- C-co? Czego ty ode mnie chcesz? - powiedział drżąco, ale starałem się by brzmiało to bardziej wściekle niż... pizdowato. Nie wiadomo kiedy w mojej ręce pojawił się grzebień z zaostrzonym końcem. Byłem przygotowany na własnoręczne wyeliminowanie obecności w pokoju, a przynajmniej do tego próby. Dla własnego świętego spokoju. Ten głos mnie przerażał. Było w niem coś tak naturalnego, on nie był tylko zaklęciem lub iluzją. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, gdy ostatnie parsknięcie odbiło się od ścian, a potem... Wróciło do mnie pokrzepiające uczucie samotności. Dzień nareszcie się kończył, słońce za oknem gasło, ogrzewając pomarańczowym światłem moją zbladłą twarz.
Po takim czymś chyba nic dziwnego, że nie zasnąłem. Nie wiedziałem jak zostawić światło. Te jak zwykle zgasło gdy tylko napadła mnie senność. Jak to działało? Nie miałem siły się zastanawiać. Nawet snucie teorii nie mieściło się w moim przerażonym umyśle. Uznałem łóżko za obiektywnie najlepsze miejsce do przeczekania tej nocy. I następnej. I kolejnej. Całego życia.
***
Każdy szmer był zabójczy. Dzięki bogom, którzy jak raz postanowili mnie choć trochę podnieść na duchu, światła w pokoju reagowały na mój puls, a jako że przez całą noc krew szumiała mi w uszach, ciemność nie miała szansy mnie dorwać.
Po takim czymś następny dzień był okrutnie męczący. Na śniadaniu twarzą mało nie wpadałem do owsianki, którą również ledwo skubnąłem. Maya próbowała mnie prowokować, ale zignorowałem ją ostentacyjnie. Koniec śniadania. Adan patrzył na mnie wyjątkowo ukradkowo. Jakby się tego wstydził.
- Spierdalaj... - westchnąłem cicho, sam do siebie. Grzecznie poczekałem aż te wszystkie... eh... nawet nie chce mi się ich nazywać w kreatywny sposób, więc poczekałem aż te wszystkie kurwy wyszły, aż Adan otworzy mi ścianę, a potem obok siebie i bez słowa przebyliśmy korytarz. Gdy dotarłem do pokoju, czarownik życzył mi miłego dnia.
- Miłego... Mam nadzieję że ciebie też coś prześladuje, bo ty na to zasłużyłeś. - mruknąłem, na co on, hurra kurwa, przestał mnie zlewać.
- Lyiar... Przeprosiłem za tamto, nie powinieneś być zły. Przecież sam się denerwowałeś kiedy cię tylko dotykałem. Powinieneś być mi wdzięczny. - powiedział ze spokojem, w którym wydawało mi się wyczułem smutek, ale co mnie to obchodzi. Nie no, może jednak bardzo, bo słowa mężczyzny sprawiły, iż musiałem mocno zaciskać zęby.
- Ale jak widać nie jestem. Przestań mi wysyłać sprzeczne sygnały, przestań sobie ze mną igrać, bo głos ze ścian jest ze mną bardziej szczery niż ty, gościu który "chce dla mnie dobrze". Idę poczytać, więc odwal się już. - powiedziałem smutno, po czym pozwoliłem ciężkim drzwiom na zamknięcie się za mną. Oparłem się o nie, zatopiłem twarz w dłoniach, i przekonywałem siebie przez chwilę, że jakiekolwiek nie jest to zaklęcie, ja jestem od niego mądrzejszy. Zgarnąłem zaczętą książkę, i kontynuowałem lekturę na łóżku.
W pokoju musiałem bardzo się skupić by nie czuć dyskomfortu związanego z stale istniejącym niepokojem. Chyba przyjdzie mi się do niego przyzwyczaić, i wcale mnie to nie cieszy.
***
Dzień za dniem coraz bardziej traciłem rachubę. Wszystko wyglądało podobnie, odkąd czas przestały mi "umilać" rozmowy z innymi, "sympatycznymi" lokatorami zamczyska, lub z Adanem, który unikał mnie wręcz bezczelnie jak na kogoś kto mnie tu chciał mieć. Odskakiwał gdy tylko ktoś szturchnął mnie w jego stronę. Zaczął też zwiększać dystans względem cycatej hałastry, co oczywiście, no bo jakżeby inaczej, zwalono na mnie. Wnioskuję po tym jak zwiększyła się ilość wrogich łypnięć w moją stronę przy każdym posiłku.

CZYTASZ
Drakonis Severus (bxb)
FantasyMieszkańcy jednego z wielu Podgórz już od wieków wpatrują się w lśniący białym śniegiem szczyt. Kiedy podróżny podczas przechadzania się po bardzo zwyczajnych, zwyczajnie brudnych i nadzwyczajnie zwyczajnie zatłoczonych uliczkach zawiesi oko na grup...