Rozdział 32

6 0 0
                                    

-Carla, gdzie suszarka?

-Powinna być w łazience.

-Nie ma. Sprawdzałam.

-Poszukaj jeszcze raz.

-Nigdy więcej takiego syfu z rana. W ogóle nigdy więcej takiego syfu.

-Nie przesadzaj, raz nam się zdarzyło.

-I wystarczy.

Nie wiem, za co się złapać. Mam tyle do zrobienia, a Marc jest już w drodze. Pisał, że zajedzie tylko na myjnie.

-Lepiej zamiast pakować tyle ubrań na trzy dni weekendu to zabierz trochę słoików. Nie mieszczą się w półce.

-Nie jest ich tak dużo...

-Tak? Można by zrobić wystawę.

Z jednej strony Carla ma rację. Skoro wracam samochodem to warto skorzystać z okazji i zabrać część rzeczy, które zbędnie walają się po pokoju. Wrócę do domu, jak tragarz ale lepiej teraz niż na koniec roku.

-Nie roznieś pokoju

-Postaram się. Jedziesz już?

-Tak. Całuski.

Idąc parkingiem szukam auta Marca. Mówił, że zatrzymał się najbliżej, jak tylko mógł.

-Jesteś- wyskakuje mi z zza pleców.

-Przestań mnie straszyć! Zawsze wyskakujesz  w najmniej oczekiwanym momencie.

-Musisz się przyzwyczaić. W końcu będziemy spędzać dużo czasu. Zresztą trochę adrenaliny w życiu nikomu nie zaszkodziło.

-To nie znaczy, że od razu mam zejść na zawał.

-Wtedy przyjdę na Twój pogrzeb. Może nawet kupię kwiatek.

-Twoje poczucie humoru jest przerażające.

-Humor? Ciesz się, że nie wiesz co chodzi mi po głowie.

-Mam Cię zapisać do psychiatry?

-Jeśli pójdziemy razem... ale bardziej by nam pasowała terapia dla par.

-Przecież nie jesteśmy parą?!

-Tak się tylko z Tobą droczę. Wsiadaj piękna. Zajeżdżamy coś zjeść?

-Nie jestem zbyt głodna. Jadłam przed wyjściem ale jakieś ciastko?

-Mówisz i masz. Wybierz jakąś kawiarnię czy zajazd.

Przeszukując w internecie knajpy znajdujące się obok drogi, nie znalazłam żadnej interesującej propozycji. Część z nich wyglądała jak rudery.

-Nie ma nic- mówię przekrzywiając minę

-Tak? Wymyślimy coś. Nie możesz wrócić do domu niezaspokojona.

-Co? Między nami nic się nie wydarzy. Spotykamy się po przyjacielsku.

-Hahahah... i to ja ciągle myślę o jednym? Przecież mówię o tym, aby zajechać i  kupić dla Ciebie coś słodkiego.

-Ahhh tak?

-Tak ty zboczku. O widzisz cud z nieba. Cukiernia.

-Ja Ci dam zboczka! Nie o to mi chodziło!- rzucam się na niego z rękami

-Ale mnie oklepiesz. Jakaś Ty porywcza. Chodząca bestia.

Siedząc na fotelu pasażera Marc broni się przed moimi uderzeniami. Łapie mnie za ręce, a następnie przyciąga do siebie. Czuję woń jego delikatnych perfum, które wypełniają znajdujące się między nami powietrze. Zbliżam do niego głowę,  a on chwyta mnie za udo i pnie się do góry.

-Jesteś piękna- mówi cichutko, a ja się peszę- Taka idealna. Bez żadnej skazy. Powiedz mi co byś chciała?

-Ja?- do głowy przychodzi mi wiele pomysłów ale nie mówię nic

-Powiedz to Ross. Nie wstydź się. Każdy ma, jakieś pragnienia.

Zbliżam do niego moje usta i delikatnie muskam jego wargi. Są obłędne. Po całym ciele przechodzą mnie dreszcze. Ma twarde i zdecydowane usta. Widać, że ma duże doświadczenie w porównaniu do mnie. Wymierza coraz gwałtowniejsze ruchy, a ja nie chcę aby przestawał. Ewidentnie przejął kontrolę.

-Powiedz Ross... powiedz...

-Nie Marc, nie to nie idzie... Tak. Chcę właśnie tak!

Staram się postawić, lecz nie potrafię. To silniejsze niż mogło by mi się wydawać. Nigdy nie czułam się taka słaba. Właśnie słaba! To słowo pomaga wrócić mi do rzeczywistości.

-Przestań! Natychmiast! Nie dotykaj mnie- odsuwam się

-Zrobiłem coś nie tak?

-Wszystko było niemalże  idealnie ale ja nie mogę. Cały czas pamiętam o tej nocy...

-Spokojnie. Mamy czas.

-Jesteś pewien?

-Nie będę Cię do niczego zmuszał. Poczekam. To co rurki z kremem?

-Uwielbiam.

-Zaraz wracam.

Czekając na Marca analizuję jego zachowanie. W ciągu ostatnich miesięcy diametralnie się zmienił. Stał się wyrozumiały, czuły, opiekuńczy. Mogła bym wyliczać w nieskończoność jego zalety. Jakbym postawiła go obok Marca z podstawówki powiedziała bym, że to całkowicie inna osoba. Owszem zdarza mu się być nieuprzejmym ale nikt nie jest idealny. Tacy ludzie nie istnieją. Jednak najbardziej cieszy mnie myśl, że nie chce wykorzystać mnie fizycznie. To dziwne większość mężczyzn właśnie na to liczy, a on czeka. W między czasie spełnia moje zachcianki, zamiast jak inni próbować włożyć rękę w majtki.

-Mam nadzieję, że lubisz pączki.

-Bardzo.

-Chcesz jakąś kawę czy coś? Jest automat.

-Może być z mlekiem.

Zniknął, po czym wrócił z dwoma kubeczkami. Pokonując kilometry przyglądałam się krajobrazowi. W między czasie w tle słychać było Beyonce. Za oknem zdążyłam zaobserwować, topniejący śnieg.

-Będzie piękna wiosna- mówię

-Tak myślisz?

-Jestem pewna. Zawsze jest.

-Ale najpierw będzie breja- mówi próbując mnie przedrzeźniać, aż do samego domu

Żegnając Marca czuję się niezręcznie. Domyślam się, że rodzice wiedzą, co nas łączy. Jednak nic nie mówią. Pewnie nie chcą być wścibscy.



NiewinnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz