Rozdział 24

6 0 0
                                    

          W końcu nadchodzi wyczekiwany piątek. Dziś wrócę do domu. Rodzice dzwonili wielokrotnie ale nie zawsze miałam siłę udawać, że wszystko jest dobrze. Wtedy naciskałam czerwoną słuchawkę. Jednakże czekałam na ten dzień chcąc wrócić i zaszyć się w moim pokoju. Wydarzenia tamtej nocy nadal są dla mnie zbyt świeże, abym mogła normalnie funkcjonować. Od tamtej pory przestałam chodzić na dodatkowe zajęcia, czego nie mogłam sobie wcześniej wyobrazić. Uśmiech na mojej twarzy został zastąpiony przez smutek, a życie stało się cięższe. Carla wczoraj próbowała porozmawiać ze mną, co mnie dręczy. Zauważyła, iż cierpię na bezsenność, stałam się bardziej agresywna i opryskliwa. Nie chciałam z nią rozmawiać.

-Gotowa?- wchodzi Marc

-Yyy- kiwam powolnie ramionami i głową- Jeszcze nie. Przepraszam

-Spokojnie. To ja miałem być po południu, a jakoś udało mi się wyrobić.

-Już się pakuje.

-Wiesz byłem dziś u Cedrica. Pytał o Ciebie, z resztą Alice również. Martwią się...

-Nie mają czym. Daję sobie świetnie radę!

-Może jednak byś do nich zadzwoniła... przynajmniej, aby ich poinformować, że chwilowo musisz odpocząć.

-Nie mam zamiaru odpoczywać.

-Przemyśl to.

-Pracowałam na to tyle czasu, nie pozwolę...

Otwierają się drzwi, po czym wchodzi Carla.

-Ty? Przestań ją wkurzać!

-Carla on wcale mnie nie denerwuje

-W ogóle, a słychać Cię na pół korytarza. Wynoś się stąd! Nie widzisz ona musi odpocząć.

-Mówię Ci przecież, że on mi nie przeszkadza.

-To, dlaczego krzyczysz? W ogóle ostatnio dziwnie się zachowujesz. Wszystko masz głęboko w ...

-Nie interesuj się- mówi Marc

-Ty akurat jesteś ostatnią osobą, która będzie mi mówiła, co mam robić.

-Że Ty nie możesz się w końcu zamknąć.

-Cicho!- krzyczę- Wychodzimy. Jestem gotowa możemy jechać do domu. Uważaj na siebie Carla- żegnam ją i wychodzę.

Idąc do auta Marc zabiera mi torbę. Od kilku dni spędzamy wspólnie wiele czasu. Próbuje mi pomóc w poukładaniu myśli i dojściu do siebie. Za każdym razem, gdy się widzimy powtarza, że to nie była moja wina. Teoretycznie wiem, że ma rację. Mówi, że nie byłam niczemu winna. Nie mogłam przewidzieć tego, co się stanie.

-Proszę

-Dziękuję. Marc nie bądź tak chamski dla Carli. Ona nie chce być wścibska, po prostu martwi się o mnie.

-To niech najpierw zacznie martwić się o siebie. Zachowuje się, jakby brakowało jej kilku klepek.

-Marc! Jeśli chcesz nas odwiedzać to bądź milszy proszę.

-To już nie jest prośba?- pyta z uśmieszkiem

-Owszem. Ona się martwi. Nie jest na tyle głupia, na ile Ci się wydaje. Widzi, że coś nie gra.

-Powinienem powiedzieć porozmawiaj z nią?

-Nie. Doskonale wiesz, że tego nie zrobię. To wydarzenie miało zostać naszą tajemnicą. Pamiętasz?

-Tak ale Carla jest kobietą. Może przynajmniej raz powiedziała by coś sensownego i pomogła Ci uświadomić, że świat nie jest taki zły? Albo może lepiej ona niech Cię w niczym nie uświadamia.

-Yhym- chrząkam próbując go uświadomić, że znowu ubliżył Carli

-No co? Ona ma dziwne pomysły.

-Miałeś jej nie obrażać

-Nie nie nie. Miałem być dla niej milszy- uśmiecha się

-Zawsze wydawało mi się, że jedno wiąże się z drugim...

-No...

-No, co?

-No może i masz rację. Musimy zajechać na stację.

-Ok- wyjmuję portfel

-Schowaj to- patrzy na mnie z dziwaczną miną

-Przestań. Nie lubię, jak ktoś za mnie płaci.

-Ja Ci wyjadam lodówkę, więc nie dyskutuj.

-Akurat.

-I słoiki- mówi  wybuchając śmiechem

-Ale na pewno nic nie chcesz?

-Na pewno chociaż możesz mi w zamian odpalić kotleta.

-Jakoś się dogadamy.

Zmierzając w stronę domu nie robiliśmy więcej postojów. Uznaliśmy je za zbyteczne. Dzięki temu udało nam się dojechać w niecałe dwie godziny. Oczywiście w domu rodzice czekali na mnie z niecierpliwością. W końcu dawno nie widzieli swojej jedynaczki. Czasami mi szkoda, że nie mają więcej dzieci. Dom byłby weselszy, a i ja mogła bym porozmawiać z kimś w moim wieku na różne tematy. Czasami wolę zachować, co nieco dla siebie niż iść o rade do rodziców. Są trochę z innej planety. Mając rodzeństwo mogła bym im opowiedzieć historię, która obecnie nie daje mi spokoju i uzyskać odrobinę uwagi i zrozumienia. Jednak los inaczej rozdał karty i sama muszę sobie radzić z moimi problemami. Wyjmując walizkę rodzice wychodzą na zewnątrz. Domyślam się, że wyczekiwali mnie w oknie od kiedy wyruszyliśmy z Kent.

-Będę jechał. Dzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała- informuje Marc

-Dzięki.

-Dzień dobry państwo Wottson.

-Miło Cię widzieć Marc- mówią

-Trochę mi się śpieszy, więc do zobaczenia- odjechał

-Co on robi w Kent?- pytają

-Studiuje, o dziwo podobnie, jak ja prawo i pracuje u Cedrica. Mówiłam wam o nim ten fotograf, który zaproponował mi współpracę.

-I dogadujecie się?

-W miarę tak

-Zawsze wydawało mi się, a raczej nam, że nie przepadacie za sobą- mówi tata

-Rzeczywiście tak było. Zakopaliśmy wojenną ścieżkę i staramy się dogadać. W końcu musimy razem pracować, więc obojgu jest łatwo, kiedy nie robimy sobie dodatkowych problemów.

-Jakie te dzieci teraz są dojrzałe- mówi mama

-Mamo jestem dorosła.

-Ale to nie zawsze znaczy, że odpowiedzialna. Ugotowałam pomidorową, a na deser są babeczki. Chodź.


NiewinnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz