Rozdział 36

7 0 0
                                    

          Idąc powolnym krokiem nasycam się pięknem miasta. Zgiełk samochodów zaczyna zastępować cisza. Słychać tylko szum fal, które odbijają się o brzegi. Miasto usypia w moich oczach.

-Piękne prawda?

-Muszę przyznać, że tak- mówię wytrąciwszy się z zamyślenia- Jest tak cicho, spokojnie.

-A w około nie widać żadnej żywej duszy.

-I co z tego?

-A nic. Stań tutaj.

-Po co? Chcesz mnie wrzucić do rzeki?

-Widzę, że dziś same głupoty Ci przychodzą do głowy. Tym bardziej cieszę się, że nie zostawiłem Cię samej,  a teraz proszę stań tutaj.

Namówił mnie. Stojąc na moście przy samej barierce w pierwszym momencie czuję tylko zimne powietrze, które studzi moją rozgrzaną krew. Jednak, gdy emocje z ostatnich godzin mojego życia przechodzą w zapomnienie zauważam horyzont. Jest niezwykły. Woda odbija światła latarni, które miały podświetlać most. Daje to niesamowity efekt. Dzięki temu można dostrzec, że wszystko co znajduje się dookoła zmierza ku jednemu, malutkiemu punktowi, który wydaje się być centrum. Z zamyślenia wytrącają mnie dłonie Marca, które oplatają moją szyję i przechodzą niżej.

-Miałeś rację. Teraz dopiero mogę przyznać, że jest pięknie.

-Mówiłem- obraca mnie przodem do siebie- Ale wiesz... nie to tak na prawdę jest piękne, lecz Twoje oczy. Widać w nich taki spokój, ciepło, szczerość...

-Przestań!- mówię zawstydzona wtulając się w jego klatkę

-Zarumieniłaś się! Ale nie masz powodu bo to prawda- mówi, po czym próbuje mnie pocałować- Nie znam bardziej ułożonej dziewczyny. Powinnaś być przykładem.

Przejmuję inicjatywę. Nie mogę dłużej wytrzymać Marc tyle gada, zamiast działać. Pragnę dotknąć jego skroni, ust, całej twarzy choćby na moment. Widząc, jak powolnie i delikatnie rozchyla usta wiem, że chce tego, co ja. Czeka, aż go dopadnę. I w końcu. Nasze usta poruszają się namiętnie. Z każdym pocałunkiem muśnięcia stają się silniejsze, przy czym ja wyczuwam delikatną nutkę mięty. Czuję, że moje ciało płonie i chce bliższego kontaktu. Zwyczajny pocałunek nie wystarczy. Marc obezwładnia mnie przy barierce. Nie mogę się poruszyć, lecz mi to nie przeszkadza. Lubię, kiedy jest stanowczy i przejmuje inicjatywę. Łapie moją twarz, po czym ponownie zmierza ku biodrom.

-Ross jesteś taka niesamowita- łapie oddech

-A Ty za to wiesz, czego pragną kobiety- dyszę, a on wsysa się w moją szyję zostawiając na niej znaki- Marc!

-Jesteś piękna- mówi tak cichutko, że ledwo udaje mi się usłyszeć

-Może wrócimy do auta? Tutaj mógłby nas ktoś zobaczyć- proponuję, a on od razu przystaje na moją propozycję

W drodze do samochodu nie potrafimy się od siebie oderwać. Marc całuje każdy odkryty kawałek mojego ciała. Jedyne, co nas cieszy to fakt, że jest już po pierwszej nad ranem i nikogo nie ma w okolicy. Ludzie mieli by temat do rozmowy. Wiem, że nie postępuje właściwie ale pragnę go od tak dawna...

-Wsiadaj piękna- mówi Marc, po czym wsiada z drugiej strony

Marc nie owleka w bawełnę i od razu przechodzi do sprawy. Obydwoje wiemy, czego chcemy ale on jest przy tym taki zdecydowany. Widać, że nie jestem jego pierwszą dziewczyną, lecz nie będę mu teraz robiła z tego problemu. Automatycznie pomaga podnieść mi się z fotela i usiąść okrakiem na jego kroczu. Rozpina moją kurtkę, a następnie wkłada ręce pod moją koszulkę. W tym samym momencie ja dotykam jego torsu. Czuję jego mięśnie, które są napięte. Nie panując nad własnym ciałem pozwalam Marcowi, aby rozpiął mi rozporek. Delikatnym dotknięciem palców zaplata kółka na moim brzuchu i przenosi się niżej. Wiem, czego oczekuje ale nie jestem pewna czy ja jestem na to gotowa. Znamy się tyle lat ale dopiero teraz się do siebie zbliżyliśmy. Nagle doznaję uczucia, które nie jest mi znane.

-Marc- szepczę

-Cichutko Ross, cichutko. Nie bój się- uspokaja mnie spokojnym, stonowanym głosem

-To, to, to...

-Wiem piękna. Lubisz tak. Podoba Ci się prawda?

Nie mogąc wydusić z siebie, ani jednego słowa tylko dyszę. To uczucie jest takie obce, lecz przyjemne. Marc dotyka mojej pochwy w taki sposób... doprowadza mnie do szaleństwa.

-Jesteś taka wilgotna...- mówi

To prawda pierwszy raz w życiu czuję, że moje krocze jest, aż tak mokre. Nie wiem, jak to się stało. Niespodziewanie czuję, że jego palce wędrują głębiej, a moje plecy wychylają się do tyłu. Oplatam go rękoma na szyi i dyszę.

-Tak piękna. Właśnie tak. Nie ma drugiej takiej, jak Ty.

Czuję, że wszystko we mnie wrze i nie potrafię wypowiedzieć słowa. Jestem rozpalona. Wilgoć wzbiera jeszcze bardziej, a uczucie ustępuje. Marc powolnym ruchem wyjmuje rękę, dając mi przy tym ukojenie i możliwość dojścia do siebie.

-Byłaś niesamowita- przytula mnie

-Przestań. Raczej beznadziejna Ty tak dużo wiesz, a ja? Nie zaspokoiłam Cię

-Wystarcza mi, że jesteś taka niewinna. Okazujesz takie szczere uczucia. To, co na prawdę czujesz. Właśnie to mnie podnieca najbardziej.

-Na prawdę?- wtulam się jeszcze bardziej, po czym wyjmuję telefon- Może pojedziemy do mnie?

-To chyba nie najlepszy pomysł.

-Dlaczego?- pytam całując jego usta

-Carla...?

-Nie nocuje w pokoju. Przysłała mi wiadomość, że zatrzymała się u jakiejś koleżanki.

-Przekonałaś mnie ale zanim ruszymy może troszeczkę...

-Nie, nie, nie. Jedziemy już. Odpalaj.


NiewinnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz