Kolacja

4.8K 504 288
                                    

Byłem już spokojniejszy. Jednak tamto uderzenie trochę rozładowało moje emocje, te jednak bezustannie się we mnie zbierały. Wytarłem nos wierzchem dłoni. Adan popatrzył na mnie, a ja na niego. Jego głęboki oddech poruszył parę.

- Czego chcę... Na tą chwilę chcę cię po prostu ubrać i nakarmić, wyleczyć z czego będzie trzeba, a potem zapewnić ci życie jakie powinien wieść świadomy człowiek. Takie bez przymusu do kradzieży, i martwienia się o kolejny posiłek. W cieple i wygodzie, w warunkach dogodnych dla rozwoju. Chcę ci to wszystko dać w zamian za przestrzeganie paru zasad, za spełnienie paru moich próśb. Czy to na prawdę brzmi twoim zdaniem tak źle? 

Zamarłem. Brzmiał tak do bólu szczerze...

- N-nie... - przyznałem ze wzrokiem wbitym w podłogę. Wziąłem urwany oddech. "Próśb"... Nawet nie zawahał się za użyciem słowa "rozkaz". Jak na kogoś o władzy nie tylko realnej, ale też magicznej, był mniej wyniosły i władczy niż jakikolwiek bufon z miasta. Mówił do mnie jak do człowieka. Nie byłem dla niego bydłem? Śmieciem? Nie... Gra pozorów... Chce czegoś ode mnie, a do tego potrzebne jest mu moje posłuszeństwo... Niech nie myśli, że je ma, ale...

- Lyiar. - powiedziałem krótko, nie mogąc powstrzymać odruchu. Mężczyzna popatrzył na mnie ze zdziwieniem i niezrozumieniem. - Lyiar. T-tak mam na imię, a-ale nie myśl sobie czegoś dziwnego... Mówię to tylko dlatego, że przynajmniej już nie śmierdzę tym cholernym zadupiem...

- Dziękuję, ale nie przeklinaj.

- Mówiłem "nie myśl sobie". Nie słucham cię. Zasłużyłeś tylko na imię, no i może jeszcze na kolejne cmoknięcie pięścią w pysk. Kurwa. - warknąłem. Trochę wróciła mi odwaga. Wolne ręce były w tym istotnym czynnikiem. Cały czas jednak kuliłem się, co odbierało mi tej groźnej nuty. 

Czarownik westchnął.

- Jeszcze cię nauczę, Lyiar. Mamy czas. Nauczysz się tu wielu rzeczy. - nie wiadomo skąd w jego rękach pojawił się nagle śnieżnobiały materiał. Rozprostował go. Były to ubrania, a przynajmniej tak wniosłem po kształcie. Nie widziałem jeszcze takich. Spojrzałem na ubrania, a potem na siebie. Wciąż ociekałem wodą. 

Nagle prosto w moje ręce wpadł bardzo miękki, chłonny materiał.

- Wytrzesz się już sam? To mniej skomplikowane niż mycie, a już zwłaszcza to pierwsze. 

Z oporami tylko dlatego, że było to coś na kształt polecenia, wytarłem się pobieżnie. W końcu dostałem ubrania, w które wskoczyłem z takim pośpiechem, że o mało nie zaplątałem się w rękawy i nogawki. Kiedy w końcu nie byłem nagi, zauważyłem jak bardzo różniło się to od moich zwyczajowych luźnych koszul, i ciepłych płaszczy oraz spodni. 

Na ogół szybko marznę, a to było strasznie obcisłe, chociaż nie krępowało ruchów, no i cienkie.

- Pewnie czekają już na nas z kolacją. Chodźmy, Lyiar. - dreszcz mnie przeszedł. On zdecydowanie nadużywa mojego imienia. Może zdradzenie mu go było błędem?

Nie chciałem jeść, ale poszedłem za Adanem bez gadania. Jedyne czego chciałem, to odetchnąć w końcu suchym i zimnym powietrzem. Od tego chyba grzyb mi się rozwinie w gardle, albo zwyczajnie się utopię.

Po jeszcze krótkiej chwili brnięcia przez parę, dotarliśmy do drzwi, które mężczyzna z łatwością otworzył. Cholerny szarlatan...

Wyskoczyłem z łaźni. Stanąłem na tyle daleko od wejścia, by wylewająca się para nie mogła mnie dosięgnąć. Zaciągnąłem się powietrzem, wolnym od ogłupiających zapachów.

- Chodź za mną. Kiedy nie zna się drogi łatwo się tu zgubić. - ostrzegł, mimo że ja już po jednym prześledzeniu kilku z korytarzy doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Miałem już zrobić pierwszy krok  ślad za nim, ale nagle poczułem niepokojącą lekkość na szyi. Brakowało mi tam rzemienia, i obciążenia na nim. 

Drakonis Severus (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz