Korzystając z tego, że nasz lot zwolnił, wyrzuciłem ręce do góry, i śmiało krzyknąłem z euforii. Mój głos odbił się echem od szczytów, i strącił z nich lawinę, która potoczyła się falą w dól, łamiąc po drodze nieliczne drzewa. Ciekawe czy zasypie coś w mieście, może jebnie w głowę któregoś z tych wąsatych alfonsów w czystszej części tego krowiego placka każdej mapy. Spojrzałem w dół. Fakt, że nie spadłem już od jakiegoś czasu wystarczająco dodał mi odwagi, mogłem się więc spokojnie rozczarować, gdy lawina ledwo musnęła chodnik przy bramie wjazdowej do miasteczka. Syknąłem zawiedziony, a Adan zwrócł łeb w moją stronę. Patrzył na mnie pytająco. Schowałem twarz za jego szyją, żeby wiatr nie utrudniał mi mówienia.
- Nic, nie ważne...
- Czuję w tobie jakieś pragnienie. Jeśli mi je zdradzisz, to możemy razem coś zrobić, no wiesz... w kierunku jego spełnienia.
- Uh, brzmij mniej mądrze. Czuję się teraz jak debil.
- Powiedz o czym teraz myślisz. Jest coś co chciałeś zrobić, gdybyś mógł latać? - zapytał konkretniej, i to już potrafiłem zrozumieć, a w efekcie się nad tym zastanowić. Na moją twarz wypłynął psotny uśmiech.
- O naszczaniu na łeb burmistrzowi tego wypizdowa. - powiedziałem szczerze, a smok popatrzył na mnie zniesmaczony. - No co? Hej, chciałeś szczerości, zaakceptuj ją chociaż. - burknąłem obrażony, a gad chyba się zaśmiał. W moich uszach ponownie rozbrzmiał głęboki głos mężczyzny.
- Twoja twarz bardziej pasuje do przelecenia pod tęczą, albo dotknięciem gwiazdy, czy...
- Nie ma mowy, to marnotrawstwo daru! - oburzyłem się głośno, i patrzyłem w miedziane oczyska, chcąc mu przekazać w myślach jak bardzo spadł w moim rankingu mądrych ludzi po tym swoim stwierdzeniu. Tym razem to stwór pierwszy zakończył kontakt wzrokowy. Czułem się jak pogromca bestii normalnie. Niestety nie było to wcale takie kolorowe. Smok odwrócił głowę z innego powodu. Nagle gwałtownie obniżył lot, pazurami żłobiąc wręcz świeży śnieg.
- Nie mogę pochwalać twojego obrzydliwego życzenia... - niech szlag trafi tego porządnego dupka, pewnie ma za małe jajka, żeby w ogóle... - Ale mogę pozwolić na jakąś śnieżkę.
- Dobry smoczek, cacy cacy smoczek. - pochwaliłem go, i pogłaskałem gładkie łuski na jego szyi, na co ten zamruczał z zadowoleniem. Uznałem to za dobre okoliczności na negocjacje. - A może jakaś śnieżka, i... Średnio ostry sopel? - wyszczerzyłem się błagalnie, ale stanowcze warknięcie skutecznie pozbawiło mnie nadziei na małe zabójstwo. - Wszystkiego mi zabraniasz... - obraziłem się, i zamknąłem oczy by dać mu odczuć.
Niespodziewanie jednak spadł na mnie zimny aż do parzącego stopnia śnieg. W normalnych warunkach pewnie wpadłby mi na koszulę, ale że tej na szczęście nie miałem, to było jeszcze gorzej! Pisnąłem, wyginając plecy w dreszczu, a ten chuj niemyty się z tego zaśmiewał, i jeszcze raz w specyficzny sposób szarpnął skrzydłem, na które zebrał sypki puch. Ten w efekcie poleciał na mnie z wiatrem, i oblepił moje półnagie ciało z każdej strony.
No cham skończony!
Wkurwiłem się, więc zebrałem śnieg do ręki, i w odwecie wtarłem go w skórę smoka. Zadrżał pode mną w dreszczu, ale niestety śnieg w kontakcie z jego ciałem natychmiast roztapiał się i parował. Z jednej strony to ciepło było korzystne również dla mnie, ale z drugiej... No czyniło tą zemstę wybitnie niesatysfakcjonującą.
- Nie marnuj śniegu, bo możesz nie trafić w burmistrza za pierwszym razem. - zamruczał Adan, na co ja prychnąłem, formując w czerwonych palcach kolejne śnieżki. Odkładałem je między bardzo poręczne i przydatne wypustki na grzbiecie smoka, który wyglądał coraz bardziej jak bałwan. Adekwatnie do charakteru przynajmniej. Zważyłem kulkę w dłoni, sprawdzając jak mi się ją podrzuca i trzyma.
CZYTASZ
Drakonis Severus (bxb)
FantasyMieszkańcy jednego z wielu Podgórz już od wieków wpatrują się w lśniący białym śniegiem szczyt. Kiedy podróżny podczas przechadzania się po bardzo zwyczajnych, zwyczajnie brudnych i nadzwyczajnie zwyczajnie zatłoczonych uliczkach zawiesi oko na grup...