#2

967 45 7
                                    

Zamykam po cichu drzwi i staję na palcach, żeby powolutku prześlizgnąć się do swojego pokoju. Udaje mi się tylko obrócić, a już spostrzegam cień taty w progu kuchni. Wygląda strasznie albo tak tylko mi się wydaje. To tata. Sophia opanuj się. Mówię sobie w myślach.

- Cześć tato - mówię i spoglądam na niego. Pewnie mój wyraz twarzy wygląda teraz jakbym jadła coś bardzo kwaśnego jak na przykład cytrynę lub te gumy balonowe Center Shock.

- Która godzina, Sophia? Hmm? - pyta stanowczo wyraźnie zdenerwowany.
Nic nie odpowiadam tylko patrzę, jak jego brwi marszczą się ze złości. Idę do swojego pokoju starając się unikać spojrzenia taty. Zamykam drzwi na klucz i rzucam się na łóżko. Staram się zasnąć, ale nie potrafię. Wygrzebuję się spod kołdry i siadam po turecku. Spod łóżka wyciągam stary album ze zdjęciami. Są w nim wszystkie najlepsze wspomnienia z mojego dotychczasowego życia jak na przykład moje narodziny, mój pierwszy występ na scenie lub niezapomniana wycieczka do lasu. Pamiętam ten dzień. Miałam wtedy 6 lat i mama wtedy jeszcze żyła.
Razem z nią, tatą, Carolyn i Mike'iem wybraliśmy się na piknik do lasu. Pamiętam, że jechaliśmy 3 godziny starym samochodem, a Mike miał wtedy roczek. Tata źle odczytał mapę i pojechaliśmy w przeciwną stronę. Wtedy nie było nam do śmiechu, ale jak teraz na to patrzę, to było całkiem zabawnie. Kiedy dotarliśmy na miejsce, byliśmy tak zmęczeni, że od razu położyliśmy się na rozłożonym wcześniej kocu i zasnęliśmy. Spaliśmy wszyscy chyba przez 2 godziny. Powrót do domu był znacznie lepszy, ponieważ tata już nie pomylił drogi.

Ktoś puka i drzwi lekko się uchylają.

- Śpisz już? - słyszę cichy szept. To Carolyn.

- Nie. Wejdź - odpowiadam jej i chowam album.
Carolyn siada obok mnie.

- Płakałaś? - pyta. Nic jej nie odpowiadam tylko ocieram resztki łez z policzków.

- Nie martw się. Jako starsza siostra porozmawiam z tatą - zapewnia mnie.

- Dziękuję Ci - odpowiadam jej i stwarzam pozory, jakby to przez złość taty pojawiły się te całe łzy.

- Śpij dobrze - mówi i wstaje z łóżka z zamiarem opuszczenia mojego pokoju. Odpowiadam jej tym samym i posyłam jej wymuszony uśmiech.

Jest wpół do trzeciej, a ja wciąż nie śpię. Rozmyślam tylko o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu. Dalej nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Myślę o tańcu z Nathanem, o Marie i Thomasie i o Lisie. Pamiętam jej otwarte oczy, które były skierowane gdzieś w dal. Lisa miała czarne długie włosy i porcelanową cerę. Była byłą Nathana. Zerwali chyba pół roku temu i do tej pory nikt nie wie dlaczego.

Czuję, jak powieki opadają mi na oczy. Dopiero po trzeciej mam wrażenie, że jestem naprawdę zmęczona. Staram się nie myśleć, że za 3 godziny muszę wstać do szkoły. Zasypiam. Przed oczami widzę obraz martwej Lisy i krzyczącego Hero. Nie słyszę, co mówi i szczerze powiedziawszy, niezbyt dobrze go widzę. Hero zbliża się do ciała Lisy i próbuje je podnieść.

- Hero, nie! - budzę się z krzykiem i cała się trzęsę, a moje ciało zalane jest potem. Spoglądam na budzik. Jest szósta, więc idę wziąć prysznic. Zazwyczaj nie kąpię się rano, no chyba że jestem zmuszona tak jak dzisiaj.

Woda spływająca po moim ciele działa na mnie relaksująco. Pod prysznicem mam tak naprawdę czas tylko dla siebie. Mogę sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Nie, nie mogę. Nie teraz. Tego nie można nawet logicznie wytłumaczyć.
Po kąpieli zakładam obcisłe jeansy i trochę za dużą bluzę. Robię delikatny makijaż. Trochę tuszu na rzęsy i błyszczyk do ust jeszcze nikomu nie zaszkodziły, prawda?

Schodzę do kuchni i spostrzegam tatę siedzącego przy stole. Najwyraźniej już wstał. Unikam jego spojrzenia i zaczynam robić sobie śniadanie. Czekoladowe kulki z mlekiem to moje ulubione.

- Przepraszam Sophia. No wiesz, za wczoraj. Niepotrzebnie było tyle złości. - mówi, a ja spoglądam na niego spod byka.

- Nic się nie dzieje. To już przeszłość i wcale się nie gniewam. - odpowiadam tacie i siadam obok niego przy stole.

- Smacznego. Ja już muszę jechać do pracy. - mówi i całuje mnie w czoło.

- Dziękuję tato. Powodzenia w pracy! - odpowiadam mu i dokańczam śniadanie. Pakuję jeszcze książki na zajęcia i wybieram się do szkoły.

Nie mija nawet 15 minut, a ja już siedzę w szkolnej szatni. Czekam na Marie, która spóźnia się już 20 minut.
Gdzie ona jest?

- Już jestem Sophia! - krzyczy Marie i dobiega do szatni wraz z Thomasem.

- Świetnie - odpowiadam jej. - Co robimy? No wiecie, z tą sprawą z wczoraj? - dodaję.

- Nie mam pojęcia Sophia. Chyba nie myślisz, że zadzwonimy na policję. Przecież nie jesteśmy winni. Nic nie zrobiliśmy! - tłumaczy się Thomas.

- To prawda, ale nie możemy tego tak zostawić - odzywa się Marie.

- Ale my nawet nie wiemy, gdzie to ciało się znajduje i co tak naprawdę się z nim stało - broni się.

- Ciszej Thomas. Ktoś jeszcze nas usłyszy i wtedy będziemy mieli przechlapane - zwracam mu uwagę.

- I tak już mamy. Niepotrzebnie wychodziłaś wczoraj na dwór.

- Że niby to teraz moja wina, tak? Martwiłam się o was - tłumaczę mu.

- Przestańcie się kłócić. Wasze spory nic tutaj nie pomogą. Musimy działać, a do tego potrzebny jest plan - rozdziela nas Marie.

- Masz rację - odpowiadam jej. Nagle słyszymy dzwonek, więc zabieramy plecaki i ruszamy na lekcję. Pierwsza lekcja to angielski z Panem Nelsonem. Nie cierpię go. Pewnie dzisiaj znowu zada pracę na minimum 1000 słów.

Siadam do ławki i wyciągam książki. Nagle spostrzegam postać Nathana.

- Cześć Sophia! - woła i podchodzi bliżej.

- Super wczoraj spędziłem czas. Nie sądziłem, że potrafisz tak dobrze tańczyć - dodaje i uśmiecha się szeroko.

- Aaa... A wiesz, że ja też hahaha - staram się coś powiedzieć, gdy nagle do klasy wchodzi Pan Nelson. Kładzie swoją teczkę na ziemi i spogląda w naszą stronę.

- Sophia i Pan Nathan! Proszę usiąść na swoje miejsca

- Dobrze - odpowiada za mnie Nathan i w drodze do swojej ławki puszcza mi oczko, a ja odsyłam mu słodki uśmiech.

Nie minęło nawet 25 minut lekcji, a ja już mam dość. Posyłam Marie markotny grymas twarzy, a ona odsyła mi to samo. Nagle do klasy wbiega dyrektor. Pan Nelson upuszcza kredę. Widocznie nie spodziewał się tej wizyty. Dyrektor tłumaczy coś szeptem Panu Nelsonowi, a on staje się coraz bladszy.

- Yyy... Drodzy uczniowie, Pan Dyrektor ma Wam coś do przekazania - jąka się Pan Nelson.

- Wiem, że ta wiadomość może być dla Was wszystkich wstrząsająca, ale jestem zobowiązany Was o tym poinformować - ciągnie surowo dyrektor.

- Dzisiaj nad ranem nad brzegiem rzeki znaleziono martwe ciało waszej koleżanki Lisy Green. Prawdopodobnie została zamordowana. Sprawca jest wciąż poszukiwany, więc proszę was, żebyście nie chodzili samotnie wieczorami i po zajęciach wracali prosto do swoich budynków zamieszkania - kończy dyrektor.

Teraz w sali panuje huk i ogromne zamieszanie. Słyszę tylko kilka powtarzających się zdań: „Jak to?”, „Lisa Green została zamordowana?”, „To niemożliwe". Kilka dziewczyn zaczyna płakać. Spoglądam najpierw na Marie, później na Thomasa, Evę i Nathana. Wszyscy są cali w strachu. Zalewa mnie fala potu. Nie potrafię nawet przełknąć śliny. Rzucam spojrzenie w stronę okna i zauważam postać Hero. Stoi w oddali przy szkolnym boisku. Robi mi się coraz słabiej. Wiem, że od tej pory już nic nie będzie takie samo.

A Boy From Childhood | Hero Fiennes Tiffin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz