymy. Jest bardzo miły, słodki, zestresowany, pomocny. Ubrany był w białą koszulkę, czarne jeansowe spodnie i czerwoną koszulę. - odpowiedziałam na wszystko, co chciała wiedzieć.
- Co to za rozmowy?! - nagle weszła zdenerwowana szefowa Smith. - Już do pracy! Nie za to wam płacę!
- Przepraszamy, szefie. - powiedziałyśmy w tym samym momencie bardzo spięte.
Gdy Smith odeszła, wróciłyśmy do naszej roboty. Jacie! Jeszcze 14 godzin harówy! Nie wytrzymam tu dosłownie! Nienawidzę tej atmosfery i jedzenia podawanego w tym miejscu. Wszystko śmierdzi. Niestety, nie mogę rzucić tej pracy. Muszę utrzymać mieszkanie i rodzinę. Dlaczego to musi być takie trudne? Takie będzie moje życie jak widać. Trudne...

GODZINA: 23:25

W końcu wróciłam do domu! Chociaż, czy to tak dobrze? Już widzę, że tata zasnął na fotelu z butelką piwa w dłoni. Ale czemu się dziwię? Przecież tak jest codziennie.
Próbuję szybko wejść na górę, aby nikt mnie nie zauważył. Udaje mi się to. Wchodzę do swojego pokoju i przebieram się w piżamę. Potem wbiegam do łazienki i biorę szybki prysznic. Gotowa, idę do łóżka. Leżę jeszcze chwilę, aż nagle słyszę powiadomienie. Wyciągam telefon i patrzę, kto do mnie napisał.
Nieznajomy: Cześć. To ja, Ross. Pamiętasz jeszcze?
Uśmiecham się do telefonu.
Laura: Tak, pamiętam.
Zapisałam go sobie, jako „Ross z ulicy". Jak niby miałabym go zapisać inaczej? Nie znam jego nazwiska. A chłopaka na ulicy nie spotyka się codziennie.
Ross: Muszę już dzisiaj kończyć, bo planowałem tylko przypomnieć ci o mnie i iść spać. Tobie też radzę. Pogadamy jutro? Dobranoc.
Laura: Pewnie! Dobranoc.
Zgasiłam telefon i odłożyłam go na szafkę nocną. Znowu przykryłam się kołdrą i udałam się spać.

*oczami Rossa*

Odłożyłem telefon i położyłem się na łóżku. Zacząłem myśleć o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Ta dziewczyna jest bardzo ciekawą osobą. Zdziwiła mnie, gdy zapytała o moje imię. Jest chyba pierwszą dziewczyną, która mnie spotkała i nie poznała, kim jestem. Jednak podoba mi się to. Przynajmniej jest naturalna i nie udaje. Zawsze chciałem poznać kogoś, kto jeszcze mnie nie zna. Zdaje mi się, że jeszcze nieraz do niej napiszę. Ale narazie nie chcę myśleć o tym. Niech się dzieje wola nieba. Potem zobaczę, co się wydarzy. Idę spać.

*******************************************
Jest pierwszy rozdział! Ale długo się z nim użerałam! Ale jest! Jak wam się podoba?
PS. Dzisiaj głównie mówiła Laura, ale nie będzie tak zawsze.

Bez przedłużania, do zobaczenia gwiazdeczko - E.MOON

( Dzisiaj są moje urodziny wiec wraz z obietnicą wleciał rozdział z nowej książki! Bardzo się cieszę, ze w końcu zobaczycie ten projekt bo był dla mnie nie tylko dobra zabawa, ale także nauczył mnie lepiej pisać i jemu właśnie zawdzięczam swój tak jakby glow up w pisaniu )

Raura - Przypadkowe SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz