Rozdział 12

550 33 2
                                    

Nie zapraszam go do środka, oczywiście że tego nie robie. Nie mam zamiaru gościć tego diabła w swoim domu, zamiast tego odsuwam się od niego na bezpieczną odległość i zakładam ręce na piersi, żeby przynajmniej trochę odgrodzić swoje ciało od jego.

Patrzy na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, jego gorące spojrzenie wprawia mnie w zakłopotanie i nie wiem, co mam zrobić ze swoimi rękoma. Chce uciec jak najdalej od niego. Szyja nadal mnie boli, a trzepotanie językiem jest cięższe niż kiedykolwiek, poza tym, nie chce mieć z nim nic wspólnego. Nigdy więcej.

Stoimy w ciszy nic nie mówiąc. Marszczę brwi, bo czy to nie on chciał ze mną pogadać? Nie z takim zamiarem tu przyszedł? Spoglądam na niego spod przymrużonych powiek. Wyglada dobrze, jak zawsze. Jego policzka zdobi kilkudniowy, ciemny zarost, włosy wyglądają, jak po seksie i nie zdziwiłabym się, gdyby takie właśnie były. Jego twarz jest ponura, przerażająca, odpychająca. Nie mogę spojrzeć mu w oczy, nie umiem tego zrobić. Nie dlatego, że coś przed nim ukrywam, ale dlatego że boje się, tego że przepadnę. Jego oczy mimo że są zupełnie puste potrafią nieźle zakręcić w głowie.

-Podobno chciałeś rozmawiać- Zbieram się na odwagę, żeby się odezwać, przypomnieć mu, że nie jestem jego przyjaciółką i spędzanie z nim czasu wcale nie jest przyjemne.

-Nie zaprosisz mnie do środka?- Prycha i czuje jak jego wzrok powolnie przesuwa się po mojej sylwetce- Myślałem, że jesteś dobrze wychowaną dziewczynką.

Przełykam ciężko ślinę. Kręcę przecząco głową i wbijam wzrok w swoje buty.

Kyle wzdycha ciężko i przeczesuje włosy palcami.

-Chodźmy przynajmniej do auta- Kiwa głową na swoje wiekowe camaro zaparkowane kilka metrów z dala od mojego domu.

-Nie- Znów zaprzeczam- Nigdzie z tobą nie pójdę Kyle- Unoszę głowę, żeby zademonstrować mu, co mi zrobił, żeby widział siniaki pokrywające moją szyję, żeby zobaczył jak mnie skrzywdził.

-Cholera, czemu jesteś taka delikatna?- Sapie i ponownie wplątuje palce we włosy.

-To nie ja jestem delikatna, to ty jesteś brutalny.

Kyle wypuszcza ciężko powietrze i swoim spojrzeniem ponownie wbija mnie w ziemię.

-Dobrze o tym wiedziałaś, a mimo to wlazłaś w relacje ze mną.

-Ja wlazłam w relacje z tobą?- Wybucham i naskakuje na niego wkurzona- To ty! Ty porwałeś mnie na tę cholerną imprezę! Ty!

-Och, a potem ja ciebie pocałowałem? Potem ja łaziłem do barów, do miejsc, gdzie przebywałem ja?

-Chyba sobie ze mnie żartujesz!- Wykrzykuje i podtrzymuje się przywaleniem mu, nie wiem czy by mi nie oddał, a chce uniknąć ponownego spotkania z jego ciężką dłonią.

-Czy wyglądam jakbym żartował?

-Wiesz co- Odwracam się od niego- Nie mam zamiaru z tobą gadać, nie nachodź mnie już, nie zaczepiaj, zapomnij że istnieje.

-Jak sobie życzysz- Słyszę, gdy odchodzę- Prawda jest taka, że nigdy cię nie pamiętałem, dopiero gdy widziałem twoją twarz przypominałem sobie o twoim istnieniu piżamko, jesteś typowa, szara, taka jak każda inna- Jego słowa sprawiają, że lekko zaczynają drgać mi kolana.

Czuje mdłości i nieprzyjemny ścisk w żołądku. Usłyszeć takie słowa od chłopaka, który wyglada w ten sposób i który z pewnością nie jest typowy, to niemal jak policzek wymierzony z pełną premedytacją.

Gdy wchodzę do domu zdaje sobie sprawę, że Kyle mógł mieć racje. Jestem nijaka, jestem typowa. Co mam czego inne dziewczyny nie mają? Co mogę oferować, czego inne nie mogą? On natomiast jest zupełnie inny od znanych mi chłopaków. Jest niebezpieczny, jest oschły, zgryźliwy, niemiły. Nie jest taki jak Charles, który mnie rozbawia i lubi oglądać marvela. Nie jest taki, jak chłopcy z mojego liceum, którzy lubią się popisywać przed dziewczynami. Kyle nie musi nic nikomu udowadniać. Nosi się tak jakby miał cały świat w dupie i każdy miał całować go po stopach, za to że istnieje.

Zły Romeo i nie ta JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz