Dodatek: Gniazdo

1K 73 54
                                    



Światło przemykało się przez zasłony, delikatnie kiwane przez przeciąg. Czułem jak jasna szrama przebiega moją twarz niemal idealnie na linii oczu, i jakby tego było mało, miga i fryga, przyprawiając mnie o mdłości. Ciężki, biały materiał musiał zachowywać się jak wahadło, na zmianę przepuszczając i znów blokując zakradający się do pokoju poranek. 

Była to gorsza tortura niż gdyby przeciągle mnie porażało, do czego z czasem bym się przyzwyczaił i znowu zasnął, ale nie, oczywiście że nie. Przecież księżniczka wstaje razem ze słowikami i słoneczkiem. Uh... Jeszcze raz mi coś zatrela za oknem, to zacznę miotać bamboszami. 

Odruchowo już wyciągnąłem rękę na bok, nawet nie próbując otwierać oczu. Jak co noc, we śnie moje ciepłolubne ciało uznało że wystarczy mu już smoczego żaru, przez co odsunąłem się na drugi brzeg łóżka. A wyraźnie pamiętałem jeszcze zasypianie poprzedniego wieczora na umięśnionym ramieniu Adana. Teraz moja głowa zwisała na materac. Brakowało mi czegoś pod karkiem do wygody absolutnej. 
Moja dłoń prześlizgiwała się po pościeli, wygładzając ją na zmianę z burzeniem ledwo co wyprostowanej tafli, jednak oprócz obiecujących fałdek materiału, niczego nie napotkała. Przysunąłem się bliżej środka łóżka, aż moje palce znalazły jego drugi kraniec. Nie było kogo szturchnąć by uszczelnił zasłony. Adana nie było obok.

Ta myśl natychmiast zmotywowała mnie do otwarcia oczu. Słońce prażyło mi teraz tył głowy, gdy nerwowo go unikałem, a z drugiej strony starałem się jak najlepiej rozejrzeć po jasnej, minimalistycznej komnacie. Była okrągła, wysoka. W sumie podobna do tej w której ulokował mnie niespełna trzy lata temu. Przypominała ją jednak jedynie architekturą. Komnata nie błyszczała jak wnętrze perły, była o wiele czystsza, ale nie lśniąco, bardziej jałowo. Przynajmniej tak było zanim wpuścił do niej mnie, chaotycznego zbieracza, który lubi mieć wszystkie swoje ulubione rzeczy pod ręką. 

A jeśli o tym mowa... Gdzie się ten gad znowu podział? 

Wysunąłem nogi spod kołdry i zrzuciłem je z łóżka, przez chwilę kiwając stopami nad chłodną posadzki. Przyciągnąłem do siebie parę puszystych kapci i przeciągając się jak kot zszedłem na ziemię. Z ziewnięciem zeskrabałem z tyłka nocne zdrętwienie i poczłapałem do toaletki, w której ogarnąłem senną twarz, zaplotłem już niesamowicie długie włosy, a gdy byłem gotowy, wyruszyłem na poszukiwania mojego zaginionego chłopa. Zakręt, w lewo, w prawo, potem prosto do schodów w dół i lekkiego zarysu drzwi na pozornie niepozornej ścianie. Kierowało mną przeczucie gdy po cichu wypowiedziałem zaklęcie. Ściana usłuchała i usunęła się z mojej drogi. Ciepło i zapach kuchni uderzył mi w nozdrza, aż się cofnąłem. Zza przysłony pary znad garnka spoglądały na mnie oczy jak rozgrzane słońcem miedziaki. Kamień z serca... Daleko mi nie zwiał, a intuicja mnie nie zawiodła. A już się martwiłem że znowu gdzieś się zaszył, żeby biczować się przeszłością, w samotności i ciszy. 

To nie tak że go nie rozumiałem... Ten zamek stał się dla nas wymarzonym domem, ale miał swoje mroczne strony, miejsca i historie. Właśnie dlatego śniadania i wszystkie posiłki przeniosły się z pustej, oficjalnej jadalni do małej kuchni, wcześniej służącej raczej jako miejsce do uprawiania hobby niż faktycznego użytku. Zaopatrzyliśmy ją w duży jak na dwie osoby stół, ustawiony przy ścianie i okryty obrusem w czerwono białą kratę. Pomieszczenie z czerwonej cegły pachniało ziołami i przyznam szczerze, oprócz sypialni było moim ulubionymi pomieszczeniem. Kojarzyło mi się tylko z nim i z obieraniem i krojeniem ziemniaków do potrawki. 

Wpatrywałem się w niego z ciekawością, on we mnie trochę zmieszany. Trwało to aż nie zauważył kątem oka że garnek nad którym stoi właśnie kipi sobie w najlepsze. Mężczyzna natychmiast odskoczył, a potem pochwycił w dłoń drewnianą łyżkę, szybko rozganiając nią pianę, chociaż ta i tak syczała już na ogniu. 

Drakonis Severus (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz