Część Bez tytułu 35

9 0 0
                                    


          W pamięci utkwiły mi słowa Michaela. Czyżbym żyła w błędzie, że większa wina za rozpad związku Carli była z jej strony? Jedno jest pewne, on żałuje, że sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Może mogła bym im pomóc. Przecież widzę, że ona tęskni, a on jest świadomy swojego błędu. Mogę się założyć, że nigdy więcej by jej nie skrzywdził. Widziałam, jak spoglądał na nią ukradkiem, kiedy zalewała się alkoholem. Jego oczy przepełnione były troską, lecz zdawał sobie sprawę, że najlepiej będzie jeśli pozostanie w tłumie. I tak zostało, natomiast ja sama musiałam namówić ją do powrotu, co nie było łatwe. Nie wiedząc, co mogę zrobić zadzwoniłam do Marca. Wiedziałam, że nie będzie szczęśliwy, kiedy dowie się, że jestem na parapetówce.

-Marc?- krzyczę do słuchawki

-Tak piękna? Nie odbierałaś... dzwoniłem wiele razy

-Wiem. Przepraszam.

-Co Ty robisz? Coś mi dudni w słuchawce

-To muzyka

-Muzyka? Jesteś na imprezie?

-Tak wyszło. Miałam Ci powiedzieć ale nie to jest ważne. Chciałam Cię poprosić o pomoc!- krzyczę

-Oddzwaniasz bo jestem Ci teraz potrzebny!? Tak?

-Nie. Przecież i tak bym Ci powiedziała...

-Może tak, a może nie- mówi spokojniejszym głosem- W każdym razie mów, o co chodzi.

-Carla się upiła i nie mogę jej namówić do powrotu. Nie daję sobie sama z nią rady. Z resztą ona sama już nie wie, co się dzieje dookoła. Wypiła tyle, że już nie trzyma się na nogach. Zresztą domyślam się, że urwał jej się film.

-Mówisz? To ostro popłynęła.

-Przyjedziesz?

-Zobaczę, co da się zrobić.

-Proszę.

-Przecież wiesz, że Cię z nią nie zostawię. Gdzie to jest?

-U Bena.

-Dobra. Postaram się być w nie najdłuższym czasie. Napiszę, jak będę niedaleko.

-Ok. Dzięki.

Odkładając słuchawkę od razu zauważam, że Carla zniknęła mi z zasięgu wzroku. Co ona wyprawia?

-Nie widziałeś Carli?- pytam chłopaka obok, którego wcześniej siedziałam

-Taksówka miała ją odwieść do akademika

-Puściliście ją samą? W takim stanie?!

-To coś dziwnego?

Zlewając go wzrokiem odchodzę. Moja cierpliwość ma granice, a za chwilę je przekroczy. Jak można być tak nie odpowiedzialnym? I to nazywają się przyjaciele? Ja bardzo dziękuję za taką definicję tego słowa.

-Coś się stało?- pyta z uśmieszkiem na ustach, kiedy udaje mu się mnie dogonić

-Tak. Jak mogliście zostawić ją samą?! Widzieliście w jakim jest stanie!

-Nie przesadzaj. Nie pierwszy raz się upiła i raczej nie ostatni.

-Jacy wy jesteście...

-Eee uważaj na słowa.

Patrząc na niego dostaję mdłości. Jeszcze dwie godziny temu uważałam go za fajnego gościa. Godnego zainteresowania, a teraz!? Nie chciałam go oceniać przez podejście do uczelni, a po tym jakim jest człowiekiem. Teraz jednak widzę, że Michael miał rację, kiedy mu docinał.

-Halo? Jesteś już?

-Tak. Dasz sobie z nią radę?

-Jej nie ma. Wróciła do pokoju taksówką, kiedy do Ciebie zadzwoniłam.

-Dobra to chodź. Czekam przy krawężniku.

Wychodząc mijam grupkę pseudo przyjaciół Carli. Teraz jestem przekonana, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Zachowują się, jak banda nieodpowiedzialnych dzieciaków, którym w głowie tylko zabawa! Mam wrażenie, że swoim zachowaniem chcą zyskać pozycję w grupie. Ale czy o to właśnie chodzi? Czy warto się poniżać, aby zostać zauważonym?

-Tutaj!- krzyczy Marc

-Ok- podnoszę rękę z daleka idąc w jego kierunku sygnalizując, że widzę gdzie zaparkował

-Pakuj się do auta.

-Jedźmy stąd!- warczę

-Kobieto, spokojnie. Coś się stało?

-Tak! Carla się spiła. Nie chciała wracać, a ja nie mogłam jej zostawić samej z bandą tych lekkomyślnych znajomych, więc jej pilnowałam. Myślałam, jak namówić ją do powrotu, po czym kiedy spuściłam ją na chwilę z oczu zniknęła. I wiesz co się okazało? Wiesz?!

-Wróciła sama?

-No właśnie.

-To miałaś ciekawy wieczór. Pełen atrakcji.

-Ciekawy? Miałam się odstresować, a tu proszę! Czy każda z imprez, na której jestem musi zamieniać się w koszmar?! 

-Ale są też plusy, że tak się kończą- uśmiecha się ukradkiem i rusza

-Niby jakie?

-Wtedy dzwonisz do mnie, abym Ci pomógł, a ja z chęcią wyciągam do pomocną dłoń. No i przy tym mogę spędzić z Tobą trochę czasu.

-Nie sądzę, aby Cię to tak bardzo cieszyło.

-Co? Sądzisz, że przyjechał bym po Ciebie o pierwszej nad ranem, jakby nie sprawiało mi to przyjemności?

-No ostatnio nie okazujesz mi zbyt dużo zainteresowania.

-Bo mam zaliczenia z ćwiczeń ale później... wynagrodzę Ci ten czas!

-Na pewno...

-To, dlatego nie odbierałaś, jak próbowałem się dodzwonić?

-Musiałam pomyśleć.

-O nas?

-Tak.

-Wiem, że ostatnio trochę Cię zaniedbywałem ale wkrótce to się zmieni. Obiecuję.

-Dobrze słyszałam? Ty obiecujesz?

-Tak, a teraz zabieram Cię na spacer. W takim stanie nie możesz wrócić do pokoju- zatrzymuje auto

-Nie jest tak źle.

-Nie? Zabiła byś ją przez sen. To by wyglądało prawie, jak z obrazu Johanna Fussliego ,,Nocna Mara".

-Jutro mam zajęcia rano.

-Nie ma ale idziemy na spacer i koniec tematu.

-Nie odpuścisz?

-Nie. Chciałem się z Tobą dziś spotkać ale nie odbierałaś, więc skoro teraz sama się odezwałaś to muszę wykorzystać okazję. Troszeczkę się stęskniłem- łapie mnie w tali

-Yhymmm i co jeszcze?

-I może liczę na buziaka.

-Ej... jesteś niemożliwy.

-No mówiłem, że się stęskniłem.


NiewinnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz