Rozdział 6

561 31 5
                                    


   TERESA

    Nie jestem tu sama, nade mną pochyla się wysoka sylwetka. Czuję dreszcze wstrząsające moim nagim ciałem. Nie wiem czy wywołuje je zimno, czy czyste przerażenie, które zalewa mnie od czubka głowy po koniuszki palców u nóg. Milczę, moje usta wypełnia coś co przypomina gorzką, duszącą watę. Po chwili dociera do mnie, że to mój suchy, napuchnięty język.

    - Och, czyżbyś się obudziła, laleczko?

    Głos tego, kto mnie uwięził dociera do mojego obolałego mózgu wywołując mdłości. Nadal milczę, nawet nie próbuję się odezwać, strach paraliżuje mi gardło. Nie wiem, co on... wiem, że to mężczyzna... bo słowa zostały wypowiedziane przyjemnym barytonem... ma zamiar ze mną zrobić. Jednak zdaję sobie sprawę, że z jego rąk nie czeka mnie nic dobrego.

        Nie udawaj, że śpisz. Wiem, że już się obudziłaś, kochanie.  To dobrze, bo muszę się tobą zająć.

Czego ode mnie chcesz? – chrypię. - Dlaczego mnie tu trzymasz?

- Nie uwięziłem cię, maleńka. Sama tu ze mną przyszłaś. Byłaś bardzo przyjacielska. - Chichocze. - Nie martw się, zaopiekuję się tobą. Dam ci wszystko, czego będziesz potrzebowała.

        Kim jesteś? - Łkam. - Ja nie chcę tu być.

- Och, przyzwyczaisz się dziecinko, trochę tu skromnie, ale nie będziesz tu długo. Zwykle dość prędko nudzę się swoimi zabawkami, bo, widzisz, one tak szybko się psują.

    Słyszę bulgotanie wody wylewanej z butelki do jakiegoś pojemnika i dociera do mnie zapach lawendy.

    - Śmierdzisz, kochanie, a ja nie lubię kiedy moje laleczki brzydko pachną. Muszę cię umyć. Zanim zaczniemy naszą zabawę.

    - Nie, nie, nie! - Krzyczę. - Nie dotykaj mnie. Zostaw mnie w spokoju. - Łzy wyciekają mi z oczu gorącymi strugami. Dziwne, myślałam, że wypłakałam je już wszystkie.

    Mężczyzna podchodzi do mnie ze ściereczką w jednej dłoni i niewielką miską w drugiej, zapach lawendy staje się silniejszy, niemal duszący. Stawia miskę na desce obok mojej głowy, wkłada do niej myjkę, po czym ją wyżyma i zaczyna ocierać nią moje policzki.

    - Nie płacz, nie masz powodu do płaczu... jeszcze.

    Mówi to ciepłym tonem, który wydaje się mi złowieszczy. Boję się na niego spojrzeć, jednak powoli kieruję wzrok w stronę mężczyzny. Nie widzę jego twarzy, świecąca mi w oczy lampa sprawia, że jego twarz ukrywa się w cieniu, jednak mogę stwierdzić, że jest szczupły, niemal chudy i dość wysoki. Przyglądam się jego rękom, które teraz wyżymają ściereczkę i coś dostrzegam. Na nadgarstku lewej dłoni ma niewielki tatuaż. Jest to trójkąt z wpisaną w nim literą „K" ozdobiony parą małych, anielskich skrzydeł.

    - Zaraz będziesz czysta, moja maleńka. - Mówi, a jego uzbrojona w myjkę dłoń wędruje w dół mojej szyi, w stronę piersi. Mokra szmatka jest lodowata. Zaczynam nieopanowanie drżeć. On okrąża moje piersi. - Masz śliczne cycki, nie mogę się doczekać, kiedy się na nie spuszczę. - mówi.

    Czuję, jak fala mdłości podjeżdża mi do gardła, w tym momencie zdaję sobie sprawę, że nie wyjdę z tego żywa i że śmierć może okazać się wybawieniem od tego, co szykuje dla mnie ten psychol.

    - Jesteś chory! – krzyczę. - Jesteś pieprzonym, chorym zboczeńcem. Zostaw mnie w spokoju!

    Przerywa mój krzyk wymierzając mi ostry policzek. - Możesz być grzeczna i będzie miło, albo się stawiaj, to na własnej skórze poczujesz jak tresuję oporne suki.

    Zaciskam zęby, nie wiem jak to zniosę, ale mam zamiar milczeć, nie chcę go prowokować. Jego dłoń z myjką sunie niżej w stronę mojego brzucha, okrąża pępek, po czym wędruje dalej na południe. Odruchowo zaciskam uda. On chwyta moje kolana i siłą je rozkłada. Zaczynam kopać skrępowanymi nogami.

        Przestań – syczy mój oprawca. - Jeśli się nie uspokoisz, to wydłubię ci oko.

    Zamieram w bezruchu i pozwalam, aby dotarł myjką do mojego intymnego miejsca. Czuję niemal fizyczny ból, pozwalając, żeby w taki sposób gwałcił moją prywatność. Zawartość żołądka błyskawicznie unosi się do góry powodując, że zaczynają targać mną torsje.

    - Jesteś obrzydliwa – wypluwa z siebie. - Sama się umyj. - Rzuca myjką celując w moją twarz, po czym jednym szarpnięciem za sznur uwalnia moją prawą rękę. - Do zobaczenia jutro, cukiereczku. - Gwałtownymi ruchami zbiera swoje rzeczy i wrzuca je do torby. Wyłącza światło i zabiera również przenośną lampę.

    Piwnica pogrąża się w półmroku. Słyszę jak mój oprawca wspina się po drabinie i otwiera klapę, a później wciąga drabinę na górę i zatrzaskuje za sobą ciężki panel.

Zanoszę się łkaniem zarówno z powodu ulgi, jak i udręki połączonej z upokorzeniem. Boże, w co ja się wpakowałam?

Ucieczka z ciemności (Zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz