Co zrobić? Co zrobić?! No co!? Chyba najbardziej sensownym wyjściem będzie tutaj walenie głową o ścianę. Może jak trafię w skroń i stracę przytomność, to szarlatan oszczędzi mi powolnego topienia w smole.
By wyżyć się z paniki, narastającej w miarę coraz głośniejszych kroków w oddali, biłem pięścią w kamień, aż mnie rozbolały knykcie. Łypnąłem na drzwi z drugiej strony komnaty. Wejście było pomniejszone przez odległość. Każdy metr dalej od niego był moją szansą. Nie mogę jej zaprzepaścić staniem w miejscu jak głupi. Nie mam wymówki, więc jedyne co mi pozostaje to ukryć się gdzieś, i mieć nadzieję, że Adan zmierza tutaj tylko w celu złapania intruza, i gdy nikogo nie znajdzie, zwyczajnie stąd wyjdzie, a wtedy... A wtedy utknę tu, i umrę z głodu w miejscu w którym ktoś notorycznie wmusza we mnie jedzenie. Ironia losu? Raczej skurwiałość tegoż.
W każdym razie, nie myślałem już więcej, bo przyprawiało mnie to tylko o ból głowy, i wcale nie polepszało mojej sytuacji, tylko podbiegłem pod pomnik, i mimo iż sam jego widok wkurwiał mnie w jakiś irracjonalny sposób, stanąłem bardzo blisko jego podstawy, tak aby uśmiechnięty pogardliwie kamulec ukrywał mnie przed osobą, która potencjalnie miałaby wejść przez drzwi. Starałem się, by moja skóra nawet na chwilę nie zetknęła się z parzącym zimnem głazem.
Wstrzymałem oddech. Skrzyp drzwi.
Czyli w tym "idealnym" miejscu drzwi też skrzypią?
Szlag, niepotrzebnie o tym myślę. Skup się na strachu, i na utrzymaniu pęcherza w ryzach. To był mój plan. Wielka improwizacja, z której mam wyjść nie nadszarpując godności.
Mój mózg się wyłączył, a moja ręka powędrowała na usta. Przyciskałem ją tak mocno, jakbym podświadomie chciał się udusić. Kroki. Powolne, ostrożne kroki w moją stronę. Przekroczył próg. Jest niepewny. Szuka intruza wzrokiem, ale niestety nie daje się zwieść pierwszemu wrażeniu. Wszedł głębiej. Kolejne trzy kroki, bardziej pewne. Nie bał się. Wie, że nikt nie może mu tutaj zagrozić. Nazwałbym to głupotą, ale nie tym razem, kiedy to akurat miał rację. On mógł sobie na to pozwolić. Czułem jak podchodzi. Jak jest coraz bliżej usłyszenia mojego szalejącego serca.
Wtem kroki ustały. Zaledwie metr z hakiem od zobaczenia mnie za rogiem pomnika, a on się zatrzymał. Zadrżałem. W jakiś sposób wiedziałem, że właśnie położył dłoń na posągu. Dotarło do mnie jego westchnienie, a potem figura znowu zaczęła się rozświetlać, zaczynając od miejsca gdzie prawdopodobnie leżała jego ręka. Tym razem blask był inny. Zamiast niebieskiego, pomieszczenie rozświetliła znajoma mi, fioletowa barwa.
- Dlaczego tylko tyle... Kiedyś świeciłaś jaśniej. Nie chcesz mi powiedzieć, ale jesteś zła. Nie rozumiem tego. Staram się, przecież widzisz, ale... ale ja nie mogę szybciej. To by było niebezpieczne dla nie... Dla was wszystkich, a ja nie mogę tego zrobić. I nie wypominaj mi, że obiecałem, bo wiem co mówiłem, ale nie było mowy o tym! Kiedyś... taka nie byłaś. Dlaczego to wszytko... Wszystko tak szybko się zmieniło.
Z każdym jego słowem moje oczy otwierały się coraz bardziej. Nie powinienem tego słuchać. Nie powinienem! Nie wiem nawet, o co może chodzić, lecz jeśli on uzna, że jest inaczej, kto wie co mi zrobi. Jego ton był smutny. Zwracał się do posągu? Tak, to raczej jasne. Zna ją? Z zamyślenia wyrwało mnie jego gorzkie parsknięcie. Wyśmiewał coś. Samego siebie.
- Powinienem ci to powiedzieć prosto w oczy, a zamiast tego gadam do skalnego bloku. Jestem takim tchórzem... - mówił już tonem zbliżającym się do płaczliwego. Niespodziewanie podskoczyłem. Adan uderzył pięścią w rzeźbę tak mocno, że posypał się z niej pył. - Nie ważne co zrobię, ty i tak nic mi nie mówisz! Wciąż coś ukrywasz! Najpierw... najpierw to, a teraz... on. Czy to przeze mnie? Przeze mnie coś mu zrobiłaś?! Kurwa mać, skończ z tą gierką! - krzyknął, a od tego zatrząsł się już nawet sufit. Jedna z oświetlających salę kul, która szybowała akurat nade mną, poleciała w dół, a ja z piskiem odskoczyłem zanim rozpędzony przedmiot zdążył się rozbić na mojej głowie.
W odruchu nie pomyślałem czy taki rodzaj śmierci nie będzie w tej chwili dla mnie korzystniejszy. Mam do czynienia z wariatem, albo gorzej.
Ze skrzywdzonym człowiekiem u władzy. Wtedy już po mnie. Od zawsze byłem idealnym przedmiotem do wyładowania swoich negatywnych emocji zebranych na jakimkolwiek froncie.
Dziwne. Choć jestem tego pewien to nie mogę podać żadnego przykładu. Patrzyłem na ostre odłamki kryształu, które znaczyły miejsce mojej niedawnej kryjówki, podczas gdy zaskoczone spojrzenie Adana było wymierzone we mnie niczym kusza. Czułem się jak na muszce. Przez chwilę kłapałem ustami jak ryba wyjęta z wody. Co mam mu powiedzieć? Może lepiej milczeć niż zaklinać rzeczywistość, jakobym nic nie słyszał?
- Um... A-Adan, ja nie... T-to nie tak jak...
- Lyiar, nie. Przestań. Chociaż ty nie kłam mi prosto w oczy. Możesz mieć mnie za głupca w milczeniu, ale nie rób go ze mnie. Słyszałeś wszystko? - chwilę się wahałem, ale słysząc jego spokojny, smętny ton, pokiwałem głową zgodnie z prawdą. Czy zajebie mnie za kłamstwo i przyjście tutaj, czy tylko za to drugie... Już po mnie.
- Przepraszam... To na prawdę nie tak! Bo ja chciałem wiedzieć czemu... a ty mi nic nie mówisz, więc Alissa powiedziała że... - złapałem się za usta za późno. Powiedziałem za dużo. Spojrzałem z paniką na twarz czarnoksiężnika, szukając w niej oznak gniewu, lecz on tylko patrzył na mnie dziwnie, i o dziwo na pewno nie wrogo. Spuściłem pokornie głowę. Buta w tym momencie mogłaby mnie zgubić. - To wszystko... Moje życie nagle się zmieniło, a wszyscy wokół milczą jak zaklęci. To okropne uczucie, ale ty pewnie i tak nie rozumiesz... Proszę, nie krzywdź mnie. - wypłakałem ostanie zdanie. To również była prawda. Moje serce pękało ze strachu i bólu nieznanego źródła, otwierając się przy tym. Wszystko z niego wypływało w eter.
Zdziwiłem się gdy mężczyzna złapał mnie delikatnie za ramiona, i leciutko podniósł moją twarz za podbródek. Szukał czegoś w moich oczach, nie wiedziałem czy znalazł, ale chyba spełniłem jego oczekiwania, bo uśmiechnął się subtelnie.
- Nie skrzywdzę. Rozumiem cię Lyiar. Uwierz mi na słowo. - zaśmiał się chicho, jakby przypadkiem mu się to wymsknęło. Kilka takich parsknięć potem śmiał się już niekontrolowanie. - Jak mogłem być tak głupi... Przecież ja rozumem cię jako jedyny tutaj, a zamiast pomóc ja... Przepraszam cię. - Myślałem, że coś wewnątrz mnie eksploduje, kiedy przytulił mnie do siebie ciepło, unosząc mnie przy tym nad ziemię, bym nie ryzykował wbiciem sobie w nogi kryształowych drzazg.
Co? Co? CO? Dlaczego to mnie przeraża bardziej niż jakakolwiek kara! Ta jego nieprzewidywalność... Nie potrafię go przejrzeć, nie ważne co. Kiedy zdaje mi się że już jestem blisko, dzieje się właśnie to. Zaprzecza wszystkim moim myślom o nim.
- Ale jak to? Nie jesteś zły? Przecież nie wpuszczasz tu nikogo... - mruknąłem w jego ramię, swobodnie na nim wisząc. Jego pierś ponownie zadrżała w śmiechu.
- Od teraz nikogo oprócz ciebie. Musimy się wspierać. Obaj coś straciliśmy, nas obu dręczą pytania. Czy... czy dasz radę mi wybaczyć? Za to wcześniej. Nie powinienem cię obwiniać. Nie wiem jak to się stało, lecz to nieistotne. Ważny jesteś teraz ty. Ty i tylko ty.
Na raz drgnęło we mnie tyle rzeczy, że żadnej nie potrafiłem określić słowami. Nie wiedziałem, na co i gdzie patrzeć, jak odpowiedzieć na czułość, która rozgrzewała mnie od środka.
- Czyli... Nie gniewasz się za to że ja słyszałem to wszystko i tutaj przyszedłem? - zapytałem po chwili z nadzieją. Napawanie się jedynie jego ciepłem w trwającym niepokoju nie było tak przyjemne jak mogłoby być.
- No aż tak to nie. Jestem troszkę zły, na pewno nie pozostawię tego bez konsekwencji, ale jeśli będą problemy, zawsze mogę wyciąć ci to z pamięci, szybko i bezboleśnie. - uśmiechnął się, a ja zadygotałem.
- Nie, każdy tak mówi. Nie będzie bolało. Dobre sobie. Zawsze boli.
Dam Darada Dam Dam, oto przybywam z "Merry Christmas everyone". Adan stara się pokutować, a Lyiar niech dostanie trochę miłości przed tym co go czeka.

CZYTASZ
Drakonis Severus (bxb)
FantasyMieszkańcy jednego z wielu Podgórz już od wieków wpatrują się w lśniący białym śniegiem szczyt. Kiedy podróżny podczas przechadzania się po bardzo zwyczajnych, zwyczajnie brudnych i nadzwyczajnie zwyczajnie zatłoczonych uliczkach zawiesi oko na grup...