Rozdział 15

535 43 4
                                    

Następnego dnia z samego rana nie mogę pozbierać myśli, bo wiem, że o osiemnastej zawita u mnie Kyle z wszelkimi chęciami do pomocy. Wiem, że zaczynam mieć na jego punkcie jakąś chorą obsesję, bo myślę o nim nieustannie, nawet wtedy, gdy jestem ze swoim chłopakiem, ale nadal się go boję. Skrzywdził mnie, zadał mi ból i jest dla mnie naprawdę nie miły, a teraz chcę mi pomóc. To wydaję się naprawdę bardzo podejrzane. Mogłam po prostu wynająć jakąś firmę, która zajmuję się przeprowadzkami.

Teraz niestety jest już za późno, bo dochodzi osiemnasta i siedzę jak na szpilkach czekając, aż przyjedzie Kyle. Niedorzeczność tej sytuacji mogłaby się wydawać zabawna, gdybym tak bardzo się nie bała. Kyle jest porywczy i nie mam zielonego pojęcia co siedzi mu w głowie. Przecież nawet się nie lubimy, no nie? Więc dlaczego zaoferował mi pomoc?

Podskakuje na kanapie, gdy słyszę dzwonek do domofonu. Biorę głęboki wdech i idę otworzyć. Ręce mi się trzęsą, gdy wciskam odpowiedni przycisk i otwieram drzwi wejściowe. Patrzę zaskoczona na Kyle'a, który o dziwo nie jest sam. Razem z nim jest jakiś chłopak, zdaje się że już go widziałam. Obydwoje się z czegoś śmieją, ale przestają gdy mnie widzą. Kyle mnie przeraża. Kropka. Nie ważne co zrobi, nie ważne co powie, po tym jak mnie ostatnio potraktował nadal mnie przeraża, a jego przyjaciele są tak samo okrutni jak on. Naprawdę nie chce mieć z nimi nic wspólnego, tylko coś cały czas stawia nas na swojej drodze. Nie potrafię o nim zapomnieć, nie potrafię o nim nie myśleć. To chore. To obsesyjne. Ale tak jest. Nawet teraz, gdy na niego patrzę, czuje ten uścisk w żołądku. Coś jest nie tak, coś jest naprawdę ze mną nie tak.

-Co jest księżniczko, zapomniałaś jak mówić?- Unosi kpiąco brew, ale mnie wcale nie jest do śmiechu.

-Naprawdę nie musisz...

-Ale chcę- Przerywa mi dobitnie.

Przełykam ciężko ślinę. I co teraz? Stoimy w drzwiach. Nie ruszam się, nie mam zamiaru znów wpuszczać go do swojego domu.

-Dobra- Mówię w końcu- Sekunda.

Zamykam drzwi, zostawiając ich na werandzie. Biegnę na górę po torebkę, do której wciskam klucze i klika innych drobiazgów. Ręce mi się trzęsą, nie wiem czego mam się dziś spodziewać. Nie powinnam była się zgadzać, powinnam była być bardziej stanowcza, powiedzieć definitywne nie. Dać do zrozumienia Kyle'owi Rivers, że nie jestem dziewczyną, którą może się pobawić, gdy mu się nudzi. Ściska mnie w żołądku, wydaję mi się, że będę rzygać. Przełykam żółć i strach schodzę na dół, przed drzwiami zastanawiam się jeszcze po cholerę właściwie to robię. Mogę otworzyć drzwi jedynie na szerokość stopy, powiedzieć: cholera jasna, spadajcie stąd, zatrzasnąć drzwi i zapłacić za transport z pieniędzy, które zostawili mi rodzice, albo tych na moim koncie, które rodzice przelewają co miesiąc, jako kieszonkowe. Coś jednak każe mi wyjść i zmierzyć się z chłopakiem, którego powinnam za wszelką cenę unikać. Głupia duma, głupie destrukcyjna pobudki, bo w końcu każdy z nas je ma, no nie? Każdy człowiek dąży do samodestrukcji. Jemy za dużo smażonego i tłuszczu, pijemy za dużo alkoholu, palimy za dużo fajek. Ja zadaję się z chłopakiem, który mnie zniszczy. Wybieramy po prostu inne trucizny, ale efekt końcowy jest ten sam. Wychodzę. Mierzę się z jego spojrzeniem. Zmuszam nogi do marszu. Zwalczam pokusę ucieczki w bezpieczną otchłań rodzinnego domu.

-Więc gdzie jedziemy?- Odzywa się kolega Riversa, którego imienia nie jest mi dane znać.

Pakuję się na tylne siedzenie dużego jeepa. Stary model, zdecydowanie zbyt stary, żeby mógł stać w garażu moich rodziców. Mój ojciec lubi samochody, lubi, żeby zawsze były czyste, odpicowane, zawsze musi mieć wodę w drzwiczkach, chusteczki w schowku, żel denazyfikując, żeby jakby co przetrzeć bród.

Zły Romeo i nie ta JuliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz