- Wszyscy? Czyli jednak? Ktoś już ci to robił? Przypominasz sobie coś? - chyba wdepnąłem w jego sidła, i wygadałem za dużo.
- Nie pamiętam, to chyba oczywiste. - sarknąłem, jednak po tym czego się tutaj dowiedziałem, opcja z zaklęciem zadziwiająco dobrze pasowała do wszystkich luk. - Zresztą, nie istotne. Może ktoś zgwałcił mnie w zaułku, nie chciał żebym od razu po tym podciął gardło sobie i jemu, i mu się ręka omsknęła. Wyciął za dużo. - powiedział smętnie, bo to nie była przyjemna myśl. Jeśli okazałaby się prawdą, dziękowałbym za brak wspomnień. Adan patrzył na mnie badawczo, starając się pewnie stwierdzić czy mam podstawy do snucia tego typu teorii. Szybko stwierdził, że nie.
- No dobrze, nie chcesz drążyć teraz, rozumiem. Chodźmy stąd. Nie ma sensu tu marznąć. - wziął mnie na ręce w bardziej stabilny i wygodny dla nas obojga sposób. Machnął mniej obciążoną ręką, a odłamki na ziemi wzleciały, i złożyły się w kulę, która ponownie zaczęła swoją wędrówkę pod sufitem, a ozdabiało ją zaledwie kilka rys. Magia. Równie piękna co chora.
- A... A gdzie idziemy? - zapytałem, gdy przekroczyliśmy drzwi dziwnej komnaty. Za nimi Adan niespodziewanie położył mi dłoń na oczach. - Hej! Co jest?!
- Spokojnie. Nie chcę byś znał drogę do tego miejsca, to niepotrzebne ryzyko. Jeśli masz wielką, ogromną potrzebę, będziesz mógł mnie poprosić bym cię tu zaprowadził, a jeśli nie chcesz ręki, mogę cię też magicznie oślepić.
- Uh... Wolę rękę. - mruknąłem, przestając próbować pozbyć się tego czegoś z oczu.
- No widzisz. Wiem co dla ciebie dobre. - zaśmiał się, i chyba w jakimś dziwnym odruchu musnął moje czoło wargami. - A idziemy byś i ty mógł odpokutować swoje winy. Słowem: wyciągnę teraz konsekwencje z twojego zachowania.
- C-co? Będzie... będzie bardzo bolało? - chciałem na niego zerknąć, by rozmiękczyć jego serce swoim spojrzeniem, ale po chwili zrozumiałem bezsensowność tego zabiegu. Trochę pokrzepił mnie dźwięk jego śmiechu.
- Nie będzie bolało, chyba że będziesz to robić po ciemku, wtedy rozbolą cię oczy. - jego humor był już wyraźnie poprawiony, za to mnie serce coraz bardzie stukało w piersi. O co mogło mu chodzić?
Ściągnął mi rękę z oczu dopiero przed dobrze znanymi mi drzwiami do mojej komnaty. Jak zwykle popchnął te do nienormalności ciężkie drzwi z łatwością, i wniósł mnie do środka, od razu kładąc mnie... Ha! Nie na łóżku. Tym razem usadził mnie na krześle przed toaletką z lustrem, tą obok regału z księgami. Patrzyłem na niego uważnie, kiedy stanął naprzeciw mebla pełnego tomów różnej zawartości, przebierał w nich, cały w skowronkach.
Jak on to robi? Wydawał się zdenerwowany, tam, przy pomniku. Nawet przeklął, a teraz docierało do mnie jak dziwnie było to usłyszeć. Teraz jest spokojny, i do tego wygląda na szczęśliwego, jakby zapomniał co zrobiłem, co słyszałem. Czy to przeze mnie? A może... dzięki mnie?
Jakoś tak lekko się zrobiło w moim wnętrzu na tą myśl. Coś tam się rozświetliło. Nawet moich zleceniodawców nie uszczęśliwiałem bezpośrednio ja, bo przecież żądałem zapłaty. To łup ich cieszył. Teraz było inaczej, i podobało mi się.
Patrzyłem na niego uważnie do czasu, gdy niespodziewanie i on zajrzał w moje odrobinę rozmarzone oczy. W rękach miał już książkę, którą przyciskał do piersi, ale mimo to widziałem, iż jest to jedno z bardziej zużytych, a jednocześnie najcieńszych tomiszczy. Zamrugałem kilka razy by przerwać niewygodnie intymny kontakt wzrokowy.
- No dobra, co to? Oprócz tego że ewidentnie siedlisko pleśni. - zapytałem lekko zachrypniętym głosem, który wiał sarkazmem, jednak nie było to przesycenie. Według mnie brzmiało w miarę przyjaźnie. Starałem się. Mimowolnie wciąż byłem wdzięczny za niezabicie mnie na miejscu. Niech moim "dziękuję" będzie ta mniejsza dawka jadu w całej tej naszej wymuszonej koegzystencji, bo to słowo nie przeszłoby mi aktualnie przez gardło za żadne skarby.

CZYTASZ
Drakonis Severus (bxb)
FantasyMieszkańcy jednego z wielu Podgórz już od wieków wpatrują się w lśniący białym śniegiem szczyt. Kiedy podróżny podczas przechadzania się po bardzo zwyczajnych, zwyczajnie brudnych i nadzwyczajnie zwyczajnie zatłoczonych uliczkach zawiesi oko na grup...