20.

1.2K 91 43
                                    

Lauren*

Japierdole...tyle mi na chwilę obecną plącze się na język. Dziewczyny pojechały z Camilą do szpitala. Ja obecnie jechałam ponownie do mojego "rodzinnego" domu (czytajcie do tej jebanej klitki bez uczuć). Clara w tym momencie przebiła moje serce i przeszła samą siebie. Nie będzie mnie interesowało nic co związane z słowem "rodzicielka". Poprostu gdyby nie fakt,że nienawidzę więzienia i gdyby nie to,że za morderstwo w afekcie lub nie jest dwadzieścia pięć do dożywocia już,dawno bym jej chyba krzywdę zrobiła. Chwilę później gdy już dojechałam na posesję i zaplanowałam ruszyłam prosto do domu nie witając się z nikim kto był mi na drodze. Gdy weszłam widziałam zdziwioną minę ojca. Stanęłam przed nim.

-Lauren co to za plama i co się dzieję?
(No tak dalej jestem ujebana z tego wina)

-Gdzie jest Clara?

-Lauren jak ty mówisz o...

-Pytam gdzie jest do kurwy nędzy Clara?!

-W swoim biurze.

Ruszyłam po schodach w górę ignorując wołanie mojego ojca. Gdy stałam pod drzwiami dojrzałam,że je zakluczyła. Nie ze mną te numery. Cofam się parę kroków i wywalam z kopa drzwi wraz z zawiasami co dziwi Clarę na samym starcie. Wchodzę już,dosłownie wkurwiona na to wszystko.

-Co ty wyczyniasz Lauren ja ty to!!!!?

-Więzienie robi swoje...a za to co zrobiłaś powinnam cie zajebać.
(Moi drodzy normalna rozmowa córki z matką)

-Jak ty sie wyrażasz?!

Podchodzę do jej biurka i widzę jej strach w oczach. Opieram ręce na nim i patrze bez grama uczucia na nią.

-Przez ciebie Camila jest w szpitalu...przez ciebie znowu wszystko wróciło...i przez ciebie ją stracę!!

-Same sobie to narobiłyście ona miała prawo znać prawdę!!!!

-Nie twoim interesem było wpierdalanie się w nasze życie tylko wychowanie czego też,nie zrobiłaś więc się nie wpierdalaj!!!

-LAUREN MICHELLE JAUREGUI MORGADO!
(Usłyszałam głos swojego rodziciela)

Odwróciłam się do niego.

-Nie waż,się nawet mi prawić te jebane regułki czy nie zaczynaj jej bronić...nie masz jaj rozumiesz!!!!
Straciłeś jedną córkę bez powrotu...a teraz ja nie chce was znać...zniszczyła nam wszystko...ty stoisz tylko z boku od zawsze.

-Lauren...

-Nie mów już,nic do cholery...oboje jesteście siebie warci.

Wyszłam poprostu i ruszyłam na dół. Potem wsiadam do auta i z piskiem opon ruszam do szpitala. Ja nawet nie mam czasu się przebrać serio. Dziewczyny do mnie dzwonią jak powalone. Po chwili dojeżdżam do szpitala i pędem ruszam pod pokój w którym są one z Camilą. Gdy już,tam dobiegam widzę ją jak siedzi na łóżku w otoczeniu dziewczyn które są przerażone...powiedziała im napewno. Gdy mnie zobaczyły wiedziałam odrazu ci za pytanie padnie odrazu.

-Co to za plama Lauren?
(Pytanie chórem)

-Miałam spotkanie biznesowe...jednak nie istotne...dziewczyny czy mogę zostać z Camilą sam na sam?

Wstały i wyszły kolejno lekko mnie klepiąc po ramieniu. Gdy drzwi się zamykają ja niewiem co robić i mówić powoli.

-Camila ja...
(No mowe mi zabiera)

-Obie jesteście do cholery jasnej zakłamane.

-To nie tak...

-A jak do cholery!?
(Widziałam,że ma dość)

"Reflection" // Camren [ Zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz