Rozdział 26

458 36 4
                                    

Kyle mi kiedyś powiedział, że pomoże mi się zepsuć. Oburzyłam się wtedy, wcale nie chciałam się psuć, poza tym nie podobało mi się, że tak łatwo mnie odgadł, jakby stała przed nim z myślami na dłoni. Teraz natomiast jestem mu wdzięczna za to, że chciał mnie zniszczyć, za to że obrał to sobie za cel, że obrał mnie za cel. Uważam również, że sami powinniśmy brać odpowiedzialność za swoje czyny. Nie powinnam więc zwalać niczego na Kyle'a, nie powinnam zwalać na niego tego pożądania, które mnie spala, gdy jedziemy do jego mieszkania na przedmieściach. Kyle dobrze wie po co do niego zadzwoniłam, nie omieszka mi o tym przypominać za każdym razem, gdy na mnie patrzy, ale w jego oczach również skrzy pożądanie. Właściwie mając takie dziewczyny jak różowo włosa Evie nie rozumiem dlaczego chcę zabierać do łóżka właśnie mnie. Może źli chłopcy rzeczywiście mają fetysz na dobre dziewczynki.

Droga do mieszkania Riversa dłuży mi się niemiłosiernie. Nie rozmawiamy ze sobą. Czuję się w jakimś stopniu głupio, nie wiem czy powinnam robić to na co tak bardzo mam ochotę. Emocje po rozmowie z Loganem stopniowo opadają, a mnie dopadają wyrzuty sumienia. Nie mam jednak czasu na zmianę decyzji, zresztą gdy Kyle kładzie swoją dłoń na moim odsłoniętym udzie tracę resztki opanowania. Wzdycham i odchylam się nieco na siedzeniu. Jego ręka sunie w górę, podwijając tkaninę lekkiej sukienki. Odsłania partię mojego ciała i sunie szorstką dłonią po delikatnej skórze. Gdy jest za wysoko, a ja niemal odpływam cofa dłoń i ponawia torturę. Kończy się ze mną bawić dopiero, gdy widać już jego mieszkanie i musi zaparkować. Gdy wchodzimy metalowymi schodami na górę znów dopadają mnie wyrzuty sumienia. Nie powinnam. Muszę stąd uciec nim znów mnie omota. Nie mogę tego robić, wiem jak potem będę się czuć i... Kyle otwiera drzwi i gdy tylko przechodzę przez próg, bez zbędnych ceregieli napiera na mnie swoim twardym ciałem i siłą wpycha język do mojej buzi. Gorąco bucha w moich ciele. Drżą mi kolana. Oh dlaczego to musi być tak dobre. Zaciskam dłonie na jego barkach i przyciskam tors bardziej do jego torsu. W głowie mi dzwoni. Mój zdrowy rozsądek krzyczy: Wynoś się, wynoś się i wystarcza mi jedynie sekunda bez jego ust. Odchylam się do tyłu i pocieram zaczerwienione policzka, uciekając od jego dotyku. 

-Czekaj- Z trudem łapie powietrze- To był błąd, muszę już iść. 

Kyle śmieję się, a ja momentalnie staję. 

-Nie myślisz chyba, że pozwolę ci teraz odejść skarbie- Patrzy na mnie kpiąco i przesuwa się w moją stronę, a ja cóż... wcale nie uciekam. 

Mężczyzna wyciąga dłoń i gładzi mnie po policzku. Wzdycham lekko na ten gest. Tłumie zdrowy rozsądek. Nie ma z nim zabawy. Kyle znów na mnie napiera. Moje plecy spotykają się ze ścianą, jęczę wprost w jego usta. Rivers wkłada palec pod ramiączko mojej sukienki i przesuwa go w bok, odsłaniając nagie ramię. Całuję mnie w szyję, mocno i agresywnie. Zostawia po sobie ślady, nie po to aby mnie naznaczyć, ale po to bym to ja wiedziała, że już nigdy nie będę w stanie myśleć o nikim innym, o żadnym innym ciele przy moim ciele. 

Uśmiecham się w jego usta, gdy ściąga ze mnie sukienkę, a ja zostaję w samej bieliźnie. Nie kłopoczę się z prowadzeniem mnie do łóżka. Robi to przy ścianie. Gwałtownie, agresywnie, szybko. Rozwala mnie, niszczy mnie, daję mi i zbiera, pieści i krzywdzi. Kręci mi się w głowie od gwałtowności uczuć. Zatracam się w tej chwili, która zdaję się nie mieć końca.

W pewnym momencie przenosimy się na łóżko. Nie wiem, dlaczego godzę się na te wszystkie rzeczy. Do tej pory uprawiałam seks jedynie z jednym chłopakiem i był nim Charles, który woli raczej waniliowy seks przy świecach, jak na pierwszy raz było to naprawdę przyjemne, a Kyle... on robi ze mną rzeczy i pozwala mi na rzeczy, o które nigdy bym się nie posądziła. Wbijam paznokcie w jego plecy, ciągnę za włosy. Doprowadza mnie na skraj raz za razem. 

Zły Romeo i nie ta JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz