Skandal

3K 340 69
                                    

Wróciliśmy już jakiś czas temu. Podłoga, na której leżeliśmy bez życia, była jak zwykle lodowata, więc szybko zmieniłem nasze ustawienie, i wturlałem się na pierś brunet. Położyłem się na plecach, tak jak wcześniej wbijając mętniejący wzrok w odległe sklepienie jaskini. Dlaczego byliśmy akurat tam? W miejscu gdzie masa zimnego powietrza wpływała przez korytarz wielkości odpowiedniej dla tego by ogromniasty smok mógł przez niego swobodnie wyjść? Odpowiedź jest prosta, i jakże nieprzyjemna. Alkohol zaczął się na nas mścić. Nawet własny oddech zaczął mnie doprowadzać do szaleństwa, a głowie coś mi się łomotało, jakby zaraz masa szarańczy miała wysadzić moją czaszkę.

Czyli tak wygląda kac po mocnym winie? Ciekawe doświadczenie, nie powiem... Tortura godna uwagi inkwizycji. 

Cóż, przynajmniej nie cierpiałem sam. Pod sobą słyszałem ciche pomruki Adana. Nadal nie używał przekleństw, ale ich dziecinne zamienniki były chyba równie satysfakcjonujące. 

- Za jasno tu. - stwierdził, a ja mu przytaknąłem. - I za głośno. - znowu musiałem się z nim zgodzić, dźwięk wiatru ocierającego się o śnieg był nieznośny. - A to wszystko twoja wina. 

- Hej, ja cię nie poiłem na siłę, co innego ty. - przeniosłem ciężar swojego ciała tak, by najmocniej naciskać na brzuch tego idioty. Zaraz błagał o wybaczenie, zmuszony do zamknięcia mordy przez mdłości. Zaśmiałem się zwycięsko, na co on od razu zakrył mi usta. Cisza... Tak dobrze podkreślała kroki za ciężkimi drzwiami. Znowu zachichotałem, chociaż nie było tego prawie wcale słychać. Udałem chód dwoma ze swoich palców, maszerując nimi po klatce piersiowej Adana do góry, prześlizgując się po szyi, a ostatecznie zatrzymując się na wysokości jego ust. Przejechałem po wargach kciukiem, czując jak te są zimne, jak drżą. 

Były miękkie. Czy dziewczęce też takie są? Dotknąłem własnej twarzy. Moje wargi były całkiem podobne, może odrobinę pełniejsze, ale za to mniej szerokie. 

- Lyiar...

- Cicho, patafianie... - obróciłem się na brzuch, i zbliżyłem twarz do jego ust. Nim się obejrzałem, nasze wargi otarły się o siebie. Przymknąłem oczy, ale po tym jak usta mężczyzny stwardniały, domyśliłem się, że był zszokowany. Ja nie mniej. Co mnie popchało do takiego działania? Jaki impuls? Nie miałem pojęcia. 

Byłem za to pewien co zakończyło tą całkiem spontaniczną sytuację. 

Skrzypnięcie drzwi, i stękanie kogoś, kto je popychał. Nie miał tyle sił co czarownik, to jasne. Ten ktoś dyszał, ale zaraz przerwał, zaciągając powietrze w niemym niedowierzaniu. 

Co jest? 

- P-panie? - otworzyłem szeroko oczy, słysząc bardzo znajomy głos dziewczyny, która najwięcej do mnie mówiła. Cholera! - C-co wy... Czemu... - dziewczęcy ton, pełen zdezorientowania, coraz bardziej nasiąkał histerią. Adan nagle złapał mnie za policzki, i sam nas rozłączył. Spojrzałem w jego zdezorientowane oczy, a potem z w tym samym momencie zwróciliśmy wzrok ku drzwiom, ku podpierającej je, drobnej brunetce ze łzami w oczach. Spodziewałem się, że mężczyzna zrzuci mnie z siebie, pobiegnie wmawiać jej, że to nie tak. Rozczarowałem się.

Adan, owszem, wstał, ale przytrzymując mnie blisko swojej piersi, więc nie upadłem, mimo potężnych zawirowań we wnętrzu mojej głowy.

- Alisso, uspokój się, proszę. Co tutaj robisz? - zapytał tonem, który wręcz wymuszał odpowiedź, i porzucenie na jej rzecz każdego tematu. Dziewczyna nie oparła się tej mocy. 

- Ja... Ni-nie zjawiłeś się na kolacji... Wszystkie się martwiłyśmy, więc zaczęłyśmy cię szukać, i... Ja czułam ciepło, w łaźni zebrało się więcej pary, domyśliłam się, że wyleciałeś. Chciałam p-pomóc, a-ale dlaczego ty... - byłem pewien, że jej myśli wróciły do tego co tu zobaczyło, na co moje wnętrze wyraźnie się rozpaliło, zaczęło parzyć wstydem. Wiedziałem, jaki miała stosunek do mężczyzny, więc mogłem się domyślić, co taki widok dla niej oznaczał. Jak mogła się po tym czuć. Reszta alkoholu wyparowała ze mnie w ułamku sekundy. Natychmiast odsunąłem się od Adana, i w bardzo nieznaczącym nic geście wystawiłem rękę w stronę brunetki. Jej szklane spojrzenie spełzło na mnie. Smutek w oczach koloru ciemnej, letniej trawy nagle stwardniał w ostry gniew, tnący jak wspomniane źdźbła. Obwiniała mnie, na pewno, ale sądząc po tym jak intensywnie wierciła mnie tym wzrokiem, całość winy spadła na mnie. Na pewno w jej głowie i w historii jaką sobie ułożyła by wyjaśnić to co się tu stało, to ja jestem tym, który uwiódł "jej" mężczyznę. Byłem pewien, że jeśli dam jej odejść bez wyjaśnienia wszystkiego, to taką też historię przedstawi reszcie zamkowych dziewczyn, również wpatrzonych w Adana. Serce mi stanęło na tą myśl. Stanę się wrogiem! Największym rywalem, i znienawidzonym przez wszystkich zdrajcą.

Adan, czując moje spięcie, odrobinę mocniej ścisnął mnie w swoich ramionach.

- Wytłumaczę Ci wszystko, tylko nie rób nic głupiego. - mężczyzna również wyciągnął rękę, jakby trzymał na dystans niebezpieczne, na wpół oswojone zwierzę. Jego głos tylko to potwierdzał. - Alisso, nigdy cię nie okłamałem, prawda? Nigdy nie zobowiązałem się do niczego, nie zgrzeszyłem. To nie jest zdrada. - tłumaczył jej, ale ona tylko kręciła głową, chcąc odgonić od siebie jego słowa. Jakimś cudem wiedziałem co się dzieje we wnętrzu jej głowy. Rozumiałem to, współczułem jej, ale nie zmieniało to faktu, że teraz nie mogłem bardziej przyznawać się do winy. Niespodziewanie dziewczyna zaczęła się cofać, robiąc krok za drzwi.

Aura obejmującego mnie mężczyzny poruszyła się w panice.

- Alisso, nie rób... - przerwało mu trzaśnięcie drzwi, które zamknęły się przy sile własnego ciężaru. Zniknęła. Uciekła. Tupot jej drobnych stóp w mojej głowie rósł do rangi trzęsienia ziemi. - Psia krew... - dłoń mężczyzny nerwowo zacisnęła się na moim ramieniu. Spojrzałem na niego, bardzo pragnąc by to odwzajemnił, jednak miedziane oczy wciąż celowały w zamknięte wrota. Myślał intensywnie, od czego metaliczne, zazwyczaj bystre tęczówki mętniały. Puścił mnie.

- Co teraz? - zapytałem, wiedząc zawczasu, że jego odpowiedź, o ile w ogóle padnie, nie usatysfakcjonuje mnie.

- Ja... Ja nie wiem... - odsunął się na krok. Potem na dwa kolejne, i następne, aż stanął pod ścianą. Ukrył twarz w dłoniach. - Znowu to samo... Będą z tego kłopoty.

- Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - zapytałem, zbijając go z pantałyku.

- Ta... Znaczy zależy co masz na myśli. - zaplątał się chwilowo.

- Zamknij mnie w wieży. - powiedziałem, wolnym krokiem kierując się do drzwi. - Bo jeśli się okaże, że po przejażdżce na smoku, to niewiasty uduszą mnie w nocy poduszką, będę bardzo zasmucony.

- Rozumiem. Nie, nie zamknę cię. Jakoś to wyjaśnimy. - obiecał, otrzepujac nerwowo swoje ubrania z kurzu. Jego naiwność była śmieszna.

- Argumenty do nich nie dotrą. - powiedziałem z pewnością, co od razu spotkało się z jego zaskoczonym spojrzeniem. Westchnąłem smutno. - Naprawdę, można to zauważyć w każdej bajce. Zakochani ludzie nie słuchają argumentów. - spojrzałem na własne, marznące stopy, i kopnąłem topniejącą śnieżkę. - Czy możemy... Wszystko zrzucić na alkohol? Upitym ludziom zdarza się robić głupstwa.

- Uważasz, że to było głupstwo? - zapytał ze smutkiem, a ja ważyłem odpowiedź. Moje knykcie zbielały, od zaciskania dłoni na zimnej klamce.

- Zdecydowanie. - odpowiedziałem, i nie chcąc słyszeć odpowiedzi, wyszedłem na korytarz.

Siedzę w domu, więc teoretycznie powinnam mieć więcej czasu na pisanie, ale dom się sam nie posprząta. Stąd to opóźnienie, którego postaram się już następnym razem unikać. A tak poza tym, to zaczęłam sobie pisać wiele rzeczy na raz, bo mi się nudziło, więc może niedługo wrzucę jakąś nową książkę, albo jakiś zbiór one-shot'ów...

Drakonis Severus (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz